Ruszył proces ws. zamachu krzesłem na prezydenta Bronislawa Komorowskiego
Przed krakowskim sądem rozpoczął się w środę proces w sprawie usiłowania zamachu na prezydenta Bronisława Komorowskiego poprzez rzucenie w niego krzesłem i obrażania prezydenta obelżywymi słowami.
Oskarżony o to Marek Majcher, "działacz prawicowej opozycji antysystemowej" - jak sam o sobie mówił w środę przed sądem - odpowiada także za posługiwanie się podczas zatrzymania cudzym dokumentem i podawanie nieprawdziwej tożsamości.
- Nie zgadzam się z tą ubecko-milicyjną narracją prokuratury, do żadnego czynu się nie przyznaję - oświadczył oskarżony po odczytaniu aktu oskarżenia.
Oskarżenia dotyczą wiecu przedwyborczego z 3 marca 2015 r. na Rynku Głównym w Krakowie, w którym uczestniczył ówczesny prezydent Bronisław Komorowski.
Według aktu oskarżenia, uczestniczący w wiecu Marek Majcher najpierw wyzywał wchodzącego na scenę prezydenta obelżywymi słowami, a następnie, stojąc w odległości 4-5 m od sceny zamachnął się, chcąc rzucić w niego krzesłem. Funkcjonariusze w cywilu zatrzymali go w momencie, kiedy ten "trzymając w górze krzesło odchylił się w sposób charakterystyczny dla człowieka, który chce oddać rzut".
Oskarżony wyjaśnił sądowi, że tego dnia brał udział w happeningu przeciwko prezydentowi Komorowskiemu. Elementem happeningu było krzesło, mające symbolizować wpadkę dyplomatyczną prezydenta w Japonii. Razem z zebranymi krzyczał jedynie: "Precz z komuną" i "Gdzie jest szogun". - Gdyby ktoś wznosił inne okrzyki, uznalibyśmy go za prowokatora - powiedział oskarżony.
Wyjaśnił także sądowi, w jakich okolicznościach został zatrzymany. - Kiedy przyjechał prezydent, akurat ja byłem w posiadaniu krzesła, podniosłem je i zostałem powalony na ziemię - mówił. Potem powiedział, że został zatrzymany w momencie, kiedy trzymając przed sobą krzesło w odległości ok. 20 metrów od wchodzącego na scenę prezydenta odwrócił się od sceny i chciał odejść; postawił krzesło i wtedy został zatrzymany.
- Wszystko zależy od interpretacji momentu zatrzymania - wyjaśnił te różnice obrońca oskarżonego mec. Bartłomiej Czech-Kosiński. Pytał też oskarżonego, czy łatwo jest podnosić ciężkie krzesło jedną ręką i czy nie trzeba wtedy balansować i odchylać się w celu utrzymania równowagi. - To było ciężkie krzesło i musiałem balansować - przyznał oskarżony.
Wątpliwości sądu w sprawie trudności w balansowaniu ciężkim krzesłem rozwiał dowód rzeczowy, jaki po przerwie pojawił się na stole sędziowskim - krzesło. - Czy to jest ciężkie krzesło? - pytał sąd oskarżonego, uzyskując odpowiedź, że "nie". - To lekkie krzesło i można je łatwo podnieść jedną ręką - potwierdził sąd. - Wydawało mi się cięższe - powiedział oskarżony. Sąd zapoznał się także z pierwszym filmem z zatrzymania oskarżonego. Z kolejnymi zapozna się na kolejnej rozprawie.
Oskarżony zaprzeczył także, by posługiwał się cudzymi danymi. Wyjaśnił, że miał przy sobie kartę kibica na nazwisko brata, a policjanci znaleźli ją i wpisali te dane do dokumentów. On nie protestował, bo obawiał się o swoje zdrowie i życie. Podpisał się tylko samym nazwiskiem, a na kolejnym komisariacie podał już prawdziwe dane. Z tego powodu podczas środowej rozprawy złożył wniosek o umorzenie postępowania w tej sprawie.
Według prokuratury, oskarżony miał w znacznym stopniu ograniczoną zdolność rozpoznania swojego czynu i pokierowania swoim zachowaniem.
Na rozprawę oskarżony został doprowadzony ze szpitala psychiatrycznego, ponieważ w poprzedniej sprawie przeciwko niemu sąd orzekł detencję, czyli przymusowe umieszczenie w szpitalu psychiatrycznym na leczenie. - Zostałem pobity przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej i zrobiono ze mnie wariata - wyjaśnił Majcher sądowi. Pytany o wcześniejsze wyroki za oszustwa stwierdził: - Zostałem skazany na podstawie fałszywych pomówień; uważam się za osobę poszkodowaną przez system.
W trakcie rozprawy sąd ujawnił także, że oskarżony podawał się za "Marka Mareckiego". - To mój pseudonim polityczny, pod którym prowadziłem działalność polityczną. Działałem pod pseudonimem, mam do tego prawo - przyznał oskarżony. Dodał, że "jako osobę publiczną wszyscy go znają jako Marek Marecki, bo występuje pod tym nazwiskiem na wiecach i w telewizji".
O tym, że "Marecki" to pseudonim polityczny, nie wiedzieli koledzy oskarżonego. Zaraz po zatrzymaniu go zorganizowali akcję "Uwolnić prześladowanego przez reżim więźnia politycznego Marka Mareckiego!".
Pytana przez dziennikarzy krakowska policja zapewniała wówczas, że nie zatrzymała nikogo o takim nazwisku. Także w środę przed rozpoczęciem procesu Marka Majchera działacze partii KORWiN i przyjaciele "aresztowanego Marka Mareckiego" zorganizowali konferencję przed sądem, na którą przyszli z krzesłem i podczas której apelowali do prezydenta Andrzeja Dudy o ułaskawienie go.
Podczas rozprawy oskarżony wyraził zgodę na podawanie jego pełnych danych osobowych.