ŚwiatRosyjskie służby w Pradze. Trwa wojna na dyplomatów

Rosyjskie służby w Pradze. Trwa wojna na dyplomatów

Czechy stawiają Rosji ultimatum i wydalają kolejnych dyplomatów. Rosja odpowiada, że taki ton jest niedopuszczalny i grozi możliwymi konsekwencjami. Tak źle na linii Praga-Moskwa nie było od bardzo dawna. W tle konfliktu sprawa tajemniczego wybuchu w składzie amunicji, za którym miał stać rosyjski wywiad, a o którym Czechy milczały przez wiele lat.

Premier Czech Andriej Babisz
Premier Czech Andriej Babisz
Źródło zdjęć: © Anadolu Agency via Getty Images | Anadolu Agency

22.04.2021 14:24

10 kwietnia premier Czech Andrej Babisz wraz z wicepremierem Janem Hamaczkiem niespodziewanie zwołali konferencję prasową. Przypuszczano, że może ona mieć związek z pandemią koronawirusa, ale czescy politycy wrócili do ważnej i do tej pory owianej tajemnicą sprawy sprzed lat. - Za wybuchem w składzie amunicji w Vrbeticach w 2014 stał rosyjski wywiad GRU - powiedział Babisz. I dodał, że w związku z tym Czechy zdecydowały o wydaleniu 18 rosyjskich dyplomatów.

Wybuch w składzie amunicji

Do wspomnianej eksplozji doszło w składzie amunicji we wsi Vrbetice przy granicy z Austrią w 2014 roku. A właściwie do dwóch wybuchów. W pierwszym, w październiku, zginęły dwie osoby. W drugim, dwa miesiące później, obyło się bez ofiar. Od tamtej pory czeski rząd milczał na temat przyczyn katastrofy. Na początku Andrej Babisz, który wówczas był ministrem finansów, sugerował, że za wybuch może odpowiadać firma Imex z Ostrawy, która wynajmowała magazyny.

Teraz okazało się, że był to mylny trop, a odpowiedzialność za zdarzenie ma spoczywać na "turystach z Salisbury", czyli oficerach rosyjskich służb specjalnych, którzy stali także za próbą otrucia byłego brytyjskiego szpiega Siergieja Skripala. Szpiedzy - Rusłan Boszyrow i Anatolij Czepiga - tłumaczyli się później przed kamerami rosyjskiej TV, że przyjechali do Wielkiej Brytanii zwiedzać gotycką katedrę.

Agenci w czeskiej ambasadzie

- Gdy na światło dzienne wypłynęły ich podobizny, czeskie służby zainteresowały się sprawą, bo najprawdopodobniej agenci popełnili błąd i posłużyli się tymi samymi paszportami co w 2014 roku - mówi pisarz, znawca Czech i redaktor naczelny "Aspen Review Central Europe" Aleksander Kaczorowski. Od tego czasu trwało wyjaśnianie poszlaki, a teraz Czesi doszli do wniosku, że mają już wystarczająco dużo dowodów, żeby oskarżyć Rosjan.

Aleksander Kaczorowski dodaje, że obecność członków rosyjskich sił specjalnych w Pradze specjalnie nie dziwi: - Z pewnością znaczna część pracowników ambasady rosyjskiej ma etaty w służbach specjalnych - mówi. - Tam mogą być wszyscy. Dyplomaci, agenci, czy po prostu ci, którzy zasłużyli sobie, żeby odpocząć nad Wełtawą. Jest to miejsce, w którym Rosjanie od dawna bardzo dobrze się czują. Tym bardziej że w całym okresie po 1989 roku władzę w Czechach sprawowała ekipa, o której nie można by było powiedzieć, że była rusofobiczna czy antyrosyjska - dodaje ekspert.

Można mieć też podejrzenia, że Czesi już wcześniej wiedzieli o zaangażowaniu rosyjskich służb specjalnych w przeprowadzeniu ataku na skład amunicji, bowiem sugerował to już odwołany w tym miesiącu minister spraw zagranicznych Tomas Petricek. W tym tygodniu w Czechach dokonano masowych aresztowań w środowiskach prorosyjskich, w tym ludzi, którzy walczyli po stronie rosyjskiej w Donbasie bądź organizowali przerzut ochotników na tereny zajęte przez separatystów.

Według Aleksandra Kaczorowskiego z całą pewnością byli oni instruowani przez agentów rosyjskich służb, co sugeruje, że działalność tychże służb w Czechach nie ograniczała się tylko do sfery informacji, jak dotychczas sądzono, ale także do organizacji grup o charakterze terrorystycznym.

Konflikt narasta. Co dalej?

Gdy Czechy ogłosiły, że wydalają rosyjskich dyplomatów w związku z ustaleniami dotyczącymi wybuchu, Rosja wyprosiła z Moskwy 20 czeskich dyplomatów. Wielu ekspertów sądziło, że na tym obecny konflikt się skończy, ale wówczas do gry wszedł świeżo upieczony minister spraw zagranicznych Czech Jakub Kulhanek, który w pierwszym dniu pracy postawił ultimatum, jakiego Rosja od Czech już dawno nie słyszała.

Kulhanek zażądał, by do południa w czwartek Rosja zezwoliła na powrót do Moskwy dwudziestu wydalonym niedawno czeskim dyplomatom. Jako że tak się nie stało Czechy ogłosiły w czwartkowe popołudnie, że zredukują skład personalny ambasady rosyjskiej w Pradze do poziomu, który będzie odpowiadał obecnej sytuacji w ambasadzie Czech w Moskwie. Czyli w praktyce, że wyrzucą z niej około siedemdziesięciu dyplomatów.

- Można powiedzieć, że ta decyzja była bardzo zaskakująca. Z tego powodu, że nowy minister podjął ją nie tylko z poparciem premiera, ale także prezydenta Milosza Zemana, znanego do tej pory z prorosyjskiego nastawienia. Co oznaczałoby zupełne odwrócenie stanowiska Zemana - zauważa Aleksander Kaczorowski.

Najważniejsze wybory

Pisarz i znawca Czech dodaje jednak, że według niego Czechy nie chcą eskalacji konfliktu, bo nie leży to w ich interesie politycznym. Obecne napięcia tłumaczy tym, że sąsiad Polski postanowił wreszcie postawić się Rosji, ale mając na uwadze także - a może przede wszystkim - wewnętrzny interes polityczny.

- Najpóźniej w październiku w Czechach będą wybory i stronie rządowo-prezydenckiej nie pozostało nic innego jak wyprowadzić mocny zaskakujący cios dla zdobycia poparcia. W Czechach w tej chwili, podobnie jak w Polsce, polityka zagraniczna staje się funkcją polityki wewnętrznej. Trzeba po prostu pokazać lwi pazur, żeby nie przegrać za chwilę wyborów - kończy Kaczorowski.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie