Ruszył proces oskarżonych o szantażowanie posła Piotra Sz.
Proces trojga młodych ludzi oskarżonych o szantażowanie posła Piotra Sz. rozpoczął się w przed sądem w Lublinie. Powodem szantażu miało być niezapłacenie za usługę seksualną.
Sąd nie uwzględnił wniosku pokrzywdzonego posła, który chciał prowadzenia całego procesu za zamkniętymi drzwiami ze względu na dobro jego rodziny. Sąd postanowił jednak wyłączyć jawność rozprawy w części dotyczącej sfery życia intymnego stron.
Sędzia Beata Górna-Gielara, uzasadniając postanowienie, powiedziała, że pokrzywdzony jest posłem i nie da się całkowicie oddzielić sfery jego życia publicznego od prywatnego, choć ma prawo do ochrony prywatności. Dodała, że pełna jawność procesu mogłaby obrażać dobre obyczaje.
Sędzia podkreśliła należyte zachowanie posła, który zawiadomił organy ścigania o przestępstwie. - Taka postawa pokrzywdzonego zasługuje nie tylko na akceptację, ale i na szersze rozpropagowanie w społeczeństwie - powiedziała Górna-Gielara.
Piotra Sz. nie było w sądzie. Jego obecność nie była obowiązkowa. Pełnomocnik Sz. nie wyraził zgody na podawanie danych osobowych posła.
28-letni Szczepan P., 27-letni Przemysław S. oraz 26-letnia Magdalena I. oskarżeni zostali o to, że w grudniu 2012 r. żądali co najmniej 3 tys. zł od Piotra Sz., grożąc mu ujawnieniem kompromitujących go nagrań.
Szczepan P. przyznał się do winy i wystąpił z wnioskiem o dobrowolne poddanie się karze, bez prowadzenia postępowania dowodowego. Chciał dla siebie kary więzienia w zawieszeniu. Nie zgodził się na to prokurator.
Przemysław S. oraz Magdalena I. nie przyznali się do winy. Wszyscy troje oskarżeni odmówili składania wyjaśnień.
Sąd odczytał wyjaśnienia oskarżonych złożone w śledztwie. Dziennikarze mogli usłyszeć jedynie krótkie ich fragmenty, które sąd uznał za nadające się do publicznego zaprezentowania. Sąd zapoznał się też z nagraniami ze spotkania oskarżonej z posłem. Sąd nie zezwolił w tym czasie na obecność dziennikarzy na sali rozpraw.
Z ujawnionych wyjaśnień oskarżonych wynika, że 19 grudnia 2012 r. zorganizowali spotkanie Magdaleny I. z Piotrem Sz. w hotelu Luxor przy Alei Warszawskiej w Lublinie. Przebieg spotkania był rejestrowany. Nagrali kamerą jak późnym wieczorem kobieta, a później poseł, wchodzą do hotelu, a po spotkaniu wychodzą. Podsłuchiwali i nagrywali przebieg spotkania, siedząc w samochodzie przed hotelem. Dźwięk przekazywany był za pośrednictwem telefonu komórkowego.
Magdalena I. miała wcześniej spotykać się z posłem, który nie zapłacił jej za seks. Poznali się przez stronę internetową. Rozpoznała go później w telewizji i w ten sposób poznała jego nazwisko. Wymieniali sms-y o treści erotycznej. Aranżując spotkanie w grudniu 2012 r., kobieta chciała odzyskać pieniądze. Po zrobieniu nagrań zamierzała rozmawiać z posłem.
Doszło do spotkania z Piotrem Sz., który miał wyrazić gotowość zapłacenia za nagranie 900 lub 1 tys. zł. Przemysław S. zaprzeczał, że chcieli pieniędzy, jak zeznał, "chodziło bardziej o dokuczenie" posłowi. Mówił też, o "zadośćuczynieniu niekoniecznie pieniężnemu za niezapłaconą usługę seksualną i brutalne traktowanie".
Sąd odroczył rozprawę do 19 maja.
Piotr Sz. w połowie lutego tego roku zrezygnował z członkostwa w Solidarnej Polsce i klubie parlamentarnym partii. W oświadczeniu tłumaczył, że przedstawiono mu inną wizję partii "niż dzisiaj wygląda naprawdę".
Rzecznik Solidarnej Polski Patryk Jaki powiedział, że gdyby poseł nie podjął decyzji o odejściu z partii i z klubu, to zostałby z niej wyrzucony. - Długo walczyliśmy o wysokie standardy w partii i w polityce. Niektóre ostatnie zachowania posła godzą w nie, więc musiałby odejść z Solidarnej Polski - powiedział Jaki.
Na początku stycznia Sz. wydał oświadczenie, w którym przekonywał, że jest ofiarą prowokacji.