Różowe getto
Pomysł Lecha Kaczyńskiego, prezydenta Warszawy, który chce wyprowadzić agencje towarzyskie ze stolicy, podoba się również czytelnikom "Expressu Bydgoskiego". Większość z nich jest za stworzeniem specjalnych dzielnic dla tego typu przybytków. Wszyscy domagają się też ich opodatkowania. Za seks w agencji trzeba płacić. Dlaczego więc prostytutki i ich "opiekunowie" są zwolnieni od płacenia podatków? - ten problem budził najwięcej emocji wśród osób, które wzięły udział w dyskusji.
- Walka z agencjami nie ma sensu. Moim zdaniem trzeba je "oswoić". Po pierwsze opodatkować - szkoda tych pieniędzy, które wyciekają z kasy państwa, bo purytańska władza nie chce brudzić sobie rąk pieniędzmi z nierządu, tymczasem naganiacze żyją jak paniska; po drugie - wyprowadzić z miasta. Jestem za tworzeniem specjalnych dzielnic, gdzie takie przybytki znajdą dla siebie miejsce. Ograniczenie w ogóle ich działalności jest niewykonalne. Represje wobec panienek skończą się zejściem seksu do poziemia, a to może mieć fatalne skutki dla klientów preferujących tego typu rozrywki - przekonuje pan Roman z Bydgoszczy.
- Myślę, że pomysł prezydenta Warszawy jest trafiony i podpisuję się pod nim. Dlaczego mam znosić orgie prostytutek prawie pod swoim domem? Domy publiczne powinny znajdować się w specjalnych dzielnicach - tak, żeby dzieci nie miały tam dostępu, a co za tym idzie nie były z przypadku edukowane seksualnie. Rozpasanie obyczajów współczesnego świata jest przerażające - twierdzi Czytelniczka z Inowrocławia.
- U nas w bloku mieści się agencja towarzyska. Mieszkam piętro niżej tego przybytku. Wiele razu zdarzało się, że klienci dobijali się do mojego mieszkania. Naprawdę nikomu nie życzę takiego sąsiedztwa. Człowiek nie ma spokoju we własnym domu. Irytuje również, że ja ciężko pracuję i muszę płacić podatek, tymczasem tacy sutenerzy bogacą się kosztem państwa a polityków to nie rusza!
- Ministrowie szukają oszczędności, żeby zmniejszyć dziurę budżetową, zabierają najbiedniejszym, tym którzy i tak ledwie wiążą koniec z końcem, tymczasem pozwalają rozkwitać takiemu "różowemu biznesowi". Usankcjonujmy to! Niech płacą podatki, niech dziewczynki się badają, niech wreszcie wyniosą się z bloków mieszkalnych do specjalnych dzielnic dla nich przeznaczonych. Przecież w Amsterdamie, Hanowerze czy innych miastach Europy są specjalne zakątki, gdzie mieszczą się tego typu miejsca i jakoś nikomu to nie przeszkadza. Teraz pora na Polskę! - apeluje Czytelnik z Fordońskiej.
- Do lasu z nimi, niech żyją w szałasach, a nie w mieście! Takie orgie, jakie wyprawiają się w agencjach świadczą o kompletnym zezwierzęceniu ludzi. Zero godności! Przecież to wstyd, żeby człowiek tak się zeszmacił! Jestem oburzona i zniesmaczona rozwiązłością ludzi, ich sposobem zaspakajania żądz. Obrzydliwe i tyle - konkluduje pani Maria z Bydgoszczy.
- Walka z agencjami, to jak walka z wiatrakami. Zapotrzebowanie na seks istnieje i dlatego powstaje tak wiele agencji. Myślę, jednak że nie poszczególni prezydenci miast powinni coś z tym robić, ale problemem należy zająć się centralnie.
- Opodatkować, sprawdzać kobiety które tam pracują, warunki ich pracy, sposób traktowania, wreszcie robić im cykliczne badania. Myślę, że przy takiej kurateli nad przybytkami rozkoszy, te przysłowiowe "różowe budy" padną, a zostaną tylko agencje spełniające przynajmniej podstawowe warunki bezpieczeństwa. Sądzę, że przeniesienie ich na obrzeża miasta jest dobrym pomysłem. Skumulowane w jednej dzielnicy będą łatwiejsze do policyjnej obserwacji. Udawanie, że problem nie istnieje nie jest najlepszym wyjściem z sytuacji - stwierdza pan Tadeusz.
(ann)