PublicystykaRosyjskie powiązania Trumpa. Jakub Majmurek: Kreml rozgrywa wybory w USA

Rosyjskie powiązania Trumpa. Jakub Majmurek: Kreml rozgrywa wybory w USA

Wszystkie niejasności wokół Rosji i Trumpa doprowadziły do wysypu teorii spiskowych. Serwery z kampanii Trumpa miały komunikować się z serwerami Alfa Banku - instytucji powszechnie uważanej za narzędzie finansowania operacji rosyjskich służb na Zachodzie. Portal "Mother Jones" donosi z kolei o "doświadczonym agencie amerykańskiego wywiadu", który, przygotowując raport na temat Trumpa dla prywatnego klienta miał odkryć, że rosyjskie służby, za zgodą Putina, od pięciu lat wspomagają logistycznie i wywiadowczo Trumpa, by osłabić spójność Zachodu. Nie trzeba jednak żadnych spisków, by zauważyć, że Trump w wielu kwestiach mówi to, co Rosja chciałaby usłyszeć - pisze Jakub Majmurek dla WP Opinii.

Rosyjskie powiązania Trumpa. Jakub Majmurek: Kreml rozgrywa wybory w USA
Źródło zdjęć: © AFP | Petras Malukas
Jakub Majmurek

Nigdy od zakończenia zimnej wojny temat Rosji nie odgrywał tak wielkiej roli w amerykańskiej kampanii prezydenckiej, jak w tym roku. Są ku temu liczne powody. Rosja prowadzi wojnę na Ukrainie, interweniuje w obronie Asada w Syrii, pręży muskuły w Europie Wschodniej. Kreml wyraźnie wysyła sygnały, że ma dość bycia mocarstwem co najwyżej regionalnym i marzy o odgrywaniu roli na globalnej szachownicy, jaką utracił w 1991 roku. Temat rosyjski najbardziej rozpala Amerykanów z jeszcze jednego powodu: Donalda Trumpa.

Odkąd został kandydatem Republikanów, ciągle pojawiają się w mediach nowe informacje wskazujące na jego przynajmniej zastanawiające związki z Rosją. Jak stwierdził jeden z komentatorów, przez Trumpa amerykańskie media weszły w tryb "polowanie na czerwony październik". Jaki obraz przynosi to "polowanie"?

Najprostsza odpowiedź brzmi: niespójny. W medialnych doniesieniach mieszają się informacje z bardzo różnych porządków. Niepokojące zbiegi okoliczności i podejrzenia; otwarcie przychylne interesom Kremla wypowiedzi Trumpa; doradcy z oczywistymi rosyjskimi koneksjami; wiele znaków zapytania i fantastycznych teorii spiskowych. Spróbujmy je uporządkować.

Czy Kreml rozgrywa wybory?

Trop rosyjski najsilniej zwrócił uwagę amerykańskiej opinii publicznej przy okazji prawie 100 tysięcy maili wykradzionych z serwerów Democratic National Comittee - głównego organu koordynującego działalność Partii Demokratycznej, odpowiadającego m. in. za przeprowadzenie prawyborów. Maile trafiły do Juliana Assange'a i jego platformy WikiLeaks, która tuż przed przyjęciem przez Clinton nominacji Partii Demokratycznej wrzuciła je do sieci. Maile pokazywały m.in., jak kierownictwo Demokratów uprzedzone było wobec kandydatury Berniego Sandersa i jak "grało" na zwycięstwo Clinton. Informacje te zostały przy tym upublicznione w momencie, gdy już z pewnością nie mogły pomóc Sandersowi. Mogły za to zaszkodzić Clinton, pomagając Trumpowi.

Skąd Assange wziął maile z DNC? Za włamanie odpowiedzialność wziął rumuński kolektyw hakerski Guccifer 2.0. Sztab Clinton od razu oskarżył jednak rosyjskich, powiązanych z Kremlem hakerów. Cała prasa zaczęła zadawać sobie pytanie: "czy Rosja wtrąca się w wewnętrzne sprawy Stanów, próbując wpływać na przebieg wyborów"? Byłoby to poważne przekroczenie niepisanych reguł mocarstwowej rywalizacji, w przypadku klęski Trumpa mogące przynieść poważne reperkusje, a przynajmniej dalsze zlodowacenie w relacjach między Waszyngtonem a Moskwą.

Rosjanie na oskarżenia ciągle odpowiadali "bzdury" - "nie mieszamy się w wewnętrzne sprawy innych państw" - z zawodowym uśmiechem przekonywali rosyjscy dyplomaci. Innego zdania są jednak władze amerykańskie. 7 października Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Biuro Dyrektora Wywiadu Narodowego wydało oficjalne oświadczenie oskarżające Rosjan o włamania do DNC. Zwracają w nim też uwagę na włamania do stanowych systemów rejestracji i liczenia głosów. Miały one pochodzić z "rosyjskich serwerów", choć nie da się ich na razie powiązać bezpośrednio z rosyjskimi służbami.

Czy Rosja faktycznie miesza się do amerykańskich wyborów? Co chce osiągnąć? Ameryka zadaje sobie te pytania, to ciągle najbardziej ważki "rosyjski trop" tej kampanii. Liczne pytania budzi też postawa Trumpa. Ten, zamiast, co nakazywałoby polityczne rzemiosło, potępić ataki, powiedział, że choć "nie ma nic wspólnego z Rosją", to jest zdania, że "Putin jest lepszym przywódcą niż Obama". Zachęcił też rosyjskich hakerów do tego, by wykradli "brakujące 30 tysięcy maili Hilary Clinton" - chodzi o maile, jakie wbrew procedurom Clinton, jako sekretarz stanu wysyłała ze swojego domowego serwera.

Podejrzani współpracownicy

Zachęcanie obcego mocarstwa do cyberszpiegostwa to niejedyny wątpliwy, jeśli chodzi o Rosję, element kampanii Trumpa. Dziwni w tym zakresie są także współpracownicy, jakich sobie wybrał. To drugi powszechnie dyskutowany rosyjski trop.

Przez pewien czas wydawało się, że kandydatem Trumpa na wiceprezydenta będzie emerytowany wojskowy, Michael T. Flynn. W administracji Obamy służył do 2014 roku jako dyrektor Wojskowej Agencji Wywiadu. Gdy odszedł ze służby, stał się krytykiem, prezydenta, zwłaszcza jego polityki wobec Rosji. Regularnie występował jako komentator w propagandowej, anglojęzycznej, rosyjskiej stacji Russia Today. Na gali stacji w Moskwie został posadzony koło samego Putina. Przekonywał, że Stany muszą złagodzić politykę sankcji i zacząć współpracować z Rosją w Syrii. Kandydatem na wiceprezydenta Trumpa został w końcu gubernator Indiany, Mike Pence, ale Flynn ciągle prowadzi kampanię na rzecz Trumpa.

Uwagę mediów zwrócił też inny powiązany z Rosją doradca Trumpa, Carter Page. Trump wymienił go w kwietniu jako jednego ze swoich doradców ds. zagranicznych. Page był wiceprezesem moskiewskiego oddziału banku Merill Lynch, w ostatnich latach prowadził fundusz zajmujący się inwestycjami w sektor wydobywczy w byłym ZSRR. W lecie wygłaszał wykład w jednej z moskiewskich uczelni biznesowych powiązanych z Kremlem. Mówił tam to, co wcześniej głosił w wielu miejscach: sankcje szkodzą zachodowi i Rosji, postawa zachodu wobec Rosji pełna jest hipokryzji.

Jego wizyta w Moskwie zyskała niezwykły rozgłos. Lider Demokratów w Senacie Harry Reid wezwał w otwartym liście FBI do tego, by zbadało, czy w jej trakcie nie doszło do spotkania Page'a z objętymi sankcjami (ze względu na ich rolę w aneksję Krymu) wysoko postawionymi rosyjskimi notablami: byłym szefem sztabu Putina Siergiejem Iwanowem oraz prezesem energetycznego giganta - Rosnieftu, Igorem Sieczinem. Prasa zaczęła spekulować, czy Page nie jest łącznikiem między kampanią Trumpa, a Kremlem.

Nieco inny obraz przedstawia śledztwo, jakie w sprawie Page'a przeprowadził portal "Politico". Wynika z niego, że Page jest raczej hochsztaplerem niż czymkolwiek innym. W świecie biznesu energetycznego w dawnym ZSRR nigdy nie odgrywał naprawdę poważnej roli. Na listę doradców Trumpa miał trafić w zasadzie przypadkiem, gdy Trump wymienił jego nazwisko, zaczął wykorzystywać swoją sławę do podniesienia pozycji przy robieniu następnych interesów. Według pytanych przez portal sztabowców Trumpa nie odgrywa on żadnej roli w kampanii.

Poważnym graczem jest za to z pewnością Paul Manafort, kierujący kampanią Trumpa do sierpnia tego roku. Manafort, polityczny lobbysta i ekspert od marketingu politycznego wśród swoich klientów wymienić może całą międzynarodówkę dyktatorów, wśród nich Mobutu Sese Seko z Zairu i Ferdynanda Marcosa z Filipin. Jego ostatnim przed Trumpem klientem był prorosyjski prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Pomógł mu wygrać wybory prezydenckie, dbał także o wizerunek Ukrainy w Stanach. Po Majdanie to Manafort wymyślił rebranding skompromitowanej prorosyjskiej Partii Regionów na Blok Opozycji.

W Stanach miał pokierować kampanią Trumpa. Musiał jednak ustąpić po tym, gdy w sierpniu Ukraińskie Biuro Antykorupcyjne ujawniło dokonywane pod stołem wpłaty, jakie jego firma miała dostawać od Partii Regionów. W trakcie doradzania na Ukrainie Manafort zaangażowany był także w przedsięwzięcia z udziałem rosyjskich i bliskich Rosji ukraińskich oligarchów. Bo kolejny rosyjski wątek w tej kampanii to biznes.

Biznesy i spiski

Dziennikarze zastanawiali się obszernie nad biznesowymi związkami Trumpa z Rosją. Śledztwo "The Washington Post" wiele jednak w tej materii nie wykazało. Trump chciał wejść na rosyjski rynek nieruchomości już w latach 80. (!), ale nigdy się mu to nie udało. Z marzeń o budowie moskiewskiej Trump Tower nic nie wyszło. Jedyne co udało się biznesowo Trumpowi w Rosji, to zorganizowanie w 2013 roku w Moskwie konkursu Miss Universe (Trump jest właścicielem marki).

Z drugiej strony wielu klientów Trumpa w Stanach to rosyjscy oligarchowie, chętnie kupują od niego nieruchomości w Nowym Jorku, czy na Florydzie. Jednocześnie nie wiadomo, jaka jest prawdziwa skala biznesowych związków imperium Trumpa z rosyjskim kapitałem. Trump jako jedyny kandydat w ostatnich latach odmawia ujawnienia własnych zeznań podatkowych, nie ma jak tego sprawdzić.

Te wszystkie niejasności wokół Rosji i Trumpa doprowadziły do wysypu teorii spiskowych. Serwery z kampanii Trumpa miały komunikować się z serwerami Alfa Banku - instytucji powszechnie uważanej za narzędzie finansowania operacji rosyjskich służb na Zachodzie. Portal "Mother Jones" donosi z kolei o "doświadczonym agencie amerykańskiego wywiadu", który, przygotowując raport na temat Trumpa dla prywatnego klienta miał odkryć, że rosyjskie służby, za zgodą Putina, od pięciu lat wspomagają logistycznie i wywiadowczo Trumpa, by osłabić spójność Zachodu.

Żadna z tych teorii nie potwierdziła się w pełni. Tworzą one jednak klimat chaosu przed wyborami, który z pewnością służy propagandowej wojnie Moskwy z Waszyngtonem.

Pożyteczny idiota?

Nie trzeba jednak żadnych spisków, by zauważyć, że Trump w wielu kwestiach mówi to, co Rosja chciałaby usłyszeć. Polityczne zapowiedzi Trumpa to ostatni, najbardziej niepokojący rosyjski motyw tych wyborów.

Podczas swojej mowy w kwietniu na temat polityki zagranicznej zapowiedział reset stosunków z Rosją. Pytany o to, czy uzna aneksję Krymu, powiedział: "muszę się temu przyjrzeć". Podobnie odpowiada na pytania o to, czy NATO wystąpi zbrojnie w obronie napadniętych przez Rosję państw bałtyckich. Także w kwestii Syrii Trump mówi Putinem i Assadem: zagrożeniem jest wyłącznie Państwo Islamskie, musimy w Syrii porozumieć się z Damaszkiem i Moskwą. Dodajmy do tego osobisty podziw Trumpa dla Putina i mamy kompletny obraz.

Jest on na tyle przygnębiający, że naprawdę nie jest ważne, czy Trump mówi to, co mówi, bo jest rosyjskim kretem. Jest to zresztą bardzo mało prawdopodobne. Jeśli jednak zostanie prezydentem, Zachód będzie miał kłopoty. Plotki o tym, że Putin ustawia wybory w najpotężniejszej demokracji świata, całe zamieszanie wokół związków Trumpa z Rosją i tak dostarcza broni rosyjskiej propagandzie. I to właśnie wydaje się chodzić Rosji w tych wyborach - ośmieszenie zachodu. Jak twierdzi były szef CIA, Michael V. Hayden, Trump odgrywa tu po prostu rolę "pożytecznego idioty" Rosji. Czy takie destabilizowanie Zachodu jest na dłuższą metę dla samej Rosji naprawdę "pożyteczne", bym się spierał. Co do idiotyzmu Trumpa spierać się nie ma o co.

Jakub Majmurek dla WP Opinii

Jakub Majmurek - filmoznawca i politolog. Związany z Dziennikiem Opinii i kwartalnikiem "Krytyka Polityczna".

Poglądy autorów felietonów, komentarzy i artykułów publicystycznych publikowanych na łamach WP Opinii nie są tożsame z poglądami Wirtualnej Polski. Serwis Opinie opiera się na oryginalnych treściach publicystycznych pisanych przez autorów zewnętrznych oraz dziennikarzy WP i nie należy traktować ich jako wyrazu linii programowej całej Wirtualnej Polski.

Źródło artykułu:WP Opinie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)