Rwandyjski ksiądz oskarża: arcybiskup Henryk Hoser był w dobrych stosunkach z ludobójcami
Arcybiskup Henryk Hoser był w dobrych stosunkach z osobami dokonującymi ludobójstwa - twierdzi w rozmowie z portalem natemat.pl rwandyjski ksiądz Jean Ndorimana, który w masakrze stracił całą rodzinę. Ksiądz Hoser był 20 lat misjonarzem w tym afrykańskim kraju.
O bierność Kościoła katolickiego i abp. Hosera w obliczu zbliżającego się, a potem trwającego w Rwandzie ludobójstwa pisał niedawno tygodnik "Newsweek". Od kwietnia do lipca 1994 r. doszło tam do masowych mordów ludności Tutsi dokonywanych przez Hutu. Zorganizowani bojówkarze i sąsiedzi zabijali sąsiadów. W ciągu trzech tragicznych miesięcy zginać mogło nawet milion ludzi. Do masakr dochodziło także w kościołach, w których schronienia próbowali szukać przerażeni ludzie.
Duchowny oskarża hierarchę
Pochodzący z plemienia Tutsi ksiądz Jean Ndorimana w czasie ludobójstwa stracił całą rodzinę. W rozmowie z portalem natemat.pl potwierdził, że dobrze poznał abp. Hosera współpracując z nim przy projekcie dotyczącym planowania rodziny. - Był osobą odpowiedzialną za Kościół w całej Rwandzie, podczas gdy ja odpowiadałem za diecezję Cyangugu - mówi.
Rwandyjski duchowny wspomina, że spotkał polskiego arcybiskupa w 1994 roku w Burundi, gdy sam uciekał przed ludobójstwem. Jak twierdzi, ksiądz Hoser "był w dobrych stosunkach z osobami dokonującymi ludobójstwa, gdyż w czasie, gdy trwała rzeź ludności Tutsi, bez trudu przekraczał granicę i przemieszczał się między rozmaitymi punktami kontrolnymi w samej Rwandzie".
Sam abp Hoser w wywiadzie dla Katolickiej Agencji Informacyjnej wyjaśniał, że od września 1993 r. do sierpnia 1994 r. nie było go w Rwandzie, bo odbywał tzw. rok formacyjny - najpierw przebywał w Jerozolimie, potem wrócił do Europy: był w Warszawie, a następnie Rzymie. Do Afryki wrócił jako wizytator apostolski krótko po ustaniu masowych mordów, a w 1996 r. zakończył tę funkcję.
Ksiądz Ndorimana utrzymuje, że po masakrze polski duchowny "wielokrotnie dawał wyraz swojemu negacjonizmowi" w kwestii rwandyjskiej hekatomby i odsyła do swojej książki "Rwanda - L’Eglise catholique dans le malaise" ("Rwanda – Kościół katolicki podczas choroby").
"Po jego (Hosera - przyp. red.) wyjeździe z Rwandy wielokrotnie oświadczał: trzeba pomóc tym biskupom Hutu: obsadziliśmy ich tam, by zwalczyć Państwo Tutsi!" - cytuje fragment książki portal natemat.pl. Rwandyjski duchowny komentuje, że "państwo Tutsi" to "termin używany przez osoby, które odmawiają uznania, że na ludności Tutsi dokonano zbrodni ludobójstwa".
Arcybiskup Hoser broni Kościoła
Jest to kolejny głos w debacie na temat roli Kościoła katolickiego w 1994 roku w Rwandzie. - Kościół w Rwandzie był wielkim poszkodowanym. Stracił nie tylko czterech biskupów ale i 150 księży, czyli około jedną czwartą duchowieństwa. Poniosło śmierć także ok. 140 sióstr zakonnych, nie mówiąc już o kilkuset tysiącach wiernych świeckich. Byli to zarówno Hutu jak i Tutsi - bronił Kościoła w rozmowie z KAI abp Hoser.
Na zarzuty o współudział duchownych w zbrodniach odpowiedział: - Kościół w Rwandzie nigdy nie namawiał, ani nie brał udziału w ludobójstwie. Dowody pokazują co innego. To nie księża zabijali ludzi w kościołach, ale hordy często pijanych i znarkotyzowanych morderców.
"Kościół katolicki wspierał reżim"
Innego zdania jest ekspertka ds. Rwandy Lindę Melvern, która w rozmowie z portalem natemat.pl ostro oceniła wywiad księdza Hosera, twierdząc, ze "Kościół katolicki wspierał reżim" i "nie dbał o prawa człowieka". - Był (abp. Hoser) częścią establishmentu. Znał się z tymi, którzy dokonali tego mordu - powiedziała natemat.pl Mevern.
- Kościół legitymizował rasistowską politykę establishmentu. W latach poprzedzających ludobójstwo Tutsi żaden z hierarchów nie wystąpił przeciwko reżimowi - skomentowała. Dziennikarka przypomniała również, że MTK dla Rwandy skazywał duchownych.