Rosjanie kpią z polskiego Reserved. Tak się przygotowali na sankcje
"Rebranding" trwał zaledwie jedną noc. Rosyjskie sklepy polskiej marki Reserved już są otwarte, jedynie zmieniły nazwę na "Re". To rosyjski sposób na przetrwanie sankcji gospodarczych, nałożonych po inwazji na Ukrainę. Kilka dni wcześniej polski producent odzieży poinformował, że sprzedaje Chińczykom swoją rosyjską sieć wraz ubraniami wiszącymi na wieszakach i zapasami towaru w magazynach.
23.05.2022 17:35
- No przecież Marsjanie tego nie kupili - kpi Maxim Lewczenko, szef centrum handlowego w Sankt Petersburgu. W wypowiedzi dla lokalnego rosyjskiego serwisu Fontanka zapewnia, że z Chińczykami wszystko już dogadane. - Mamy gwarancję, że będą te same kolekcje, cały asortyment, wzornictwo, standardy jakości, wszystko zostanie zachowane. Nie spodziewamy się odpływu klientów z powodu zmiany właściciela i nazwy. Na rynku masowym nie jest tak ważne, co jest napisane na metce, to nie Louis Vuitton - wyjaśnił przedsiębiorca.
Lewczenko opowiadał o ponownym otwarciu sklepów, które należały do polskiego producenta odzieży LPP (pozostawały zamknięte od 30 marca). Wszystko odbyło się błyskawicznie. 19 maja spółka LPP poinformowała w sprzedaży sieci swoich rosyjskich sklepów nieokreślonemu z nazwy chińskiemu nabywcy. 20 maja agencja TASS, ale także rosyjskie blogerki modowe triumfalnie ogłosiły, że od Sankt Petersburga po Syberię (Jekaterynburg) sklepy polskich marek już są otwarte. W sklepach Reserved zmieniono szyld na Re, w Mohito na M, a Sinsay zamieniło się Sin. Dostępne są w nich sprzedawane dotąd kolekcje z Polski z oryginalnymi metkami.
Tego nie było w umowie
Jak wyjaśnia LPP, chińska firma nabyła prawo do "wyprzedaży wszystkich towarów należących do spółki rosyjskiej". Prawdopodobnie chodzi więc o dostarczone wcześniej (czyli przed wojną) zapasy ubrań. Natomiast skróty marek zdaniem LPP są niedopuszczalne.
"Umowa wyraźnie zabraniała możliwości używania przez konsorcjum znaków towarowych naszych marek, które pozostają wyłączną własnością LPP. Znaki prezentowane na zdjęciach w przytaczanej publikacji, z informacji, jakimi dysponujemy, są wyłącznie znakami tymczasowymi, a nie docelowymi" - komentują przedstawiciele LPP.
Rosja. Nie ma Zary? Nie szkodzi jest Zarina
- W Rosji będą sprzedawane produkty zastępcze, substytuty oryginalnych marek i jest to sposób władz na przetrwanie sankcji gospodarczych, niedostatków w sklepach, do których doszło po wycofaniu się z rynku wielu zachodnich koncernów. To także jeden ze sposobów utrzymanie społeczeństwa w poczuciu spokoju - mówi Wirtualnej Polsce dr hab. Krzysztof Żęgota z Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
Podkreśla, że w wielu branżach Rosjanie spodziewali się sankcji, a teraz stosują zawczasu przygotowane mechanizmy, służące ich obejściu.
- W branży IT władze rosyjskie dopuszczają już bezlicencyjne korzystanie z oprogramowania, czyli zaakceptowały piractwo komputerowe. W przypadku technologii wojskowych już od 2014 roku kupowano różne podzespoły przez podstawione firmy, a zachodni producenci mogli nawet nie zdawać sobie sprawy, że użytkownikiem końcowych jest rosyjska armia - wylicza dr hab. Krzysztof Żęgota.
Rosyjskie media opisując sprawę LPP, a także innych modowych marek, sugerują, że producenci ci pożałują swoich decyzji. Dziennik "Kommersant" podkreślił, że polska spółka osiągała miliardowe przychody, a rynek odzieży w Rosji dobrze się rozwijał (8 proc. wzrostu sprzedaży rok do roku). Znane marki mają być zastąpione przez rodzimych producentów. Rosjanki nie muszą ubierać się w sklepach Zara, bo mają już rosyjską Zarinę. Coca-Colę zastąpi rosyjska Cool Cola.
Kremlowski propagandysta wygraża zachodnim firmom
Pod koniec marca premier Rosji Michaił Miszustin podpisał rozporządzenie zezwalające na import do Rosji dla niektórych produktów bez uzyskania zgody właściciela praw, producenta lub sprzedawcy produktu. Na przykład różne markowe produkty rosyjscy handlowcy mogą pozyskiwać poza oficjalna siecią dystrybucji np. z rynków zaprzyjaźnionych krajów jak Chiny czy Indie. Nazwano to importem równoległym.
W Rosji otwarto ponownie hipermarkety budowlane Obi. Stało się to po tym, jak niemiecki właściciel tej sieci zdecydował się sprzedać biznes firmie z Kazachstanu. Rosyjski propagandysta Władimir Sołowjow poświęcił temu wydarzeniu wątek w swoim programie. - Patrzcie jak wracają, na nasz rynek, jak się przymilają, ale my nie wszystkich będziemy witać z otwartymi ramionami. Nie potrzebujemy zachodnich koncernów. Rosyjscy producenci są w stanie ich zastąpić i z sukcesem zagospodarują wolne miejsce - grzmiał Sołowiow.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski