"Rozdmuchanie afery ws. prymitywnej satyry szkodzi prezydentowi"
Niemiecki dziennik "Suedeutsche Zeitung" uważa, że opublikowana na łamach "Tageszeitung" "prymitywna satyra" raczej nie zaszkodzi wizerunkowi polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, natomiast szkodliwe są przesadne reakcje i "rozdmuchiwanie" emocji przez polityków.
06.07.2006 | aktual.: 06.07.2006 12:02
Komentarz pióra warszawskiego korespondenta gazety Thomasa Urbana "Oburzenie w Warszawie" ukazał się w wydaniu największej opiniotwórczej niemieckiej gazety.
Urban wyraża zdziwienie, że satyra w niewielkim berlińskim dzienniku "taz" "wstrząsnęła" Polską. Zwraca uwagę, że "szef rządu, pani minister spraw zagranicznych, sekretarze stanu podniecają się tak, jakby w Polsce nie istniało przysłowie: psy szczekają, karawana idzie dalej".
Komentator przyznaje, że satyry na polskiego prezydenta nie można uznać za "wielkie osiągnięcie intelektualne" - "jest ona prymitywna". Jego zdaniem, prezydent Kaczyński ma powody, aby czuć się niesprawiedliwie traktowany przez niemiecką prasę, ponieważ "wcale nie jest strasznym Hinterwaeldlerem" (słowo utworzone od angielskiego backwoodsman, określające ludzi oderwanych od życia i zacofanych)
Kaczyński jest "jak na zawodowego polityka" raczej człowiekiem niezwykle wykształconym, który w dodatku udowodnił, że "potrafi się uczyć". "Sprawił, dzięki wspólnej ofensywie uśmiechów prezydenta Horsta Koehlera i Angeli Merkel, że jego stosunek wobec Niemców stał się bardziej odprężony. Odszedł też od swego wcześniejszego sceptycznego wobec Europy stanowiska. W końcu zaakceptował, choć zgrzytając zębami, paradę gejów i lesbijek w Warszawie" - czytamy.
Zdaniem "SZ", wygląda na to, że polscy politycy chcą mu wyrządzić złą przysługę, "rozdmuchując do rozmiarów afery" satyrę, która przeszła niezauważona i jest kiepska. "Sama satyra raczej nie powinna zaszkodzić wizerunkowi głowy polskiego państwa, natomiast szkodzą (temu wizerunkowi) rozbudzone emocje" - ocenia Urban.
Komentator podkreśla na zakończenie, że dokonane przez "niedoświadczoną" panią minister spraw zagranicznych Annę Fotygę porównuje "taz", który "uważa się za bastion przeciwko dawnym i nowym nazistom", z prowadzącym w Trzeciej Rzeszy nagonkę na Żydów nazistowskim pismem "Der Stuermer", "świadczy o ignorancji i jest skandaliczne".
Jacek Lepiarz