Panika wśród Rosjan. "Dociera do nich prawda"
- Kiedy na terytorium Federacji Rosyjskiej słychać eksplozje, część Rosjan uświadamia sobie, że kierownictwo państwa ich okłamuje - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Michał Marek, badacz dezinformacji. Po eksplozjach słyszanych w Biełgorodzie, mieszkańcy miasta w nocy rzucili się do ucieczki. Rosyjska propaganda twierdzi, że nic szczególnego się nie wydarzyło, ale długie kolejki na dworcu dowodzą, że nie wszyscy w to wierzą.
Wybuchy słyszane w nocy z poniedziałku na wtorek w rosyjskim obwodzie biełgorodzkim, ok. 40 km od granicy z Ukrainą, wywołały panikę Rosjan. W internecie pojawiły się nagrania, na których widać spadające rakiety. W konsekwencji mieszkańcy miasta ustawili się w długich kolejkach przed dworcem kolejowym.
Według relacji wiele osób czekało na pociągi - udające się w kierunku Moskwy. Rosyjska propaganda eksplozje nazwała "efektem ostrzeliwania sił zbrojnych Ukrainy".
Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa - autor monografii "Operacja Ukraina" i badacz dezinformacji, nie ma wątpliwości, że eksplozje słyszane przez Rosjan są jednym z niewielu skutecznych sposobów, by zmienić ich nastawianie do inwazji na Ukrainę.
- Jednym z celów ataków jest obniżenie morale rosyjskiego społeczeństwa oraz podważanie zaufania do kierownictwa państwa. Warto podkreślić, iż w kremlowskiej wizji rzeczywistości Ukraina jest państwem słabym, a zwycięstwo Moskwy jest na wyciągnięcie ręki. Takie zdarzenia jak w Biełgorodzie obalają te mity i w konsekwencji podważają zaufanie części Rosjan do Kremla. Żadne działania informacyjne nie przyniosą takiego efektu jak moment, kiedy sami Rosjanie zaczną dostrzegać niebezpieczeństwo i zrozumieją, że ktoś ich oszukuje, bo sytuacja na froncie jest inna, niż twierdzi Kreml - mówi.
Również Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa, zwraca uwagę, że eksplozje słyszane na terenie Rosji mobilizują Ukraińców do walki i wywołują niepewność Rosjan, co jest ważnym elementem wojny informacyjnej.
- Do prowadzenia wojny konieczne są: wojsko, broń, pieniądze i opanowana sytuacja wewnątrz społeczeństwa. Rosjanie, którzy zdają sobie sprawę, że to, co widzą za oknem, nie pokrywa się z tym, co słyszą w telewizji, przestają wierzyć w oficjalne przekazy. Dopiero wtedy zdają sobie sprawę, że konsekwencje wojny bezpośrednio zaczynają ich dotykać - dodaje.
Ucieczka z okupowanego Krymu
To nie pierwsza w ostatnich tygodniach sytuacja, kiedy Rosjanie zdecydowali się na ucieczkę. Dwa tygodnie temu, po eksplozjach słyszanych w Kerczu, setki Rosjan w panice opuszczały okupowany Krym. Michał Marek zwraca uwagę, że po eksplozji w Biełgorodzie mamy do czynienia z kolejną falą Rosjan, którzy będą rozmawiali na ten temat ze swoimi bliskimi z innych części kraju.
- Dzięki temu informacja, że Ukraińcy są w stanie bezpośrednio zagrozić Rosji, będzie się rozprzestrzeniać. Wcześniej podobne efekty miała blokada Kaliningradu - mieszkańcy regionu informowali rodziny, że w efekcie sankcji mają problemy z pozyskaniem żywności - dodaje.
Według analityka zmiana świadomości Rosjan mogłaby z czasem wywrzeć presję na Kreml, ale pod warunkiem, że następne grupy będą odczuwały konsekwencje wojny. - Teraz byłoby dobrze, gdyby kolejni Rosjanie nie mogli swobodnie wjeżdżać do krajów Unii Europejskiej. Możliwość podróży jest ważna dla niektórych warstw rosyjskiego społeczeństwa. Przy połączeniu tych wszystkich nacisków możemy oczekiwać, że w Rosji rozpoczną się procesy korzystne dla Ukrainy i krajów NATO, które będą służyły wstrzymaniu działań zbrojnych - mówi.
W oficjalnych komunikatach propaganda próbuje uspokajać społeczeństwo. - Rosjanie starają się szybko reagować, ale to reakcja prymitywna, która dowodzi, że aparat propagandowy nie był przygotowany na takie wydarzenia. Po eksplozjach w Biełgorodzie został wypuszczony przekaz, że nic nadzwyczajnego się nie dzieje, a rakieta została wycelowana w Ukrainę. Na opublikowanych nagraniach widać jednak, że leci ona w przeciwnym kierunku. Propaganda Kremla na dłuższą metę nie będzie w stanie przeciwdziałać temu, że Rosjanie, którzy byli świadkami tych wydarzeń, będą opowiadali innym o tym, co naprawdę widzieli - zwraca uwagę nasz rozmówca.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ostrzeżenie Zełeńskiego
Choć Kijów oficjalnie nie bierze odpowiedzialności za eksplozje na terytorium Rosji, to ukraińskie władze skutecznie wykorzystują każdą taką okazję do podbudowania społecznych nastrojów. Wcześniej Ministerstwo Obrony Ukrainy w ironicznym filmie odradzało Rosjanom wypoczynek na ukraińskim Krymie, a w poniedziałkowym wystąpieniu Wołodymyr Zełenski ostrzegł Rosjan, którzy okupują należące do Ukrainy tereny.
- Okupanci powinni wiedzieć: wypędzimy ich na granicę. Do naszej granicy, której linia się nie zmieniła. Jeśli chcą przeżyć, to czas na ucieczkę wojsk rosyjskich. Idźcie do domu. A jeśli boicie się wrócić do swojego domu w Rosji - cóż, pozwolimy wam się poddać i zagwarantujemy przestrzeganie wszelkich norm konwencji genewskich - powiedział prezydent Ukrainy.
Michał Marek w rozmowie z Wirtualną Polską podkreśla, że według niego Ukraina powinna prowadzić uderzenia w cele na terytorium Federacji Rosyjskiej. Chodzi o składy amunicji i paliwa, które zasilają wojska okupanta na froncie.
- To zmusiłoby kolejnych Rosjan do autorefleksji. Takie działania powinny iść w parze z dalszym nakładaniem sankcji na Moskwę przez Unię Europejską - tak, by wyprowadzić Rosjan ze strefy komfortu. Dopóki naród rosyjski będzie popierał wojnę, będzie ona trwać. To naród ponosi winę za tę wojnę i on musi ponieść jej konsekwencje. Bez tego nic się w Rosji nie zmieni. Rosjanie będą czuć się bezkarni, będąc zagrożeniem dla kolejnych państw i narodów - uważa ekspert.
Ukraińskie wojsko regularnie publikuje informacje, które mają wskazywać na niskie morale w rosyjskim wojsku. We wtorek ukraiński wywiad ujawnił przechwyconą rozmowę, w której Rosjanin wpada w panikę z powodu sytuacji na froncie. Żołnierz mówi, że jego oddział został otoczony, a dowódca stracił panowanie nad sobą.
Nagranie ma pochodzić z obwodu chersońskiego, gdzie trwa kontrofensywa ukraińskich sił zbrojnych. Rosyjski żołnierz mówi, że nie mają ani wody, ani jedzenia. - Nic nie zostało. Nie mamy połączenia z jednostkami. Okrążyli nas, jesteśmy w pierścieniu. Cholera - mówi wojskowy. W rozmowie pada wiele przekleństw.
Patryk Michalski, dziennikarz Wirtualnej Polski