Ryba i wędka, czyli jak Polacy pomagali Afgańczykom
Polski kontyngent w Afganistanie wypełniał nie tylko zadania bojowe. Na różne projekty pomocowe wydaliśmy tam dziesiątki milionów złotych. Budowano i remontowano szkoły oraz świetlice dla dzieci i kobiet. Kładziono nowe drogi i szkolono Afgańczyków. Magazyn "Polska Zbrojna" opisuje, jak wspieraliśmy Afgańczyków.
Polski zespół specjalistów w składzie zespołu odbudowy prowincji (Provincional Reconstruction Team - PRT) oficjalnie rozpoczął działalność 28 czerwca 2008 roku podczas III zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego misji ISAF i nieprzerwanie pracował do końca listopada 2013 roku. O efektach jego działalności najlepiej mówią liczby. Polacy zaplanowali i poprowadzili 194 różnego rodzaju projekty pomocowe (w tym trzy przygotowane w ramach współpracy cywilno-wojskowej - Civil-Military Cooperation, CIMIC) za niemal 81 mln zł. - To bardzo dobrze wydane pieniądze. Inwestowaliśmy w ludzi, sprzęt, infrastrukturę. Uczyliśmy Afgańczyków troski o własną prowincję, poprawiliśmy komfort życia i pracy wielu ludzi. To dla nas największa satysfakcja - przyznaje ppłk Sławomir Kaczor, szef wydziału CIMIC w Dowództwie Operacyjnym RSZ.
Najpierw CIMIC
- Jeszcze przed misją ISAF nasi żołnierze działali na rzecz lokalnej społeczności. Podczas operacji "Trwała wolność" (Enduring Freedom) nie mieliśmy żadnych narodowych struktur CIMIC i PRT, ale nasi żołnierze zaczęli pomagać miejscowym z własnej inicjatywy. Zaopiekowali się między innymi jednym z sierocińców, zbierali odzież i żywność dla dzieci - opowiada Jacek Matuszak, uczestnik pięciu zmian w Afganistanie, między innymi w składzie zespołu odbudowy prowincji, a obecnie pracownik w zespole rzecznika prasowego resortu obrony. - Dopiero gdy się zaczęła misja ISAF, utworzyliśmy konkretne struktury w dowództwie i w poszczególnych bazach - dodaje. Żołnierze zajmujący się współpracą cywilno-wojskową oficjalnie rozpoczęli działania od I zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego operacji ISAF w Afganistanie.
Do głównych zadań żołnierzy CIMIC należało nawiązywanie kontaktów z miejscową ludnością. Spotykali się zatem z przedstawicielami władz, lokalną starszyzną, rozpoznawali warunki życia w prowincji Ghazni, następnie opracowywali propozycję pomocy. Stanowili ogniowo łączące dowództwo kontyngentu i władze lokalne. To jednak nie wszystko. Byli przygotowani do prowadzenia małych projektów pomocowych, które znacząco wpływały na jakość życia w danym regionie. To właśnie dzięki nim budowano studnie, instalowano oświetlenie solarne i kupowano narzędzia do pracy, a zimą drewno na opał. Żołnierze jeździli do wiosek, żeby tam rozdawać żywność i wodę oraz ubrania, środki higieniczne, wyprawki szkolne dla dzieci. Współorganizowali też spotkania z lekarzami (tzw. białe niedziele), na których udzielano Afgańczykom porad lekarskich, oraz przygotowywali spotkania z polskimi i amerykańskimi weterynarzami.
- Pomoc humanitarna dla mieszkańców Ghazni była istotnym elementem działań naszych wojsk. Mieszkańcy prowincji odbierali obecność polskich żołnierzy przez pryzmat poprawy bezpieczeństwa i pomocy, jaka trafiała do najbiedniejszych. To był swego rodzaju komunikat wysyłany do społeczności lokalnej, pokazujący intencje wojsk koalicji - wyjaśnia ppłk Kaczor. Od roku 2008 do 2014 przetransportowano z Polski do Afganistanu 130 t różnych darów (przy wsparciu wielu krajowych fundacji). Oprócz specjalistów CIMIC i PRT od VII zmiany PKW działała w Afganistanie także Grupa Rozwoju Dystryktów (District Development Group - DDG). Podobnie jak CIMIC, podlegała ona dowódcy kontyngentu. W jej składzie pracowało na każdej zmianie dziewięciu żołnierzy i sześciu pracowników wojska. Ich zadaniem było wspieranie administracji w prowincji oraz administratorów w dystryktach.
Budować i doradzać
Zadaniem zespołów odbudowy prowincji - w Afganistanie w szczytowym okresie działało ich 28 - było szeroko rozumiane wspieranie władz afgańskich i rozwiązywanie podstawowych problemów miejscowej ludności. Zasady działania takich zespołów zostały określone przez Amerykanów jeszcze na początku operacji w Iraku. Za podstawowe uznano wówczas trzy elementy: wsparcie bezpieczeństwa, rozwoju oraz administracji.
Polskie struktury w PRT zaczęły się formować dopiero w połowie 2008 roku, w trakcie III zmiany Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Afganistanie. Choć początki wcale nie były łatwe, doświadczenia zebrane przez Amerykanów (i po części polskie z Iraku) pozwoliły rodzimemu zespołowi odbudowy prowincji dość szybko okrzepnąć i prowadzić własne projekty. - Część polską PRT tworzyliśmy od podstaw. Orientacyjnie wiedzieliśmy, w jakich kierunkach powinniśmy działać. Jednym z ważniejszych celów było pokazanie, że Polacy, którzy wchodzą do prowincji Ghazni, są w stanie wesprzeć jej odbudowę, wspomóc rozwój infrastruktury - opowiadała sześć lat temu por. Agnieszka Dolatowska, specjalistka do spraw kulturowych.
Twórcą pierwszego polskiego PRT był ppłk Wiesław Pyć. Dowodził żołnierzami, plutonem ochrony oraz specjalistami cywilnymi z różnych dziedzin. Do pracy w PRT do listopada 2013 roku wyjechało około 70 cywilnych ekspertów, przy czym niektórzy w misji wzięli udział kilkakrotnie. To specjaliści między innymi do spraw społecznych, kulturowych, edukacji, infrastruktury, prawnych, przedsiębiorczości, elektryfikacji i kontaktów z mediami. Zespół prowadził duże, kosztowne i długoterminowe projekty. - Wszystkie miały jeden cel. Chodziło o to, by poprawić warunki życia mieszkańców Afganistanu, doświadczonych wojnami i waśniami plemiennymi - mówi Jacek Matuszak. - Bardzo ważnym zadaniem było także doradzanie władzom prowincji. Żołnierze i specjaliści PRT spotykali się z gubernatorem prowincji Ghazni, przedstawicielami miejscowej administracji i parlamentu afgańskiego, lokalnymi liderami i przywódcami plemiennymi - dodaje były specjalista z PRT.
By dzieci mogły się uczyć
Działanie polskiego PRT w Afganistanie opierało się na trzech dokumentach: "Narodowej strategii rozwoju Afganistanu", "Milenijnych celach rozwoju ONZ" oraz na programie pomocy rozwojowej, przyjmowanym co roku przez Radę Ministrów.
- Podstawą naszej pracy był pomysł. Przy czym zamysł projektu zawsze pochodził od mieszkańców, na przykład przedstawicieli władz lokalnych, starszyzny, organizacji pozarządowych. Szansę na powodzenie miały bowiem tylko te propozycje, które wychodziły od Afgańczyków. I to oni wskazywali również, kto weźmie udział w projekcie - mówi ppłk Sławomir Kaczor. Jacek Matuszak wspomina z kolei, że na początku działania PRT wystarczyło, że Afgańczycy napisali jednozdaniowe podanie z prośbą na przykład o wybudowanie szkoły. - Z czasem nauczyliśmy mieszkańców przygotowywać takie pisma. Złożony przez nich dokument zamienialiśmy we wstępny szablon projektu, opisywaliśmy w nim dokładne dane i miejsce inwestycji, wstępny kosztorys, zakres pracy, harmonogram, wycenę, termin wykonania, zagrożenia projektu, korzyści jakie z niego wynikają oraz wskazywaliśmy osoby odpowiedzialne za inwestycje ze strony polskiej i afgańskiej - opisuje. Tak przygotowany dokument opiniował przedstawiciel Ministerstwa Spraw Zagranicznych w Ghazni,
później papiery trafiały do Polski. Gdy była zgoda z kraju, PRT robił rozpoznanie rynku i szykował przetarg. - Pamiętam, że zaskoczyło mnie podejście Afgańczyków do naszej pracy. O ile Irakijczycy, domagając się pomocy, mówili "dajcie nam", o tyle mieszkańcy Afganistanu prosili o wsparcie. To wiele dla nas znaczyło - dodaje Jacek Matuszak. PRT prowadził projekty w rocznym systemie rozliczania. Oznaczało to, że inwestycja musiała być zamknięta i rozliczona w ciągu roku budżetowego. - Z wydawaniem pieniędzy zawsze były problemy. Limity mieliśmy w złotówkach, a płaciliśmy w dolarach, przy czym wartość waluty nie była stabilna. Obawiając się, że może nam zabraknąć pieniędzy, na początku asekurowaliśmy się, pisząc mniej projektów. W praktyce okazywało się, że gdy dolar staniał, mieliśmy na koniec niewykorzystane środki. Z czasem nauczyliśmy się, że warto mieć przygotowane krótkotrwałe, rezerwowe projekty, na przykład zakupowe - opisuje szef wydziału CIMIC z Dowództwa Operacyjnego.
Przygotowane przez polski zespół projekty dotyczyły wielu dziedzin. Przede wszystkim rozbudowywano sieć energetyczną w mieście Ghazni. Przeprowadzono przetargi na zakup generatorów do miejskiej elektrowni i modernizację sieci energetycznej, budowę lub remonty elektrowni wodnych i zakup lamp solarnych. Inwestowano w budowę i remont dróg (szczególnie w stolicy prowincji Ghazni oraz w dystryktach Jaghori i Nawur). PRT prowadził wiele projektów infrastrukturalnych, między innymi budując dla miasta Ghazni wysypisko śmieci i oczyszczalnię ścieków. W prowincji powstały liczne studnie, zbudowano sieć wodociągową, zbadano jakość wód gruntowych, postawiono także tamy z hydroelektrowniami.
Wiele projektów dotyczyło służby zdrowia - szkolono personel medyczny, wyremontowano między innymi największy szpital w prowincji Ghazni, oddziały położniczy i chirurgiczny wyposażono w nowoczesny sprzęt.
Osobną grupę projektów stanowiły programy edukacyjne dla dzieci i kobiet. Budowano i remontowano szkoły, przedszkola oraz świetlice. Uczono pisania i czytania. Wspierano uniwersytet i centra szkolące nauczycieli, wyposażano placówki w pomoce edukacyjne i meble. Przygotowano także kursy zawodowe, głównie dla kobiet.
- Pisano też projekty wspierające afgański wymiar sprawiedliwości. Bardzo często odbywały się seminaria i warsztaty organizowane dla poszczególnych grup prawniczych. Kupiono także wyposażenie dla departamentu sprawiedliwości i wyremontowano budynek sądu prowincjonalnego w Ghazni - uzupełnia Jacek Matuszak.
Mądra pomoc
Żaden projekt wykonany przez Polaków nie został zniszczony. To, jak podkreślają pracownicy PRT, wynika z odpowiedniego przygotowania i uzgodnienia projektu. Kluczowe było także wskazanie osób odpowiedzialnych za utrzymanie inwestycji, już po jej zakończeniu. Polacy uczyli się na błędach sojuszników. Nie planowali prac w miejscach, gdzie nie były one dobrze przyjmowane przez lokalną społeczność.
- Praca PRT miała duże znaczenie dla całego kontyngentu. Przygotowując projekty dla Afgańczyków, zyskiwaliśmy ich życzliwość. Sympatia i chęć współpracy przekładały się na bezpieczeństwo naszych żołnierzy. Pokazywaliśmy im, że można żyć inaczej. Proponowaliśmy alternatywę, ale to oni podejmowali ostateczne wybory - mówi Jacek Matuszak. - Dawaliśmy im przykład, że warto dbać o swoje otoczenie - dodaje ppłk Kaczor: - Oni również mieli swój program odbudowy prowincji. Dzięki naszej pomocy nauczyli się z niego korzystać. Sięgali także po pieniądze, które wysyłały do nich środowiska międzynarodowe.
Oficer przypomina też sytuację, kiedy Polacy przygotowywali projekty remontów dróg w mieście Ghazni. Zaplanowali także inwestycje na kolejny rok, ale ostatecznie plany uległy zmianie. - Musieliśmy się wycofać, bo się okazało, że Afgańczycy sami wzięli się za remont. Wiedzieli, jak napisać dokumentację projektową, znaleźli wykonawcę. Później właściwie nadzorowali prace i egzekwowali naprawy gwarancyjne. Potrafili dbać o swoje i utrzymywać inwestycje na dobrym poziomie. Dla nas to sukces. Daliśmy im nie tylko rybę, ale i wędkę - podsumowuje szef wydziału CIMIC z Dowództwa Operacyjnego.
Magdalena Kowalska-Sendek, "Polska Zbrojna"