Rozbiór Imperium Brytyjskiego - niezrealizowany pakt Hitlera i Stalina
W obliczu porażek na angielskim niebie, Adolf Hitler postanowił wprowadzić w życie plan, który - jeśli doszedłby do skutku - stanowiłby największe zagrożenie dla pokoju w dziejach świata. Wystarczyło zaledwie kilka podpisów, aby kolejnym sygnatariuszem Państw Osi został Związek Radziecki.
Był chłodny wtorkowy poranek 12 listopada 1940 r. O godzinie 11:05 czasu środkowoeuropejskiego na Dworzec Śląski w Berlinie wjechał długo wyczekiwany pociąg. Słupy przyozdobione kolorowymi kwiatami oraz flagami państwowymi wskazywały na wydarzenie o ogromnym znaczeniu dyplomatycznym. Gdy pociąg zatrzymał się wreszcie na stacji, wysiadł z niego niewysoki mężczyzna odziany w długi ciemny płaszcz. Przybyły jegomość, mniej więcej pięćdziesięcioletni, był szczupłej budowy, miał binokle w metalowej oprawie i starannie przystrzyżone wąsy, a pod szykownym kapeluszem skrywał lekko łysiejące ciemię.
Obecna na miejscu orkiestra po raz pierwszy od 1933 r. odegrała pieśń socjalistów: "Międzynarodówkę". Na spotkanie z nietutejszym gościem wyszedł jeden z ministrów w rządzie Adolfa Hitlera. Przybysz zdjął z głowy kapelusz, po czym - życzliwie się uśmiechając - wymienił z gospodarzem przyjacielski uścisk dłoni. Obaj panowie sprawiali wrażenie, jakby widzieli się już wcześniej. I było to wrażenie jak najbardziej słuszne: gospodarzem był bowiem Joachim von Ribbentrop, jego gościem natomiast - Wiaczesław Mołotow.
Wstęp do rozmów
"Związek Radziecki może porozumieć się z każdym państwem, bez względu na jego ustrój" - mówił Józef Stalin 10 marca 1939 r. na XVIII Zjeździe KPZR w Moskwie. Przemówienie to, nazwane później "kasztanową mową", było zapowiedzią zbliżenia radziecko-niemieckiego. Potoczna nazwa tej perory wzięła się od parafrazy słów Stalina: "Nie pozwolimy, aby Związek Radziecki został wciągnięty do konfliktów przez podżegaczy wojennych, którzy przywykli do tego, by inni wyciągali za nich kasztany z ognia" (w oryginale była mowa o "podżegaczach, którzy rozgrzebują żar cudzymi rękami").
Podczas zjazdu Stalin przekonywał, że zbliża się nieubłaganie wojna imperialistyczna pomiędzy państwami kapitalistycznymi i faszystowskimi. "Toczą wojnę państwa napastnicze, które wszelkimi sposobami szkodzą interesom państw nienapastniczych, przede wszystkim Anglii, Francji, Stanów Zjednoczonych Ameryki, te ostatnie zaś cofają się i odstępują czyniąc napastnikom jedno ustępstwo po drugim" - mówił.
Zielonym światłem dla Hitlera było stwierdzenie Stalina, że pakt antykominternowski nie został zawarty po to, aby zagrozić ZSRR, lecz dla uśpienia czujności zachodnich demokracji: "Wojna przeciwko interesom Anglii, Francji, Stanów Zjednoczonych Ameryki? Cóż za nonsens! 'My' prowadzimy wojnę przeciwko Kominternowi, a nie przeciwko tym państwom. [...] W ten sposób chcieli panowie napastnicy urobić opinię społeczną". Radziecki dyktator poparł tę koncepcję uwagą, że na obszarach ostatnich działań militarnych faszystów na próżno szukać "ognisk Międzynarodówki Komunistycznej".
O tym, jak jego słowa zostały odczytane w Berlinie, świadczyła wypowiedź, która padła z ust ministra spraw zagranicznych III Rzeszy Joachima von Ribbentropa, podczas rozmowy z jednym z radzieckich dyplomatów. 23 sierpnia 1939 r., tuż przed podpisaniem haniebnego paktu będącego wstępem do II wojny światowej, oznajmił: "Tak oczywiście, w pełni zrozumieliśmy sygnał zawarty w przemówieniu Generalnego Sekretarza Stalina z 10 marca".
Hitler wiedział, że trzeba jakoś wykorzystać tę sytuację. Po klęsce Francji miewał jednak ciągłe wątpliwości - rozważał sojusz, ale zastanawiał się również nad inwazją na ZSRR. Od pomysł ataku starał się go odwieść jeden z największych zwolenników dalszej współpracy z Sowietami - niemiecki ambasador w Moskwie Friedrich von der Schulenburg. W przygotowanym memorandum przedstawił potencjalne zagrożenia związane z atakiem na ZSRR, zwracając m.in. uwagę na duże obciążenia ekonomiczne.
Do współpracy ze Stalinem przekonały jednak Hitlera nie sprawozdania dyplomatów, ale pierwsze porażki w wywołanej przez niego wojnie. Intencją Führera było, aby Związek Radziecki - jako czwarte państwo - dołączył do Paktu Trzech i razem w Wehrmachtem zaatakował terytoria należące do Imperium Brytyjskiego. W ten sposób usiłował potwierdzić przypuszczenia Stalina, że Państwa Osi dążą wyłącznie do destabilizacji kapitalistycznych mocarstw.
Mołotow w Berlinie
Efektem tych zakusów była wizyta ministra spraw zagranicznych ZSRR Wiaczesława Mołotowa. Podczas rozmów, które toczono od 12 do 14 listopada 1940 r. w budynku Kancelarii Rzeszy w Berlinie, omawiano kwestie nowego ładu w Europie po pokonaniu Brytyjczyków.
Wnet okazało się jednak, że nakłonienie Stalina o udziału w wojnie nie będzie łatwym zadaniem. Radziecki minister spraw zagranicznych - ku irytacji Ribbentropa i Hitlera - był wyjątkowo twardym i dociekliwym negocjatorem. Interesowały go chociażby tak niewygodne kwestie jak: obecność jednostek niemieckich w Finlandii i w Rumunii, dalsze losy okupowanej Polski czy intencje Führera względem Bałkanów.
Tymczasem gospodarze spotkania starali się wybadać, czy ZSRR chce wziąć udział w rozbiorze Imperium Brytyjskiego, które - jak twierdzili - było już praktycznie pokonane. "Anglia przegrywa i jest już tylko kwestią czasu, gdy przyzna się do porażki. [...] Nadchodzi właśnie początek końca Imperium Brytyjskiego" - mówił pewnie Ribbentrop. Zakomunikował ponadto, że ewentualne wejście Stanów Zjednoczonych do wojny nie zagrozi w żaden sposób Niemcom i ich sojusznikom. "Włochy i Niemcy nigdy nie dopuszczą do lądowania Anglosasów w Europie" - przekonywał. Hitler wypowiadał się na podobną modłę. Niemiecki tłumacz Paul Schmidt napisał w swoich wspomnieniach, że " Führer gotował się do wojny ze Stanami Zjednoczonymi nie w roku 1945, ale najwcześniej w 1970 lub 1980".
Mołotow podchodził jednak do tych deklaracji z widocznym dystansem. Atmosfera w Kancelarii Rzeszy gęstniała. Charakter prowadzonych rozmów podsumował w żołnierskich słowach tłumacz Mołotowa, Władimir Pawłow. W jego odczuciu były one zwyczajnie "męczące i pozbawione sensu". Na kolejnych spotkaniach Ribbentrop - wyraźnie już poirytowany - skarżył się, że Mołotow "przesłuchuje go zbyt drobiazgowo". Na domiar złego, podczas spotkania miało miejsce kolejne brytyjskie bombardowanie. Zaproszony gość - po tym jak musiał udać się do schronu przeciwlotniczego - nie omieszkał skomentować tego zdarzenia w zgryźliwy sposób: "Mówicie, że Anglia została pokonana. Dlaczego zatem siedzimy w schronie podczas nalotu bombowego?".
Lebensraum dla każdego
Choć postawa Mołotowa doprowadzała Hitlera do szewskiej pasji, próbował prowadzić z nim ryzykowną grę pozorów. Z protokołu posiedzenia w Berlinie wynika, że Ribbentrop starał się zmylić Mołotowa w kwestii jednej z kluczowych doktryn nazizmu. Niemiecki minister miał go zapewniać, że pod ideą Lebensraum ("przestrzeni życiowej") nie kryje się plan ekspansji III Rzeszy w kierunku ZSRR, lecz odnosi się ona do strefy wpływów każdego z czterech sojuszników. W dokumencie ze spotkania czytamy: "Führer był zdania, że w każdym wypadku korzystne byłoby ustalenie stref wpływów pomiędzy Rosją, Niemcami, Japonią i Włochami na bardzo szerokiej linii. Führer analizował to pytanie [zadane przez Mołotowa - przyp. redakcji] bardzo długo i uważnie, dochodząc do następującego wniosku: ze względu na położenie, jakie cztery mocarstwa zajmowały na świecie, rozważnie prowadzona polityka powinna skierować tempo ekspansji ich Lebensraum na południe. [...] Niemcy określiły swoje strefy wpływów wspólnie z Rosją, uznając że po
ustanowieniu nowego ładu w Europie Zachodniej, one również powinny odnaleźć swoją Lebensraum na południu, w rejonie Afryki Środkowej, czyli dawnych kolonii niemieckich".
Podczas konferencji ustalono, że "przestrzeń życiowa" dla Sowietów powinna znaleźć się w okolicach Oceanu Indyjskiego. Do kwestii tej powrócono w następnych dniach. Ostatecznie Niemcy obiecali Sowietom, że w zamian za zaangażowanie w konflikt z Anglią otrzymają Indie Brytyjskie, Irak i Persję. Pod kontrolą Sowietów miały się zatem znaleźć tereny bogate w złoża ropy naftowej. W zamian Stalin miał się zgodzić na wpływy Niemców w Finlandii oraz zrezygnować z Bałkanów.
Ribbentrop wyraził oprócz tego opinię, że Sowieci powinni otrzymać rejon z dostępem do morza. Na pytanie Mołotowa, jakie morze ma konkretnie na myśli, udzielił jednak wymijającej odpowiedzi, że wszystko zostanie uzgodnione po zakończeniu wojny. Zadeklarował również, że III Rzesza postara się o poprawę stosunków pomiędzy ZSRR i Japonią. W protokole znalazła się wzmianka, że azjatycki sojusznik Hitlera zrezygnuje na rzecz Stalina ze spornego terenu północnego Sachalinu. W podsumowaniu spotkania znalazło się intrygujące stwierdzenie, że porozumienie, do którego dążą kraje Paktu Trzech oraz Związek Radziecki, ma służyć "zapobieżeniu rozprzestrzeniania się wojny i przyśpieszeniu ustanowienia pokoju na świecie". Oprawcy, którzy byli bezpośrednio odpowiedzialni za wybuch globalnego konfliktu, próbowali się tym samym stroić w piórka wyzwolicieli.
Radzieckie kontrpropozycje
Mołotow był zgodny z Ribbentropem i Hitlerem w sprawie poprawienia relacji z Japończykami, ale pozostałe wizje nowego porządku Sowietów i Niemców, całkowicie się różniły. Gospodarze nie kryli zaniepokojenia, gdy radziecki minister naciskał na bazę morską w Turcji oraz wpływy ZSRR w Bułgarii. Hitler starał się delikatnie sugerować, że celem paktu zawartego w 1939 r. miało być odrodzenie dawnych imperiów, upadłych po I wojnie światowej. Bałkany, jako dawne ziemie Austro-Węgier, powinny się zatem znaleźć w niemieckiej strefie wpływów. Mołotow nie mógł jednak ulec - Stalin instruował go, że kwestia Turcji nie podlega żadnym ustępstwom. Tymczasem Niemcy byli skłonni dać Rosji pewne przywileje związane z korzystaniem z Morza Czarnego, ale bez tworzenia tam stałych baz.
W trakcie negocjacji Hitler wypomniał Sowietom, że o ile Niemcy wypełnili uczciwie wszystkie punkty zawartego wcześniej paktu Ribbentrop-Mołotow, o tyle Stalin - zajmując w czerwcu 1940 r. północną Bukowinę - działał poza ustaloną umową. Mołotow był jednak niewzruszony. Przyznał, że obszar ten nie znalazł się w tajnym protokole, ponieważ Rosja ograniczała wtedy swoje wymagania. Sytuacja polityczna miała jednak ulec zmianie, przez co zajęcie tego obszaru stało się dla Sowietów konieczne.
13 listopada, podczas kulminacyjnej rozmowy, minister radziecki zobowiązał się przekazać treść negocjacji Stalinowi, obiecując udzielenie jak najszybciej odpowiedzi. 26 listopada, około godziny 9 rano, niemieckie MSZ otrzymało telegram z Moskwy o następującej treści:
"Rząd radziecki jest gotów zaakceptować projekt Paktu Czterech, przedstawiony przez ministra spraw zagranicznych Rzeszy [...] z zastrzeżeniem następujących warunków:
1. Wojska niemieckie natychmiast wycofają się z Finlandii [...]. Jednocześnie ZSRR zobowiązuje się zapewnić pokojowe stosunki z Finlandią oraz chronić niemieckie interesy gospodarcze w tym kraju.
2. W ciągu najbliższych miesięcy zostanie zabezpieczony interes ZSRR w cieśninie, poprzez zawarcie paktu o wzajemnej pomocy pomiędzy ZSRR i Bułgarią [...]. Ustanowione zostaną bazy dla sił morskich i lądowych ZSRR w okolicy Bosforu i Dardaneli, które zostaną nam oddane na długoterminową dzierżawę.
3. Rejon na południe od Batumi i Baku oraz ogólnie Zatoki Perskiej, będzie celem dążeń ZSRR.
4. Japonia zrezygnuje z prawa koncesji na węgiel i ropy naftowej w północnym Sachalinie".
Przynajmniej część tych żądań była dla Hitlera nie do zaakceptowania, dlatego bez wahania odrzucił możliwość porozumienia się na tych warunkach.
Od współpracy do agresji
Chociaż Hitlerowi nie udało się dogadać ze Stalinem, nie jest wcale pewne, czy zawarcie tego sojuszu wpłynęłoby na losy wojny w sposób znaczący. Stalin, który był zdecydowanie mniejszym ryzykantem niż Führer, starał się włączać do wojny w momencie, gdy udział czerwonoarmistów wiązał się już tylko z triumfalnym przemarszem, aniżeli ze zbrojnymi potyczkami. Tego rodzaju taktykę radziecki przywódca zastosował przynajmniej trzykrotnie: w 1939 r., gdy bez większego wysiłku zajął Kresy Wschodnie Rzeczpospolitej, w 1940 r., gdy anektował kraje bałtyckie oraz w 1945 r., gdy wszedł na teren Japonii tylko po to, aby zgodnie z postanowieniami zawartymi w Jałcie otrzymać Wyspy Kurylskie.
- Osobiście sądzę, że Stalin w takim wypadku przyjąłby taktykę podobną do tej po układzie Ribbentrop-Mołotow, czyli wyczekiwania i wkroczenia do wojny wtedy, gdy sprawa będzie już przesądzona. Hitler nie mógłby być pewien intencji sowieckich do końca, więc trudno byłoby mu się zaangażować w inwazję na Wyspy Brytyjskie - mówi w rozmowie z WP dr hab. Tadeusz Rutkowski, historyk z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego.
Brak porozumienia utwierdził Hitlera w przekonaniu, że ze Stalinem nie należy paktować, lecz walczyć. 18 grudnia 1940 r. wydał dyrektywę nr 21, zatwierdzając tym samym plan "Barbarossa" - inwazji na Związek Radziecki. Fiasko spotkania w Berlinie stanowiło jednak wyłącznie pretekst. Analizując wojenne poczynania Hitlera można założyć, że bez względu na bieg wypadków, nie zboczyłby raczej z ideologicznej ścieżki. Realizując skrupulatnie założenia wyłożone w "Mein Kampf", dążyłby zatem do zgładzenia Sowietów nawet wówczas, gdyby wizyta Mołotowa zakończyła się pomyślnie.
- Zajęcie Europy Wschodniej, czyli rozbicie ZSRS było dla Hitlera celem strategicznym - wojna z Zachodem, zwłaszcza z Wielką Brytanią, była tylko środkiem do tego celu. Brak zaufania do polityki ZSRS przejawił Hitler już latem 1940 r. w związku ze sprawą sowieckich roszczeń do Bukowiny. Trzeba pamiętać również, że Hitler lekceważył potencjał militarny ZSRS. Po podboju Wielkiej Brytanii mógł więc ruszyć na Wschód - wyjaśnia dr hab. Rutkowski.
Zaledwie kilka dni po wyjeździe Mołotowa z Berlina, Pakt Trzech został wzmocniony przez Węgry i Rumunię - państwa, które ideologicznie były znacznie bliżej III Rzeszy niż Związek Radziecki. Pod koniec wojny wyszło jednak na jaw, że regent Królestwa Węgier - admirał Miklós Horthy - był sojusznikiem równie niepewnym, co Stalin. W konsekwencji państwo to - podobnie jak wcześniej ZSRR - ze wspólnika stało się celem niemieckiej agresji.
Adam Gaafar dla Wirtualnej Polski