PolskaRuszył proces ws. napadu na dzieci rosyjskich dyplomatów

Ruszył proces ws. napadu na dzieci rosyjskich dyplomatów

Zakończyła się pierwsza rozprawa w procesie oskarżonych o napad i pobicie w 2005 roku w Warszawie dzieci rosyjskich dyplomatów. Głównym podejrzanym grozi do 12 lat więzienia. Oskarżeni o rozbój i pobicie
przyznają się jedynie do "szarpania się" z młodymi ludźmi ze
Wschodu. Zaprzeczają, by rabunek telefonów i pieniędzy był celem
ich działania.

Ruszył proces ws. napadu na dzieci rosyjskich dyplomatów
Źródło zdjęć: © PAP

28.11.2006 | aktual.: 28.11.2006 14:20

Przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów miało stanąć pięcioro oskarżonych. 21-letni Paweł B. i 19-letni Filip P. są aresztowani - obu postawiono zarzut rozboju i pobicia, kradzieży trzech telefonów komórkowych i pieniędzy o łącznej wartości 1500 zł. Grozi im do 12 lat więzienia. Pozostała trójka - Anna M., Grzegorz L. i Piotr B. - oskarżona jest o paserstwo.

Anna M. oraz Piotr B. nie stawili się w sądzie. Na wniosek prokuratora ich sprawy zostały wyłączone do odrębnego postępowania. Sąd oddał głos prokuratorowi, który odczytał akt oskarżenia przeciwko trójce podsądnych.

Pierwszy z oskarżonych, Paweł B., przyznał się do pobicia jednego z pokrzywdzonych, ale zaprzeczył, by cokolwiek im skradł. Twierdził, że znajome dziewczyny zawiadomiły ich, iż grupa nietrzeźwych młodych ludzi porozumiewających się po rosyjsku, rozrabia w parku na warszawskich Stegnach, zaczepia je i wrzuca parkowe ławki do sadzawki. Wywiązała się bójka. Dodał, że wiedział, iż ich ofiary nie są Polakami.

Na ławie oskarżonych Pawła B. i Filipa P. zasiadł także Grzegorz L.. Jest oskarżony o paserstwo. Oprócz tej trójki, prokuratura stawiała w tej sprawie zarzut paserstwa także dwóm innym osobom, Annie M. i Piotrowi B. Sąd wyłączył jednak ich z tego procesu.

Poszliśmy tam, żeby kazać im przeprosić dziewczyny i żeby wyciągnęli te ławki - mówił Paweł B. Z jego wyjaśnień wynika, że grupka trzech-czterech młodych Polaków goniła rzekomo rozrabiających Rosjan kilkadziesiąt metrów, do pobliskiego przystanku autobusowego. W jego pobliżu zaczęła się szamotanina.

Paweł B. przyznał, że kilka razy uderzył pięścią swego przeciwnika, ale zaprzeczył, by zabierał mu jakikolwiek telefon, czy pieniądze. Gdy wracali z parku, jego kompan Filip P. miał pokazać telefon zabrany innemu Rosjaninowi. Miałem za to do niego pretensje, pokłóciliśmy się i Filip wyrzucił ten telefon na śmietnik - powiedział oskarżony. Czemu? - pytał sąd. Głupia sprawa, można sobie przez to narobić kłopotów - odparł.

Po nim wyjaśnienia składał Filip P. Posiadanie telefonu wyjaśniał tak: ja się szarpałem z jednym człowiekiem i on wyciągnął telefon. Zabrałem mu go, bo pokazywał, że będzie dzwonić. Ja myślałem, że na policję, to mu zabrałem. Potem go wyrzuciłem.

Jeśli wyście chcieli zaprowadzić porządek w parku, to chyba dobrze, że tamten mężczyzna chciał zadzwonić po policję. Czemu mu pan na to nie pozwolił i zabrał telefon - pytał go prokurator. Bo potem musiałbym być świadkiem. Nie lubię, żeby mnie ciągać po sądach - odpowiedział.

Sąd przesłuchał jeszcze Grzegorza L., który twierdził w śledztwie, że pochodzący z rozboju telefon kupił za 200 zł od narkomana, który mu go oferował. Chciał potem z zyskiem sprzedać, ale nie udało mu się dostać za niego więcej niż cena zakupu. Powiedział, że podejrzewał, iż telefon jest "nielegalny". Przyznał się do wszystkiego i powiedział, że żałuje tego, co zrobił.

Na następnej rozprawie w styczniu sąd chce przesłuchać m.in. dziewczyny, w obronie których rzekomo oskarżeni udali się do parku na Stegnach i pobili dzieci dyplomatów. Co najmniej do czasu przesłuchania wszystkich uczestników zajścia dwaj oskarżeni decyzją sądu pozostaną w areszcie, by - jak uzasadniał sędzia - nie mogli uzgadniać wspólnej wersji zdarzenia.

W lipcu 2005 r. na warszawskim Mokotowie chłopcy w wieku 15-17 lat (trzech Rosjan i Kazach) zostali pobici - według ich relacji - przez kilkunastu chuliganów. Skradziono im telefony komórkowe i pieniądze. Podejrzanych zatrzymano już w kilka dni po zdarzeniu. Jeden z nich, Paweł B., wyjaśniał, że powodem napaści był spór o dziewczynę.

Po napaści rosyjskie MSZ poinformowało, że "oczekuje od polskiej strony oficjalnych przeprosin". Zdaniem przedstawiciela rosyjskiego MSZ, incydent w Warszawie nie był przypadkowy i świadczy o istnieniu w Polsce antyrosyjskiego nastawienia". Polskie MSZ przekazało wtedy ambasadzie Federacji Rosyjskiej notę, w której wyraziło "szczere ubolewanie wobec zaistniałej sytuacji. Kilka dni później w Rosji "nieznani sprawcy" pobili w pobliżu polskiej ambasady polskich dyplomatów i dziennikarza.

Wobec oskarżonych sąd podtrzymał tymczasowe aresztowanie. Kolejna rozprawa ma się odbyć 15 stycznia.

Źródło artykułu:PAP
dziecipolskarosja
Zobacz także
Komentarze (0)