Rosyjskie elity władzy skonsolidowane jak nigdy. Ale jeżeli będzie bardzo źle, mogą zmieść Putina
Informując o skutkach zachodnich sankcji i spadających cenach ropy naftowej, światowe media szukają oznak rozłamu w kremlowskich elitach władzy. Na razie to próżne marzenia, bo rosyjska wierchuszka władzy i biznesu jest skonsolidowana, jak nigdy dotąd. Ale jeśli sytuacja gospodarcza i polityczna ulegnie dalszemu pogorszeniu, to elity znajdą się w permanentnym konflikcie, który zainicjuje falę protestacyjną o takiej sile, że zmiecie system i Putina - pisze ekspert ds. Rosji Robert Cheda dla Wirtualnej Polski.
Jaki jest w Rosji system podejmowania decyzji i kto ma największy wpływ na Władimira Putina? Takie pytanie zadają sobie zachodni politycy oraz analitycy. Nie wiadomo bowiem, z kim i o czym prowadzić dialog, aby wpłynąć skutecznie na zachowania Kremla. O tym, że jest to system kuluarowy i nieprzewidywalny, przekonali się ostatni Barack Obama i Angela Merkel, którzy po rozmowach z rosyjskim prezydentem określili jego zachowanie jako nieracjonalne. Czyżby? W pozornym szaleństwie kryje się bardzo przemyślana strategia i metoda.
"Zbiorowy Putin", czyli nowe politbiuro
Jedno jest pewne, choć na czele systemu stoi Władimir Putin, to ogrom władzy, jaki skoncentrował w swoich rękach, nie pozwala mu rządzić w pojedynkę, ani zajmować się wszystkim najważniejszymi kwestiami na raz. Przecież ktoś musiał opracować politykę ukraińską i ją zrealizować, licząc się z negatywnymi skutkami w postaci konfrontacji z Zachodem. A może odwrotnie, bo jak chce zdecydowana większość rosyjskich analityków, nowa zimna wojna stała się założeniem polityki Kremla już w 2012 r., a Ukraina była jedynie zewnętrznym dopalaczem, który przyspieszył bieg wydarzeń.
Dwa liczące się ośrodki analityczne Rosji - Instytut Ekspertyzy Politycznej (znany jak grupa Minczenki) i Moskiewskie Centrum Carnegie - opublikowały raporty dotyczące wpływu aneksji Krymu na sytuację wewnętrzną Rosji, a szczególnie zachowania elit władzy i biznesu. Oba ośrodki już kilka lat temu doszły do wniosku, że Rosją zarządza kuluarowe grono najbliższych współpracowników prezydenta, których znaczenie wynika niekoniecznie z pełnionych oficjalnie funkcji, tylko z faktu zaufania (wspólnej przeszłości) i lojalności wobec Putina. Instytut Ekspertyz nazwał tę grupę nowym biurem politycznym, zaś Centrum Carnegie "zbiorowym Putinem", który jak rada dyrektorów rządzi korporacją Rosja Inc.
Kim zatem są szare eminencje Kremla? Według obu ośrodków politologicznych występują zawsze ci sami ludzie, choć ustawieni w różnej konfiguracji. To m.in. premier Dmitrij Miedwiediew, prezes koncernu Rosnieft - Igor Sieczyn, szef administracji prezydenta Siergiej Iwanow, prezes koncernu zbrojeniowego Rostech - Siergiej Czemiezow oraz putinowscy oligarchowie - bracia Kowalczukowie, Giennadij Timczenko i rodzina Rotenbergów. I to jest grono akcjonariuszy, które wspólnie z prezydentem podejmuje decyzje o losie kraju. Z tym że w odróżnieniu od radzieckiego politbiura nie zbierają się na posiedzenia plenarne, bo rolę negocjatora i arbitra w serii dwustronnych spotkań pełni Władimir Putin. Prezydent dba aby nie dochodziło do kolizji interesów, ale także o to, aby żadna grupa nie zyskała przewagi nad innymi "dyrektorami". Prezydent, jako jedyny ma potencjał wyborczego poparcia społecznego, a także osobistej kontroli nad najważniejszymi działami gospodarki, takimi jak surowce energetyczne, kompleks zbrojeniowy i
oczywiście struktury siłowe.
Na drugim, niższym piętrze rosyjskich elit, znajdują się menedżerowie, a więc wykonawcy decyzji podjętych na najwyższym szczeblu. Są wśród nich ministrowie obrony, spraw wewnętrznych i zagranicznych oraz szefowie służb specjalnych, dyrektorzy największych państwowych banków, ideolodzy partii władzy Jednej Rosji i kieszonkowej opozycji parlamentarnej, jak Władimir Żyrinowski. Dzielą się na grupy i klany związane z poszczególnymi akcjonariuszami oraz ciążącymi ku nim oligarchami drugiego rzędu. Są także nazywani pełnomocnymi przedstawicielami prezydenta w pozostałych sferach funkcjonowania państwa, a ich liczba nie przekracza dziewiętnastu. Jeszcze niżej działają oczywiście grupy elit regionalnych.
Rosja po Krymie
Nie jest prawdą, że Rosja wdała się w konflikt z Zachodem na skutek ukraińskiej rewolucji, bo Majdan nie był przyczyną. Geneza dotyka próby "wmontowania" kraju w zachodni system, opartą o zasadę finansowania rosyjskich elit i pomocy technologicznej, w zamian za surowce. Jednym słowem Zachód miał legitymizować biznesowo putinowski system władzy, a podstawą zaproponowanej przez Kreml umowy było nie wtrącanie się w wewnętrzne sprawy Rosji. Bowiem strategicznym celem biura politycznego jest utrzymanie i przedłużanie monopolu władzy, a gospodarka i jej efektywność są jedynie środkami na tej drodze.
Ta próba zawiodła i akcjonariusze Rosji wzięli sobie do serca wnioski arabskiej wiosny oraz kolorowych rewolucji w krajach Wspólnoty Niepodległych Państw, a czarę goryczy przelał kijowski Majdan. Aby zabezpieczyć się przed podobnymi elitarnymi buntami z udziałem społecznym, Kreml od 2012 r. podjął szereg decyzji dyscyplinujących. Kampania nosiła umowną nazwę "nacjonalizacji władzy i biznesu" i nałożyła ustawowy zakaz posiadania zagranicznych kont oraz nieruchomości przez aparat państwowy, zakaz wyjazdów zagranicznych dla funkcjonariuszy struktur siłowych (ok. 5 mln osób), a ostatnio akcję "deofszoryzacji" oligarchicznych miliardów, czyli totalną kontrolę nad majątkiem i środkami finansowymi swojego zaplecza.
Nie to, żeby Putin naprawdę chciał komuś czegoś zabronić, ale każda próba politycznego buntu będzie karana na podstawie odpowiedniego prawa. I jak tu spiskować, tym bardziej, że operacji dyscyplinowania elit towarzyszyły akcje zastraszania opozycji, ubezwłasnowolnienia organizacji pozarządowych (zagraniczni agenci) oraz totalna tym razem kontrola nad mediami i internetem. Potencjalni buntownicy zostali pozbawieni wszystkich instrumentów wpływu na społeczeństwo. Jest jeszcze gorzej, bo biuro polityczne chroniąc swoją władzę, celowo wpycha Rosję w samoizolację, która odcina elity od "zgubnych" zachodnich wpływów. Dla społeczeństwa ma syndrom oblężonej twierdzy, który integruje lud z władzą oraz propagandowe pranie mózgów za pomocą kontrolowanej telewizji.
Jak to działa?
Oczywiście, nowa sytuacja doprowadziła do pewnych elitarnych przetasowań. Jak twierdzi wiodący analityk Carnegie Nikołaj Pietrow, przewagę wśród kremlowskich akcjonariuszy zyskali tzw. siłowicy, bo samoizolacja i konfrontacja wymaga takich metod. Systemowi liberałowie oddają kolejne obszary władzy i biznesu, co przekłada się na osłabienie roli Dmitrija Miedwiediewa, a wzmocnienie sytuacyjnej koalicji trzech Siergiejów - Iwanowa (szefa administracji prezydenta), Szojgu (ministra obrony) i Czemiezowa (oligarchy zbrojeniowego).
Na przykład tandem Czemiezow i Jakunin (szef kolei) odpowiadają za kontakty z Cerkwią Prawosławną, jednym z największych właścicieli dóbr ziemskich i kulturalnych oraz imperium inżynierii społecznej. Iwanow i Szojgu kontrolują środki na przezbrojenie armii. Bracia Kowalczukowie "wydarli" liberałom kontrolę nad mediami (koncerny TASS i "Rossija Siegodnia"). Po raz kolejny wzrosły rola, kompetencje i finanse struktur siłowych, głównie FSB i MSW. Całość pozwala na umieszczanie swoich ludzi na kluczowych stanowiskach państwowych, jednak aby nie dopuścić do nadmiernej przewagi frakcji siłowej, Putin "napuszcza" na siebie skutecznie poszczególnych członków biura oraz resorty i służby specjalne, posługując się metodą "kontrolowanych kryzysów". Jest to niezwykle potrzebne ze względu na zaostrzenie oligarchicznych konfliktów o słabnący strumyk petrodolarowych zysków. Wygrywają w nim oczywiście te grupy interesu, które są związane z głównymi akcjonariuszami, ich rola zatem nie maleje, a wzrasta, co generalnie
przekłada się na konsolidację elit, kosztem słabszych grup, czego przejawem było odebranie koncernu Basznieft związanemu z liberałami miliarderowi Jewtuszenkowowi.
Poza tym Kreml rekompensuje członkom biura politycznego straty jakie ponieśli w skutek zachodnich sankcji. Nie ulega wątpliwości, że zasoby finansowe zgromadzone w tłustych latach prosperity surowcowej są przeznaczane na ratowanie oligarchicznego biznesu. I to jest kremlowska marchewka dla elit w zamian za lojalność. Jak więc oceniają sytuację oba ośrodki badawcze, biuro polityczne i niższe piętra elit nigdy nie były tak zintegrowane i zależne, a zatem lojalne wobec Kremla. Ze strachu i w nadziei na przetrwanie.
Systemowe ryzyka
Problem w tym, że jak ocenia wpływowy periodyk "Pro et Contra", zbiorowy Putin przekroczył swoisty Rubikon i powrót do sytuacji "sprzed" jest już niemożliwy. Aby podtrzymać władzę potrzebne będzie stałe zaostrzanie konfrontacji z Zachodem, co wskazuje na wysokie prawdopodobieństwo zaistnienia w WNP kolejnych scenariuszy typu ukraińskiego. Kluczowym problemem jest niewystarczający potencjał ekonomiczny Rosji, bo nowa zimna wojna spowoduje dalszą technologiczną degradację, zaś na froncie wewnętrznym totalną demodernizację Rosji we wszystkich dziedzinach. Zwrot w stronę Azji, a właściwie Chin, jest problematyczny, bo Pekin nie widzi w Moskwie równorzędnego partnera, a raczej surowcowy dodatek do własnej gospodarki.
Już dziś według "Pro et Contra" Rosja została odepchnięta od swoich dotychczasowych osiągnięć na 20-30 lat. Jedyną alternatywą dla przetrwania systemu będzie dalsze budowanie systemu policyjnego i patriotycznej mobilizacji społeczeństwa, co uczyni jednak ze "zbiorowego Putina" zakładnika takiej polityki i oznacza pogłębianie ingerencji państwa w gospodarkę oraz kolejne sfery życia społecznego. I tu zaczynają się problemy, bo biuro polityczne poprzez dyscyplinowanie elit złamało podstawową zasadę ich funkcjonowania - transferowania i konsumowania uprzywilejowanej pozycji politycznej i biznesowej na Zachodzie. Samoizolacja w interesie akcjonariuszy odcina "średnią klasę" oligarchiczną od dotychczasowych zdobyczy i stawia pod znakiem zapytania kolejne.
Dlatego Nikołaj Pietrow uważa, że po 2-3 latach, gdy wyczerpią się zasoby finansowe Kremla, niższe piętra oligarchicznych grup interesów zaczną protest, choć nie będzie to od razu rewolucja, tylko seria fragmentarycznych wstrząsów w różnych dziedzinach gospodarki. Reakcję biura politycznego utrudni natomiast mała elastyczność reagowania, wynikająca z centralizowanego systemu zarządzania i konieczności jednogłośnego uzgadniania decyzji na najwyższym szczeblu. Taka seria wstrząsów wprowadzić może system władzy w korkociąg "po zwężającej się spirali", którego efektem będzie finalny wybuch społeczny zmiatający, i biuro polityczne, i Putina.
Tytuł pochodzi od redakcji