Rudzińska-Bluszcz: Jak nie rozpętać trzeciej wojny światowej [OPINIA]
W czasie, gdy wciąż zmagamy się z pandemią koronawirusa, a zawrotnego tempa nabiera kryzys klimatyczny, my obrażamy się na cały świat, zaś premier polskiego rządu ucieka się do wojennej retoryki i grozi możliwym zerwaniem paktu klimatycznego. To strzelanie z kapiszona, które jeszcze bardziej pogorszy notowania Polski.
Zuzanna Rudzińska-Bluszcz dla WP
Urodziłam się w stanie wojennym. Do szkoły poszłam w roku przełomu, gdy w Polsce odbywały się pierwsze od dziesięcioleci wolne wybory, a w Niemczech upadał mur berliński. Piętnaście lat później byłam na europejskim stypendium Sokrates-Erasmus, a Polska świętowała wejście do Unii Europejskiej. Rozwijaliśmy się najszybciej od 100 lat.
Teraz - w roku 2021 - mamy bezprecedensowy kryzys. W reakcji na unijną krytykę procesu destrukcji niezależnego sądownictwa w Polsce premier mojego kraju dopuścił możliwość wywołania trzeciej wojny światowej przez Komisję Europejską. Politycy rządzącej partii coraz częściej mówią, że poradzimy sobie bez Unii, a polexit stał się realnym tematem debat. W momencie, kiedy zawrotnego tempa nabiera kryzys klimatyczny, w czasie pandemii, która pokazała nam, że samodzielnie nic nie zrobimy, my obrażamy się na cały świat.
"Pistolet do głowy" - taktyka UE?
W niedawnych wypowiedziach dla"Financial Times" premier Mateusz Morawiecki wezwał Komisję Europejską do zaprzestania szantażowania Polski prawnymi i finansowymi groźbami. "Gun to our head" - tak określił taktykę unijnych instytucji w stosunku do Polski. Poszło o praworządność. Unijny Trybunał Sprawiedliwości kilka dni po tych słowach nałożył na Polskę karę pieniężną w wysokości 1 mln euro dziennie.
Bezpośrednio to skutek niedostosowania się polskiego rządu do postanowienia z lipca 2021 r. w zakresie działania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. W szerszej perspektywie to kara za łamanie porządku prawnego i niezrozumienie, czym jest wspólnota. Wobec kryzysu klimatycznego, będącego największym wyzwaniem solidarnościowym od dekad, taka postawa Polski to igranie z ogniem. I działanie wbrew interesowi obywateli.
Wspólnota XXI wieku
Od 6 lat Prawo i Sprawiedliwość wprowadza zmiany w funkcjonowaniu państwa. Większość z nich łączy chęć podporządkowania władzy wykonawczej niezależnych dotąd instytucji. Pokusa kontroli znana jest zapewne wszystkim rządzącym, zwłaszcza w kraju, który nie tak dawno zarządzany był ręcznie przez pierwszego sekretarza partii komunistycznej pod czułym okiem Związku Radzieckiego. Niemniej żaden rząd po 1989 roku nie poszedł tak daleko.
Dostaliśmy lekcję od Węgrów. Nie bez kozery Jarosław Kaczyński mówi o budowaniu Budapesztu w Warszawie. Pod pretekstem naprawy bolączek wymiaru sprawiedliwości od 6 lat trwa rewolucja w sądownictwie. Trybunał Konstytucyjny został podporządkowany rządzącym, którzy mają wpływ na wybór prezesów i wiceprezesów sądów, dyscyplinowanie niepokornych sędziów, represjonowanie niezależnych prokuratorów. Nagle tysiące ludzi zaczęło wychodzić na ulice w obronie abstrakcyjnej dotychczas wartości, jaką jest praworządność.
Instytucje unijne nie pozostały bezczynne. Gdy początkowa taktyka prowadzenia dialogu z rządem w ramach art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej nie przyniosła efektów, areną sporu stała się sala Trybunału Sprawiedliwości UE.
Premier Morawiecki nazwał takie działania unijne niesprawiedliwymi atakami. Ja nazwałabym je raczej oczekiwaną reakcją. Traktat akcesyjny, który Polska podpisała w 2003 roku, nie jest jedną z wielu ratyfikowanych przez Polskę umów międzynarodowych. Unia Europejska jest wspólnotą państw połączonych nie tylko wspólnymi interesami, ale także wspólnymi wartościami, do których należą rządy prawa i poszanowanie dla praw człowieka. Podpisem pod traktatem akcesyjnym przypieczętowaliśmy nasze zobowiązanie - by "kontynuować w duchu Traktatów proces tworzenia coraz ściślejszego związku między narodami Europy na już istniejących podstawach".
To gwarancja pokoju na naszym kontynencie. Wystarczy wspomnieć słowa Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka: "nieposzanowanie i nieprzestrzeganie praw człowieka doprowadziło do aktów barbarzyństwa, które wstrząsnęły sumieniem ludzkości". W deklaracji jako najwznioślejszy cel ludzkości wskazano dążenie do zbudowania takiego świata, w którym ludzie korzystać będą z wolności słowa i przekonań oraz z wolności od strachu i nędzy.
Tylko wspólnota może stawić czoła takiemu zadaniu. Tymczasem premier dzieli nas, ucieka się do retoryki wojennej, tworzy poczucie zagrożenia płynącego z Unii Europejskiej, konsoliduje zwolenników zgrabną, acz nieprawdziwą retoryką ("dyktat Brukseli" - red.). Premier gra na nucie godnościowej i niepodległościowej, jakby wróg czaił się u bram, na miarę XX wieku.
Pomyślność obywateli
XXI wiek przynosi wyzwania, którym państwo samo nie sprosta. Trzecią dekadę obecnego stulecia otworzyła globalna pandemia, która udowodniła, że świat jest systemem naczyń połączonych, a w pojedynkę państwa nic nie ugrają. Ale COVID-19 to tylko przygrywka do tego, co zgotować nam może kryzys klimatyczny w nadchodzących dekadach. Szacuje się, że zmiana klimatu zmusi do migracji aż 216 mln ludzi do 2050 r., a od 1 do 2 mld ludzi może zostać pozbawionych dostępu do wystarczającej ilości wody. Kryzys klimatyczny może spowodować 250 tys. dodatkowych zgonów rocznie już w latach 2030-2050. Stawienie czoła tym wyzwaniom wymaga odwagi i solidarności.
Tymczasem, premier Morawiecki wskazuje, że jeśli Komisja Europejska nie da obiecanych pieniędzy, Polska może zablokować unijną legislację klimatyczną. Panie premierze, gdzie jest w tej deklaracji polska racja stanu? Nasz kraj jest w ogonie europejskich deklaracji w zakresie odejścia od węgla i redukcji emisji, nie mówiąc o zapewnieniu sprawiedliwej transformacji energetycznej tysiącom górników i ich rodzinom.
Sprzeciwienie się unijnym regulacjom klimatycznym to strzelanie z kapiszona. Tym gestem Polska jedynie pogorszy swoje fatalne ostatnio noty na arenie europejskiej, nic przy tym nie osiągając. Decyzje w sprawach środowiskowych podejmowane są bowiem w Radzie większością głosów. Polskie weto nie miałoby więc żadnego znaczenia poza symbolicznym. Co gorsza, to mieszkańcy Polski ucierpią najbardziej na wojennej retoryce i izolacjonizmie.
Kryzys klimatyczny to nie tylko zjawiska atmosferyczne, które zmienią nasze dotychczasowe życie, ale także olbrzymie migracje - w skali nieporównywalnej do tych, z którymi nasze państwo mierzy się obecnie na wschodniej granicy. Wydaje się, że większość państw unijnych zdała sobie z tego sprawę.
Przyjęte w czerwcu europejskie prawo o klimacie wprowadza kluczowe rozwiązania, m.in. prawnie wiążącego celu neutralności klimatycznej do 2050 r. oraz redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2030 r. Każde państwo członkowskie ma obowiązek podejmować wszelkie działania służące jego realizacji. Tego wymaga zasada lojalnej współpracy ustanowiona w art. 4 ust. 3 TUE. Tego też wymaga Porozumienie paryskie sprzed 6 lat, które zostało przez Polskę ratyfikowane.
Dlatego apeluję do premiera: proszę pomyśleć o perspektywie szerszej niż cykl najbliższych wyborów, niż nasze pokolenie. Konstytucja zobowiązuje pana do zapewnienia bezpieczeństwa ekologicznego obecnym i przyszłym pokoleniom. Pana działania dziś, w imię bieżącego interesu politycznego, zaprojektują nam wszystkim przyszłość - i to nie taką, jakiej w większości byśmy chcieli.
Jak pokazują badania, przeważająca grupa mieszkańców Polski jest zmęczona obroną węgla i chce, by rząd inwestował w OZE. Chcemy żyć w demokratycznym, bezpiecznym, europejskim kraju. Do tego niezbędne jest, by premier wczytał się ponownie w rotę swojej przysięgi: "Dobro Ojczyzny oraz pomyślność obywateli będą dla mnie zawsze najwyższym nakazem".
*Zuzanna Rudzińska-Bluszcz - radczyni prawna, szefowa fundacji ClientEarth Prawnicy dla Ziemi, w 2020 i 2021 kandydatka na urząd Rzecznika Praw Obywatelskich poparta przez ponad 1200 organizacji społecznych.