ŚwiatRumunia: prezydent krytykuje rząd, ale nie chce jego dymisji

Rumunia: prezydent krytykuje rząd, ale nie chce jego dymisji

Prezydent Rumunii Klaus Iohannis oświadczył, kraj jest pogrążony w kryzysie po kontrowersyjnym rozporządzeniu o częściowej depenalizacji korupcji. Według prezydenta, większość obywateli uważa, że kraj zmierza w złym kierunku, ale socjaldemokracji zwyciężyli w wyborach w grudniu 2016 roku.

Rumunia: prezydent krytykuje rząd, ale nie chce jego dymisji
Źródło zdjęć: © AFP | Daniel MIHAILESCU

Prezydent Rumunii stwierdził, że za obecny kryzys odpowiada rząd tworzony przez socjaldemokratów. Jednak nie domaga się jego dymisji, bo niedawno partia wygrała wybory i powinna pozostać u władzy.

- Mówiliście publicznie, że chciałbym obalić legalny rząd. To nieprawda. Zwyciężyliście, teraz rządzicie i stanowicie prawo, ale nie za wszelką cenę – powiedział Klaus Iohannis do zebranych w parlamencie posłów.

- Powinniście stanowić prawo na korzyść Rumunii, a nie grupy polityków z problemami - zaznaczył prezydent. Dodał też, że kraj potrzebuje rządu, który sprawuje władzę "przejrzyście, w sposób przewidywalny, a nie potajemnie nocą".

Klaus Iohannis powiedział, że rezygnacja jednego ministra to za mało, ale przedterminowe wybory „to byłoby zbyt wiele”. - Nie róbcie z Rumunii pośmiewiska. Utrzymajcie wzrost gospodarczy – zaapelował.

Lider rządzącej postkomunistycznej Partii Socjaldemokratycznej (PSD) Liviu Dragnea i przewodniczący Senatu Calin Popescu Tariceanu odmówili powitania prezydenta w parlamencie. Klaus Iohannis wywodzi się z opozycyjnej, centroprawicowej Partii Narodowo-Liberalnej (PNL). Podczas jego przemówienia niektórzy posłowie krzyczeli „hańba!” i opuszczali salę plenarną.

Kontrowersyjna decyzja

31 stycznia rząd w trybie pilnym wydał rozporządzenie wprowadzającą zasadę, że przestępstwo urzędnicze ścigane jest z urzędu w trybie postępowania karnego tylko wówczas, gdy przyniosło skarbowi państwa uszczerbek w wysokości co najmniej 200 tys. lejów (190 tys. złotych).

Według ekspertów był to krok w tył na drodze reform jakie od czasu wejścia do Unii Europejskiej przeprowadza Rumunia, a zmiana miała służyć przede wszystkim rządzącej partii i jej liderowi. Liviu Dragnea obecnie odpowiada przed sądem za wynagradzanie z funduszy publicznych dwóch osób pracujących w latach 2006-2013 dla kierownictwa jego partii, na czym skarb państwa stracił 108 tys. lejów.

Ostatecznie rząd wycofał się z tego pomysłu po zorganizowanych w całym kraju protestach. Według szacunków były to największe demonstracje w Rumunii od 1989 roku i upadku komunizmu. Zebrany na ulicach tłum domagał się dymisji rządu premiera Sorina Grindeanu. Jednak do dymisji podał się tylko minister ds. przedsiębiorczości, handlu i kontaktów ze środowiskiem biznesu Florina Nicolae Jianu.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)