Rowerowa Parada Równości?
Moja znajoma, która ma tę samą przykrą przypadłość co ja (jeździ rowerem do pracy), stwierdziła – jako szanująca się kobieta – że ma dość parkowania pod latarnią i postanowiła poszukać w swoim biurowcu jakiegoś przytulnego wnętrza, w którym mogłaby przechować rower. Kiedy tylko wprowadziła swoje dwa kółka do reprezentacyjnego holu, została obstąpiona przez panów z ochrony, którzy zasłaniając się przepisami wezwali dyrektorkę administracyjną budynku. Młoda ta kobieta wychyliła się ze swojego gabinetu, spojrzała na moją znajomą i jej rower, westchnęła ciężko i zapytała znużonym głosem: „a komunikacją miejską to nie łaska?"
15.06.2005 | aktual.: 15.06.2005 11:59
Pytanie dyrektorki może wydać się – niewprawnemu obserwatorowi – nie na miejscu. Ktoś może nawet uznać je za niegrzeczne. Nic bardziej błędnego! Czyż dyrektorka nie wykazała troski o zdrowie, życie i dobre samopoczucie mojej znajomej? Czyż specjalnymi administracyjnymi utrudnieniami nie dość zadbała o to, aby mojej koleżance było lepiej?
Nie będę tu skupiał się na wszystkich minusach jeżdżenia rowerem. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy nigdy tego nie spróbowali, doskonale zdają sobie sprawę z tych wad, gdy stoją w korku, mijani przez nieszczęśliwych rowerzystów. Niestety masa tych wad nie dociera do rosnącej w moim mieście liczby miejskich cyklistów. To nad nimi pochylają się z troską administratorzy budynków, projektanci dróg, urzędnicy miejscy i politycy.
Aby pohamować niebezpieczną pasję rowerzystów, ścieżki rowerowe projektowane są ze specjalnej nawierzchni, która w sposób naturalny, w trakcie użytkowania zmienia się w jeden wielki próg zwalniający. Dla tych, którym to nie przeszkadza, przyszykowano kolejną niespodziankę, w postaci parkujących na ścieżkach samochodów. Strażnicy miejscy, którzy zazwyczaj z wielką gorliwością wlepiają mandaty za nieprawidłowe parkowanie, w takich przypadkach - kierując się wyższym dobrem społecznym - bezradnie rozkładają ręce. Dodatkowo ścieżki prowadzone są tam, gdzie nie ma takiej potrzeby, a tam gdzie są potrzebne - ścieżek brak. To kolejny sygnał, jaki miasto wysyła do rowerzystów: opamiętajcie się, jeszcze nie jest za późno.
Są jednak tacy, do których ten oczywisty język gestów nie trafia. Do tych nieszczęśników, którzy na rowerze wytrzęśli resztki mózgu, trzeba przemówić wprost. Można to zrobić tak, jak dyrektorka administracyjna w biurowcu mojej znajomej, a można to zrobić tak, jak prezydent Lech Kaczyński (profesor doktor habilitowany), który powiedział: Nie przesadzajmy z budową ścieżek rowerowych i dodał, że w Warszawie nie ma potrzeby tworzyć rowerowej infrastruktury, gdyż rower nie jest w tym mieście tak popularny, jak w miastach holenderskich czy skandynawskich. Kogoś, kto po takiej wypowiedzi wciąż nie zrozumie, że prawdziwa łaska stoi w zatłoczonym autobusie lub samochodowym korku, a nie jeździ rowerem, porównać można tylko do nieszczęśnika, który na trzy miesiące przed wyborami chciałby poznać program gospodarczy i społeczny przyszłej koalicji rządzącej, zamiast wysłuchiwać arcyciekawych sporów lustracyjno-moralizatorskich.
Politycy (i dyrektorzy administracyjni biurowców) nie są po to, aby wsłuchiwać się w głos ludu. Z jakichś powodów zostali wybrani na kierownicze stanowiska. Z jakichś powodów nami rządzą. Z jakichś powodów wydaje im się, że wiedzą lepiej, czego nam potrzeba.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska