Rosjanie przebazowali samoloty z lotniskowca "Admirał Kuzniecow" na ląd. Prawdopodobnie boją się kolejnej katastrofy
• Rosjanie przebazowali większość myśliwców z "Admirała Kuzniecowa" na ląd
• Prawdopodobnie chcą uniknąć ryzykownych startów i lądowań
• To tylko potwierdza, że misja "Kuzniecowa" była kosztowną pokazówką
• Ekspert: z logicznego i wojskowego punktu widzenia, zupełnie nie miała sensu
• Rosjanie powinni się cieszyć, że ich lotniskowiec dopłynął do Syrii
• Okręt jest konstrukcją nieudaną, przestarzałą i w bardzo złym stanie technicznym
29.11.2016 | aktual.: 29.11.2016 15:14
Eskapada rosyjskiej flotylli - z lotniskowcem "Admirał Kuzniecow" na czele - przez długie tygodnie nie schodziła z czołówek światowych mediów. Ruchy eskadry płynącej aż z Morza Barentsa ku wybrzeżom Syrii czujnie śledziły okręty marynarek wojennych NATO. W założeniu miał to być pokaz siły Kremla i wzmocnienie ofensywy lotniczej nad Syrią. Rosja po raz pierwszy w historii rzuciła do boju swoje lotnictwo pokładowe.
Okazuje się jednak, że za misją "Kuzniecowa" nie kryje się nic więcej niż czysta propaganda. Według zdjęć satelitarnych opublikowanych przez grupę analityczną IHS Jane's, większość myśliwców pokładowych lotniskowca została przebazowana na rosyjskie lotnisko w Hmeimim w Syrii, skąd Moskwa prowadzi główne operacje powietrzne w tym kraju. Jeżeli Rosjanie rzeczywiście chcieli wzmocnić swoje siły na Bliskim Wschodzie, to mogli to zrobić o wiele szybciej i wielokrotnie taniej, po prostu przemieszczając samoloty z baz w kontynentalnej Rosji. Nie musieli w tym celu specjalnie wysyłać "Kuzniecowa" w bardzo kosztowną i długą podróż.
Maksymilian Dura, komandor rezerwy Marynarki Wojennej, a obecnie publicysta portalu Defence24.pl, w rozmowie z Wirtualną Polską wskazuje, że Rosjanie mieli ogromne kłopoty ze swoim lotniskowcem. Dwa tygodnie temu rozbił się jeden z myśliwców pokładowych MiG-29, a przebieg katastrofy wskazywał zarówno na błędy załogi, jak i problemy sprzętowe. Dlatego nie dziwi się, że samoloty zostały przebazowane z okrętu na ląd.
- O wiele łatwiej jest startować z bazy lądowej. Natomiast dziwię się, że Rosjanie posłali tam "Kuzniecowa". Z logicznego i wojskowego punktu widzenia, było to zupełnie bez sensu. Ale tu chodziło o propagandę - ocenia.
Cud, że dopłynął
Moskwa może uznać za sukces sam fakt, że lotniskowiec w ogóle bezproblemowo dopłynął do syryjskich wybrzeży. Jego stan techniczny jest bardzo zły, szczególnie duże kłopoty sprawia napęd jednostki. Radzieccy konstruktorzy zrezygnowali z siłowni atomowej na rzecz silników konwencjonalnych, które są za słabe i przy trudniejszych warunkach na morzu nierzadko ulegają przeciążeniu. Dlatego okręt dymi niemiłosiernie i zawsze towarzyszy mu holownik, co zresztą jest obiektem wielu kpin w zachodnich mediach
Co więcej, "Kuzniecow" od momentu swojego powstania w połowie lat 80. nigdy nie był gruntownie modernizowany. Przeprowadzane były tylko doraźne remonty, które jako tako przedłużały gotowość operacyjną okrętu. Jednostka już dawno miała trafić na dłuższy czas do stoczni, ale została "reanimowana" na potrzeby imperialnej polityki Kremla.
- Tak naprawdę tam trzeba wymienić prawie wszystko, bo większość pokładowych systemów lotniskowca pamięta czasy zimnej wojny. Inaczej będzie to tylko pływająca platforma, która strasznie dymi i jest niebezpieczna dla załogi i nie tylko, bo gdyby coś się stało, to konsekwencje ponieśliby wszyscy naokoło - mówi Dura, wskazując na ryzyko katastrofy morskiej.
Nieudana konstrukcja
Jednak jego zdaniem "Admirała Kuzniecowa" tak naprawdę w ogóle nie opłaca się modernizować, bo jest to konstrukcja po prostu nieudana, a przy tym generująca ogromne koszty. Przede wszystkim lotniskowiec pozbawiony jest katapult, które umożliwiałyby startującym samolotom zabranie większej ilości paliwa i uzbrojenia. W efekcie rosyjski okręt ma siłę uderzeniową niewspółmiernie małą do swoich pokaźnych rozmiarów.
- Na "Kuzniecowie" zastosowano wprawdzie skocznię, ale to tylko pozornie ułatwia sprawę, bo ciąg silników musiałby być na tyle duży, by zrównoważyć zwiększoną masę samolotu. Przy złych warunkach atmosferycznych, wietrze wiejącym z przodu, maszyna automatycznie musi zabrać mniej uzbrojenia - wyjaśnia Dura.
Dlatego Rosjanie zrobili to, co w tej sytuacji wydawało najrozsądniejsze i przerzucili większość swoich samolotów pokładowych na ląd. Dzięki temu mogą one zabierać więcej bomb i paliwa, a poza tym lądowanie jest bezpieczniejsze, również w przypadku sytuacji awaryjnej.
Nie zmienia to faktu, że cała misja "Kuzniecowa" to była jedna wielka pokazówka. Do tego bardzo kosztowna.