Rosyjska Cerkiew od środka. Triumf materii nad duchem
• Rosjanom coraz mniej podoba się sojusz Cerkwi i Kremla
• Wpływy patriarchatu pomagają legitymizować obecną ekipę władzy
• Dzięki temu Cerkiew może liczyć na sute dotacje państwa i oligarchów
• Bycie popem staje się sposobem dobrego życia i korporacyjnej kariery
• Z tego powodu Rosja przeżywa falę powołań duszpasterskich
• Jednak cieniem na Cerkwi kładą się skandale obyczajowe
• Rosjan kłuje w oczy przepych i zachłanność patriarchatu
Kryzys wiary i Kościoła nie jest wyłączną domeną zachodniego chrześcijaństwa, podobne procesy zachodzą w rosyjskim prawosławiu. Zgodnie z historycznymi tradycjami Cerkiew idzie ramię w ramię z Kremlem i dzięki temu obrasta ziemskimi dobrami. Jednak z powodu takiej postawy Kościół prawosławny traci zaufanie Rosjan, oskarżających hierarchów o triumf materii nad duchem.
Symfonia władzy
Bodaj najbardziej uznany badacz prawosławia Pawieł Jewdokimow tak właśnie zdefiniował miejsce Kościoła prawosławnego w państwie rosyjskim. Korzenie świecko-religijnej symfonii wywodzą się oczywiście z Bizancjum, którego cesarze pozyskali duchowną hierarchię w celu wzmocnienia swojej władzy, podnosząc zarazem rangę Kościoła do statusu państwowego. Po upadku Konstantynopola w XV w. ówczesna Moskwa sięgnęła po prymat w religijnym świecie prawosławia i przetworzyła duchową koncepcję w doktrynę polityczną.
Filozofia rosyjskiej władzy, znana jako "Trzeci Rzym", opierała się odtąd na założeniu, że skoro pierwszy (zachodni) Rzym obrał drogę apostazji, a drugi (Bizancjum) upadł pod naporem islamu, to Moskwa (właśnie Rzym trzeci) ma obowiązek kierowania prawosławiem i terytorialnego zjednoczenia wszystkich wiernych. Był to więc fundament imperium, ale także metoda wprzęgnięcia Kościoła prawosławnego w służbę państwową. Co zalegalizowali carowie z dynastii Romanowów, mianując się na wzór anglikański głowami Kościoła, a już na własną manierę - zastępując instytucję Patriarchatu, świeckim nadzorem administracyjnym, tzw. Oberprokuratorem Świętego Synodu. Obowiązywał wzajemny rozdział kompetencji, według którego do państwa należały wszystkie dobra materialne Kościoła, w zamian za prymat Cerkwi w sprawach wiary, obyczajów i edukacji. Rzecz jasna Kościół legalizował w ten sposób świecki ustrój społeczno-polityczny.
Po bolszewickim puczu 1917 r., który ogłosił religię "opium dla mas", prawosławie, jako niebezpieczna konkurencja ideowa dla komunizmu, zostało poddane eksterminacji. Odrodzenie Cerkwi jako religii i organizacji kościelnej nastąpiło dopiero po upadku ZSRR i początkowo wydawało się, że proces rechrystianizacji Rosji zyska poparcie zwykłych obywateli. Rosjanie pozbawieni tożsamości homosovietucusa potrzebowali zarówno wiary, jak i wiarygodnego światopoglądu. W każdym razie, patriarchat szybko odbudował struktury organizacyjne, a pęd Rosjan ku religijnemu nawróceniu zwiększył liczbę wiernych w postępie geometrycznym.
Społeczeństwo wiązało również nadzieje ze społeczną myślą Kościoła, jako moralnym przewodnikiem rosyjskiej transformacji, co było ważne ze względu na "oryginalność" kremlowskiego podejścia do demokracji wolnego rynku. Ówczesny patriarcha Aleksiej II próbował nawet politycznej mediacji w sporze konstytucyjnym 1993 r. pomiędzy prezydentem Borysem Jelcynem i parlamentem. Jednak po krwawej wygranej obozu prezydenckiego szybko przeszedł na stronę zwycięzcy.
Ostatnia dekada XX w. upłynęła Cerkwi głównie na odbudowie swojego zaplecza materialnego, a Kreml wdzięczny za poparcie wziął na siebie gros wydatków związanych z finansowym utrzymaniem Kościoła oraz odbudową 9 tys. świątyń. Ponadto władza świecka wspierała prawosławie w konfliktach z innymi Kościołami, co było niezwykle ważne dla obu stron. Patriarchat moskiewski uznaje bowiem za swój obszar kanoniczny cały obszar b. ZSRR, podobnie jak Kreml widzi w byłym imperium wyłączną strefę swoich interesów geopolitycznych.
Czy współczesna symfonia władzy i Kościoła podoba się Rosjanom? Chyba coraz mniej, zważywszy na falę krytyki. Społeczeństwo zamiast duchowego odrodzenia przeżywa raczej duchowe rozterki. W każdym razie nazywa patriarchat kremlowskim ministerstwem religii i moralności, a także prawosławnym departamentem ministerstwa spraw zagranicznych. Jakie jest społeczne postrzeganie Cerkwi i czego dotyczą obywatelskie pretensje?
Triumf materii nad duchem
84 proc. obywateli rosyjskich, słowiańskiego lub rosyjskiego pochodzenia deklaruje się jako "ludzie prawosławni", czyli wierni tego wyznania. Jednak dla przygniatającej większości z nich prawosławie to część tożsamości, historii, tradycji i światopoglądu, a zatem wszystko oprócz religii. Tylko 4 proc. wierzących bierze systematyczny udział w życiu duchowym, czyli odwiedza świątynie, a kolejne 10 proc. angażuje się aktywnie w życie Kościoła. Specyfiką prawosławia jest znacząco większy niż w Kościele katolickim udział laikatu w administrowaniu majątkiem kościelnym i życiu parafii. Zdaniem rosyjskich socjologów taka sytuacja wynika z postrzegania Kościoła prawosławnego, jako części aparatu świeckiej władzy państwowej.
Tymczasem wierni chcieliby, po pierwsze, widzieć w Kościele prawosławnym obrońcę przed biurokratyczną samowolą organów państwa. Po drugie - nauka społeczna Cerkwi winna być drogowskazem życiowym, w tak podstawowych kwestiach, jak etos uczciwego biznesu, obrona poszkodowanych przez los oraz życie, a więc zdecydowanej większości Rosjan skrzywdzonych najpierw przez totalitaryzm, a następnie przez posowieckie elity uwłaszczone na majątku narodowym b. ZSRR. Po trzecie wreszcie, Kościół winien bronić Rosjan przed obcymi i niekoniecznie dobrymi wpływami ideologicznymi, tak cywilizacji zachodniej, jak i radykalizmu islamskiego.
Z drugiej strony, prawosławie winno się otwierać na procesy globalizacyjne i odpowiednio modernizować. I takie nadzieje były wiązane z nowym patriarchą Cyrylem, który przejął ster Kościoła po śmierci Aleksieja II. Cyryl, który pełnił posługę biskupią m.in. w Kaliningradzie oraz odpowiadał za kontakty międzynarodowe Cerkwi, był postrzegany trochę jak Jan Paweł II, a więc pasterz-reformator, który wniesie w prawosławie ożywienie duchowe. Tymczasem pierwsza dekada XXI w. zeszła Cyrylowi na koncentracji instytucjonalnej władzy, a Cerkwi na koncentracji ziemskich dóbr. Oczywiście wszystko z błogosławieństwa Kremla, który dostrzegł w Kościele niezwykle cenny instrument polityczny.
Trudno, aby było inaczej, skoro Władimir Putin sam budował piramidę władzy i niszczył wszelkie alternatywy ustrojowe. Skutkiem kremlowskiego poparcia były ustawy własnościowe restytuujące majątek kościelny zabrany przez bolszewików. Jakkolwiek ostatni publiczny budżet rosyjskiej Cerkwi pochodzi z 1997 r., to tamtejsi eksperci szacują, że Kościół jest obecnie drugim po państwie właścicielem ziemskim, co zresztą było i jest przyczyną wielu protestów i skandali.
Otóż w wielu zarekwirowanych Kościołowi świątyniach i obiektach powstały publiczne instytucje kultury (np. muzea, biblioteki, szkoły, szpitale). Abstrahując od kwestii, czy to dobrze czy źle, łączy się z nimi spory personel administracyjny i naukowy, mają one też stałe miejsce na publicznej mapie Rosji, a w przypadku małych miejscowości właściwie jedyne punkty kultury. Dlatego przejęcie katedry w Kaliningradzie (przy tym należącej uprzednio do Kościoła katolickiego), zamienionej w filharmonię, wywołało strajk orkiestry i uliczne protesty słuchaczy.
Co prawda, Kościół twierdzi, że nie chodzi wcale o bezpośredni zwrot, a wypracowanie wzajemnie dogodnych rozwiązań, to praktyka jest zupełnie inna. A że dotyczy zwykłych Rosjan, wywołuje coraz większe oburzenie. Przykładem jest los mieszkańców klasztorów Wałaamskiego lub Sołowieckiego, zakwaterowanych w czasach sowieckich, których Cerkiew chce obecnie wysiedlić prosto na ulicę. Wypisz, wymaluj sytuacja, jak z głośnego filmu "Lewiatan".
Układy lokalnych notabli z Cerkwią oddaje także świeży konflikt w Moskwie. Decyzją mera stolicy na kościelny program "dostępnej cerkwi", przywidujący budowę 200 świątyń rejonowych, oddano parki, place zabaw i miejsca rekreacji. Oczywiście brak jakichkolwiek konsultacji z mieszkańcami Moskwy doprowadził do wielu protestów, blokad i starć z kościelnymi aktywistami. A jako że takich przypadków jest coraz więcej, w powszechny obieg weszło pojęcie prawosławnej gospodarki, podsycane zresztą przez takie inicjatywy hierarchów, jak powołanie cerkiewnego bankingu. Choć akurat w tym ostatnim przypadku jest to próba reakcji na postępującą islamizację Rosji i działający na Północnym Kaukazie szariacki system finansowy.
Jednak w prawosławnej organizacji gospodarczej znaczącymi elementami są również dochodowe przedsiębiorstwa produkcyjne, koncerny wydawnicze oraz system kształcenia kadr. Rosja przeżywa bowiem falę powołań duszpasterskich, która ze względu na skalę, budzi czysto koniunkturalne skojarzenia. A mówiąc wprost, bycie popem staje się sposobem dobrego życia i korporacyjnej kariery. W końcu nie wszyscy chętni mogą pracować w FSB lub Gazpromie.
W każdym razie, jak oszacował tygodnik "Kommiersant-Włast", patriarchat kształci rocznie około 50 tysięcy duchownych różnego profilu. O tym, jakie życie wiedzie część z abiturientów, przekonują skandale obyczajowe z ich udziałem. A to moskiewski diakon zaburza moralność luksusowym apartamentem, a to okradziony proboszcz deklaruje zaginięcie biżuterii wartej miliony rubli oraz równie ekskluzywnych samochodów.
Rosjanie skarżą się także nagminnie na drożyznę kościelnych usług, takich jak chrzty, wesela czy pogrzeby. Sytuacja zmusiła nawet Cyryla do wydania specjalnego oświadczenia, w którym zabronił swojemu aparatowi rozwiązłego materialnie stylu bycia i posługi. Do czasu, gdy sam nie został sfotografowany z zegarkiem na ręku za 100 tys. dolarów. Choć w jego przypadku internautów zdenerwował nie sam fakt posiadania takiego przedmiotu przez wysokiego, bądź co bądź, rangą funkcjonariusza publicznego, ile nieudolne próby wyretuszowania zegarka przez kościelne media.
A wracając do symfonii, Rosjanie z coraz większym niesmakiem obserwują symbiozę swojego Kościoła z putinowskimi oligarchami. Media pełne są relacji z kościelnych chrztów rakiet balistycznych, atomowych okrętów podwodnych oraz czołgów i pytają, jak godzi się to z kościelnymi dogmatami pokoju powszechnego? Hierarchowie nie ograniczają się bowiem do obrzędów, ale czynnie wspierają strategię militarną Kremla w Syrii i tu wkraczamy już w świat polityki.
Dogmat dobrej usługi
Jako że podstawowym zarzutem Rosjan jest uległość Kościoła wobec Kremla, na potwierdzenie trzeba przytoczyć dowody. Gdy władzę w Rosji przejęli ludzie o rodowodzie KGB/FSB, natychmiast zadeklarowali swoje przywiązanie do prawosławia. Kreml wyczuł w Cerkwi sojusznika, którego wpływy pomagają legitymizować obecną ekipę władzy w oczach społeczeństwa. Konserwatywna część siłowej korporacji wsparła więc Cerkiew miliardowymi dotacjami, a w zamian otrzymała prawo posługiwania się prawosławiem jak ideologiczną tarczą.
Przykładem takiej zgodnej współpracy jest wpływowa politycznie i ekonomicznie Fundacja Błogosławionego Andrzeja, zrzeszająca szefów państwowych korporacji, funkcjonariuszy służb specjalnych oraz duchownych. Fundacja jest skutecznym lobbystą takich idei, jak wprowadzenie prawosławia do edukacji szkolnej. Wspiera także wspólną walkę Kremla i Cerkwi z zachodnim rozpasaniem moralnym, co znajduje odbicie w ustawodawstwie anty-LGBT oraz cenzurowaniu sztuki i kultury. Wszystko razem tworzy duszną atmosferę nietolerancji oraz jej praktyczne rezultaty. Nie tak dawno prawosławni aktywiści dokonali fizycznego pogromu wystawy w moskiewskiej galerii "Maneż", a syberyjski biskup ocenzurował skutecznie sztukę teatralną. Z konserwatywnych kręgów władzy wychodzi zwrotne wsparcie patriarchatu wyrażone hasłem walki z dyskryminacją prawosławia. Natomiast ortodoksyjny reżyser filmowy Stanisław Goworuchin, zagroził liberałom i ateistom karą doczesną oraz niebiańską za krytykę Kościoła.
Cerkiew odgrywa także niebagatelną rolę w polityce zagranicznej Rosji. Stały sprzeciw patriarchatu wobec autokefalii Kościołów prawosławnych krajów bałtyckich i Ukrainy oraz zarzuty o prozelityzm pod adresem Kościoła katolickiego, to ważne elementy kremlowskiej gry o zachowanie dominacji na obszarze b. ZSRR. Z kolei władza świecka odwdzięcza się patriarchatowi decyzjami administracyjnymi ograniczającymi funkcjonowanie innych Kościołów chrześcijańskich w Rosji.
Słabe postępy w odgórnej "prawosławizacji" Rosji, jak nazwała politykę patriarchatu miejscowa prasa, są rekompensowane zakazami działalności, a nawet policyjnymi prześladowaniami ewangelickich związków wyznaniowych, szczególnie baptystów. Dlaczego podpadli ewangelicy? Rosjan pociąga w nich brak rozbudowanych instytucji kościelnych, udział wiernych w życiu duchowym oraz faktyczny wpływ wspólnot na działalność gmin. Nic dziwnego, że to baptyści kojarzeni na dodatek z wrogą Ameryką, odbierają prawosławiu najwięcej wiernych, a liczby nawróconych idą już w tysiące.
W tym kontekście pytanie o to, komu bardziej zależało na spotkaniu Franciszka i Cyryla - Watykanowi czy patriarchatowi moskiewskiemu? - mija się z celem. Cerkiew prawosławna Rosji, podobnie jak Kościół katolicki, także przeżywa kryzys duchowy i instytucjonalny. Oczywiście biorąc pod uwagę symfonię władzy, patriarchat był ponaglany do takiego spotkania przez Kreml, dla którego celem politycznym jest wyjście z zachodniej izolacji i zniesienie sankcji ekonomicznych. Dialog Kościołów jest więc ważną płaszczyzną europejsko-rosyjskiego porozumienia i lobbingu interesów Putina.
Z drugiej strony, nie można zapominać o wpływach patriarchatu w świecie prawosławnym. Niebawem na Cyprze odbędzie się ogólnoświatowy synod Kościołów prawosławnych, na którym głosem nieobecnego Kościoła katolickiego może stać się rosyjski patriarchat, a nie jak zwyczajowo dotychczas patriarchat Konstantynopola lub grecki. A to umocni niewątpliwie jego status primus inter pares wśród autokefalicznych, czyli narodowych Cerkwi prawosławnych. Wniosek z tego taki, że doktryna "Trzeciego Rzymu" pozostaje aktualna i dla Kremla, i dla Patriarchatu Moskwy i całej Rusi. Nawet, a może tym bardziej, że w XXI wieku.