Ta zbrodnia wstrząsnęła Motyżynem. Opowiedziała, co zrobili Rosjanie
– Zabrali ją razem z mężem i synem. Torturowali, a potem zabili. Ich ciała wrzucili (...) do masowej mogiły, którą tylko częściowo zasypali ziemią. Jej męża wrzucili do studni – mówi Tanja, siostra sołtys Olgi Suchenko, która została okrutnie zamordowana przez Rosjan. Do położonego w obwodzie kijowskim Motyżyna Rosjanie weszli trzy dni po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę.
28.07.2022 | aktual.: 28.07.2022 12:01
– Była wielką patriotką, nie ukrywała tego. Nie chciała wyjeżdżać ze swojej wsi. Wiedziała, że jest szczególnie narażona, ale postanowiła zostać i pomagać mieszkańcom Motyżyna – wspomina Tanja w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
"Od razu wyłapali wszystkich"
Do liczącego niewiele ponad 1000 mieszkańców Motyżyna, Rosjanie weszli trzy dni po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę. – Od razu wyłapali wszystkich ukraińskich patriotów. We wsi działali kolaboranci, którzy wydali każdego, kto nie krył swojego przywiązania do ojczyzny – tłumaczy Tanja.
Według mieszkańców wsi Rosjanie próbowali przekonać Suchenko do współpracy, jednak ta stanowczo im odmówiła. – 10 marca zorientowałam się, że ją przetrzymują. Od razu powiadomiłam dziennikarzy i służby – opowiada Tanja. – Czekałam na wymianę jeńców, bo byłam przekonana, że Olga w tej grupie się znajdzie. Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że moja siostra już nie żyje – dodaje, ocierając łzy.
Przed śmiercią byli brutalnie torturowani
O zabójstwie siostry, jej męża Ihora oraz ich syna Saszy, Tanja dowiedziała się pod koniec marca. – Olgę i Saszę wrzucili do płytkiego grobu w lesie, niedbale przysypując ich ciała ziemią. Ihora, nagiego i z rękoma związanymi za plecami, znaleziono w pobliskiej studni – mówi, pokazując zdjęcia ciał swoich bliskich.
Według zajmujących się sprawą śledczych przyczyną śmierci sołtys i jej rodziny był strzał oddany z bliskiej odległości. – Przed śmiercią brutalnie ich torturowano. Pod paznokcie mojej siostry... te orki (Rosjanie - red.) powbijały śruby – dodaje Tanja.
Kobieta zna twarze osób odpowiadających za śmierć siostry i jej rodziny. Podczas rozmowy z Polską Agencją Prasową pokazuje w telefonie zdjęcia rosyjskich żołnierzy zidentyfikowanych przez ukraińskich dziennikarzy śledczych. – To oni terroryzowali wieś i zabili członków mojej rodziny – mówi.
Zmierzająca w kierunku Kijowa ofensywa Rosjan zastała Tanję w – położonej 7 km na wschód od Motyżyna – Jasnohorodce. 5 marca do wsi zbliżyły się rosyjskie czołgi. Kobieta – pracująca wówczas w sklepie, który później został zbombardowany – podjęła decyzję o ucieczce.
- W bagażniku samochodu schowałam siódemkę dzieci. Poza moimi znalazły się tam dzieci znajomych i rodziny. Szybko skierowałam się na wschód, ale po krótkiej jeździe zobaczyłam, że jadę w stronę Rosjan. Zrozumiałam, że to koniec. Myślałam tylko o tym, żeby zapłacić im za obietnicę wypuszczenia dzieci. Ze swoją śmiercią byłam już pogodzona – wyznaje kobieta.
– Gdy się zbliżyłam, zobaczyłam na ramionach żołnierzy ukraińskie odznaki. Momentalnie wybuchłam, zalałam się łzami. Powiedziałam im, żeby nie jechali w tamtą stronę, że za moimi plecami wszystko znajduje się pod ostrzałem – mówi. – To było nierealne, czułam się jak w filmie. Pędziłam, słysząc za sobą nieustające eksplozje i głośny płacz dzieci wydostający się z bagażnika – dodaje Tanja.
W jej domu w pobliskiej Liszni ukryło się 10 rodzin, z których części wcześniej nie znała. – Nie mieli się gdzie podziać, a ta okolica wydawała się bezpieczniejsza – opowiada Tanja.