"Rosyjska dyplomacja może powoli chłodzić szampana"
Sen o potędze - odcinek nie wiadomo który. Z Serbów wypędzimy demony, świat nauczymy ekonomii, Arabom sprezentujemy koło, żeby go sami nie musieli na nowo wynajdywać. Ale tym razem to nie plany prezesa PiS, ani esej poety z Milanówka. O tym, że Polska "pokaże światu" sprawdzone patenty - na europejskość, demokrację i gospodarczą racjonalność - jednocześnie niemal zamarzyli minister Sikorski z redaktor Kolendą-Zaleską - pisze Michał Sutowski w felietonie dla Wirtualnej Polski.
Arogancja i poczucie wielkości czasem się opłacają, także w polityce i w dyplomacji. Dość przypomnieć generała de Gaulle'a i jego genialny manewr, kiedy to głównie - dziś powiedzielibyśmy - dobrym PR-em przerobił kolaborantów w zwycięskie mocarstwo. Przerobił realnie - bo Francja szybko zyskała podmiotowość w Europie. Zwykła bezczelność też czasem pomaga, a przynajmniej uchodzi - gdy minister Ławrow rugał przez telefon swego brytyjskiego kolegę, za chamstwem stała niewątpliwa siła. Wyższość i przekonanie o swej wspaniałości budzą jednak politowanie, kiedy własną wielkość dostrzega się tam gdzie nie trzeba, a zarazem realny dorobek odsyła na śmietnik. Przykłady?
Przykład pierwszy: szczyt krajów Europy Środkowej. "Polska liderem regionu" - to dość spójny przekaz przychylnych rządowi mediów. Jeszcze dwa tygodnie temu minister spraw zagranicznych szydził - w kontekście wizyty Obamy i liderów państw środkowoeuropejskich - z zarzutów PiS o polskiej "niesuwerenności". Tyle że nie o suwerenność tu chodzi, ale o racjonalność. Serbia musi pokazać, że przezwyciężyła "demony swojej przeszłości” - tak Radek Sikorski skomentował fakt, że zaproszenie prezydent Kosowa na piątkowy szczyt de facto wyklucza Belgrad ze spotkania (o niechętnych Rumunii i Słowacji nie wspominając). Przyznaliśmy zatem priorytet skorumpowanemu protektoratowi, którego formalna niepodległość sprzyja tendencjom odśrodkowym i separatyzmom (zwłaszcza albańskiemu) na Bałkanach – wbrew państwu, którego integracja z Europą jest kluczowa dla bezpieczeństwa całego regionu. Serbia, podobnie jak Chorwacja, faktycznie ma swoje "demony" (nieukarani zbrodniarze wojenni, także ludobójcy), ale akurat niepodległość Kosowa
nie jest najlepszą metodą na ich egzorcyzm. Podobnie, jak ostentacyjne go faworyzowanie czyimś kosztem - choć ani stan tego "państwa" ani jego elit nie daje ku temu powodów.
Przykład drugi - będziemy nauczać Arabów (niestety po arabsku, zrozumieją), jak się robi transformację ("kraje arabskie nie muszą odkrywać koła na nowo", to znów minister Sikorski, choć łaskawie dodał, że inspirujące mogą być także nasze porażki). Nie wiem kto w MSZ będzie pisał o naszych "blaskach i cieniach", ale np. jak obalać reżimy autorytarne Arabowie wiedzą doskonale. A o tym, jak wielki ruch społeczny wpędzić w apatię, jak przeprowadzić technokratyczne reformy bez konsultacji społecznych, wreszcie jak wyhodować populistyczną reakcję i potężną partię społecznego gniewu - może lepiej, żeby się nie dowiadywali? Szczególnie, że tam taka partia może się nazywać np. Bractwo Muzułmańskie...
I jeszcze na deser - redaktor Kolenda-Zaleska i jej troska o rację stanu. Nie wolno kwestionować szans Leszka Balcerowicza na stanowisko po jurnym prezesie Strauss-Kahnie! Tak nie można! Pełna zgoda. Lekceważenie tej przerażającej perspektywy wydaje się niedopuszczalną lekkomyślnością. A mówiąc poważnie, przekonanie, że dogmatyczny reprezentant nurtu w ekonomii, który mieliśmy po "szalonych latach 90." nadzieję pożegnać, nie tylko może, ale i powinien zasiąść na kluczowym dla światowych finansów fotelu - świadczy o niespotykanej gdzie indziej w świecie wierze w wielkość Ojca Transformacji. Wypada mieć nadzieję, że ta wiara (i ten sen o polskiej potędze w MFW) pozostanie wiarą prywatną zasłużonej skądinąd dziennikarki, której nie podzieli stosowny Komitet Wykonawczy.
Trzy sprawy z ostatnich dni to nie wydarzenia przełomowe - to po prostu symptomy tego, że niezależnie od opcji, główny nurt naszej polityki (dziennikarstwa?) porusza się w sferze iluzji, podszytych megalomanią. Przewodząc rzekomo regionowi, zdolni jesteśmy przede wszystkim do arogancji. Dumni z tego, że my już "swoje demony" jakoby mamy za sobą, możemy nie zdążyć zauważyć, że interesy amerykańskie (Kosowo) nijak czasem się mają do naszych - jeśli Serbia na szczyt nie przyjedzie, rosyjska dyplomacja może powoli chłodzić szampana. Kraje arabskie z kolei mogą się od nas wiele nauczyć, ale niekoniecznie wysłuchując pogadanek. Może ktoś w Kairze czy Tunisie dokona, na potrzeby własnego kraju, takiej analizy polskiej transformacji, na jaką nam zabrakło odwagi? Bo efektów powtórki naszych błędów w ich wykonaniu wolelibyśmy chyba nie oglądać. Nad wizją polskiego "przodownictwa" w światowej gospodarce nie warto się znęcać. Może warto, byśmy zamiast pogardy dla "zacofanych" (Serbów), pobłażania dla "nieopierzonych"
(Arabów) i mitu wielkości Leszka Balcerowicza, przypomnieli sobie, że integracja, transformacja i globalizacja stanowią raczej wyzwania, niż zadane z góry lekcje do odrobienia? Może lepiej Arabowie sami sobie to koło wynajdą...
Michał Sutowski specjalnie dla Wirtualnej Polski