ŚwiatRosja wychodzi z izolacji. Dyskretna odwilż w stosunkach z Zachodem

Rosja wychodzi z izolacji. Dyskretna odwilż w stosunkach z Zachodem

Rosja wychodzi z międzynarodowej izolacji, co prawda za cenę ogromnych strat. Zachód dochodzi do wniosku, że bez udziału Moskwy nie rozwiąże większości światowych wyzwań. Czy obie strony stały się bardziej skłonne do pogłębionej refleksji?

Rosja wychodzi z izolacji. Dyskretna odwilż w stosunkach z Zachodem
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Sergei Ilnitsky
Robert Cheda

01.06.2015 | aktual.: 01.06.2015 11:33

W pierwszych dniach maja Władimir Putin wygłosił zagadkowe zdanie o przejściu przez Rosję "wierzchołka kryzysu". Na wyjaśnienie nie trzeba było długo czekać, po wielomiesięcznej pauzie Moskwę odwiedziła kanclerz Angela Merkel. W ślad za nią przyleciał amerykański sekretarz stanu John Kerry, który rozmawiał z Putinem i ministrem spraw zagranicznych Siergiejem Ławrowem.

Następnie Ławrow udał się do Brukseli, gdzie spotkał się przedstawicielem UE ds. zagranicznych Federicą Mogherini oraz sekretarzem generalnym NATO Jensem Stoltenbergiem.

Jak widać inicjatorem "odmrażania" Rosji jest Zachód, który przez półtora roku dochodził do wniosku, że bez Rosji nie da się rozwiązać światowych problemów. Dyplomatyczne ożywienie można zatem tłumaczyć dwojako. Albo sankcyjna polityka Waszyngtonu i Brukseli okazała się tak skuteczna, że dalsze osłabianie Moskwy nie leży już w interesie Zachodu. Lub wręcz przeciwnie, nacisk na Rosję nie przyniósł spodziewanych rezultatów. W każdym razie szachujące się nawzajem strony popadły w sytuację patową.

Wyjściem z dotychczasowej konfrontacji pozostaje eskalacja, aż do militarnej włącznie lub powolna reaktywacja dialogu. Czyje interesy są w nim najważniejsze? I kto stanie się największym przegranym "zbliżenia stanowisk" Zachodu i Rosji?

USA

Bliskowschodnią politykę Baracka Obamy trudno uznać za udaną. Amerykańskie poparcie Arabskiej Wiosny mocno nadszarpnęło zaufaniem konserwatywnych monarchii Zatoki Perskiej do Waszyngtonu. Tym bardziej, że "kawaleria" USA nie pospieszyła na pomoc w stabilizacji regionu, co zakończyło się utworzeniem agresywnego islamskiego kalifatu.

Podobne skutki, tylko w przypadku Izraela, przyniosła amerykańska decyzja o pokojowym uregulowaniu irańskiego programu atomowego. W efekcie dziś nikt nie ufa Obamie, a USA nie są w stanie samodzielnie rozwikłać gordyjskiego węzła, który same zasupłały. Dlatego poważna część rosyjskich rozmów Johna Kerry'ego, dotyczyła włączenia Moskwy w bliskowschodnie uregulowania. Rosja jest bliskim partnerem Iranu, Syrii, Palestyny i Iraku, który swoimi wpływami pomoże w rozładowaniu napięcia.

Bez udziału Moskwy nie uda się także rozwiązać problemu ukraińskiego. W wypowiedzi dla ITON.TV izraelski ekspert gen. Jakow Kedmi ocenił, że amerykańska polityka nacisków na Moskwę okazała się kompletnie bezskuteczna. Waszyngton, który zawsze kieruje się pragmatyczną zasadą zysku, uznał swoje niepowodzenie, a sygnałem poważnej korekty stała się "pokutna" wizyta Kerry’go w Rosji.

Najwyraźniej USA zmieniają trajektorię polityki ukraińskiej, w kierunku "porozumienia ponad podziałami" - oczywiście z Moskwą. Nie znaczy to oczywiście, że nastąpiło jakiekolwiek zbliżenie stanowisk, bo w interesie Białego Domu leży podtrzymanie "tlącej się Ukrainy", która będzie absorbowała rosyjski potencjał jeszcze długo.

Strategicznym celem USA jest bowiem takie osłabienie Rosji, które wybije ją z chińskiej orbity i nie dopuści do antyamerykańskiego sojuszu z Pekinem. Aby jednak taki cel osiągnąć, Waszyngtonowi jest potrzebna deeskalacja wojny w Donbasie, ponieważ jej kontynuacja oznacza kolejne militarne sukcesy Rosji. Czyli wzrost międzynarodowego potencjału, wprost odwrotny do spadku amerykańskiego autorytetu w świecie. Chyba, że USA zaangażują się wojskowo na Ukrainie, na co Biały Dom, zajęty Chinami i Bliskim Wschodem, nie ma najmniejszych chęci.

Według rosyjskich mediów, od kilku miesięcy USA wysyłały pod adresem Kremla sygnały zachęcające do wznowienia dialogu, z tym, że Waszyngton chciał rozmawiać poufnie, w obawie przed upublicznieniem porażki swojej polityki wobec Rosji. To było nie do przyjęcia dla Putina, pragnącego triumfu w świetle kamer.

Unia Europejska

Nieco inaczej postrzega swoje rosyjskie interesy Unia Europejska. UE, najbardziej związana biznesowo z Moskwą, traci na sankcjach coraz większe pieniądze. Nic dziwnego, że europejski biznes (szczególnie niemiecki i włoski) wywiera stały nacisk na własnych polityków.

Ponadto Bruksela, Berlin i Paryż chcą politycznego uregulowania konfliktu ukraińskiego, a pierwszym krokiem takiego scenariusza jest jego zamrożenie, o czym zadecyduje Moskwa, wydając donbaskim republikom odpowiednie polecenie. Unia nie chce również finansowania ukraińskich reform, odbudowy Donbasu, ani tym bardziej ponoszenia kosztów pełnej zapaści tego kraju, w przypadku dalszej eskalacji konfliktu lub wybuchu trzeciego Majdanu.

Ale oprócz Ukrainy, Bruksela ma na głowie islamski ekstremizm oraz problem nielegalnej migracji z Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu. Jak może pomóc Rosja, poza politycznym udziałem w uspokojeniu regionu? Na przykład zwiększonymi dostawami broni dla przeciwników Państwa Islamskiego. A jeszcze bardziej poparciem rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, dającej mandat działania dla wojskowej misji UE na Morzu Śródziemnym, o jaki zabiega Bruksela.

Rosja jako stały członek Rady Bezpieczeństwa może utrącić unijną inicjatywę lub ją poprzeć. I w świetle skutków wcześniejszej rosyjskiej zgody na akcję "pomocy humanitarnej" w Libii, przekształconej przez Zachód w interwencję wojskową, tym razem Moskwa zapowiedziała, że dokładnie się zastanowi. Oczywiście w zależności od stopnia respektowania przez UE rosyjskich interesów w państwach Wspólnoty Niepodległych Państw.

Ponadto Unia chce, aby Rosja przestała się wygłupiać z projektem "Tureckiego strumienia", czyli dwustronnego projektu gazowego z Ankarą, w miejsce dotychczasowego tranzytu surowca przez Ukrainę i projektu znanego, jako "Południowy strumień". Unia, podobnie jak USA, stoi przed wieloma wyzwaniami, których pokonanie w dużej mierze zależy od stanowiska Rosji. To dlatego Mogherini zapewniła Ławrowa, że ryski szczyt Partnerstwa Wschodniego w żaden sposób nie naruszy rosyjskich interesów. Podobną deklarację ze strony NATO miał złożyć Jens Stoltenberg. Pora zatem na interesy Moskwy.

Rosja

Komentując spotkanie z Kerry’m, Ławrow uznał atmosferę rozmów za "cudowną". Miał szampański humor, bo to Rosja wychodzi z międzynarodowej izolacji, wykazując, że bez niej ani rusz. Choć z drugiej strony sama potrzebuje drugiego oddechu.

Putin przyznał, że kraj stracił 160 mld dolarów potencjalnych inwestycji. Premier Miedwiediew dodał ostrzej, że sankcje zdestabilizowały rosyjską gospodarkę, pozbawiając ją kapitałów i know-how.

Tym niemniej, dzięki nagromadzonym rezerwom finansowym Rosja daje sobie radę i do "kolorowej rewolucji", która miałby zmieść establishment jeszcze daleko. Dlatego Kreml nie postawił w agendzie rozmów warunku zniesienia sankcji, uważa, że głębokiej refleksji powinien dokonać Zachód. Nieoficjalnie Moskwa z pewnością oczekuje takiej decyzji, ale może jeszcze poczekać, mając w ręku spore atuty. Na przykład kolejną ofensywę donbaskich separatystów, która przebije korytarz do Naddniestrza i na Krym.

Ponadto Putin nie popadł w stupor i aktywnie tworzył międzynarodowe alternatywy współpracy z Zachodem. Zacieśnił więzy z Pekinem, a w ramach BRICS współorganizował Bank Rekonstrukcji, wyraźnie konkurencyjny dla MFW. Sprzedawał broń Irakowi, Iranowi i Syrii, tkając misterną sieć regionalnego wpływu.

Im dalej w las, tym więc gorzej, oczywiście dla zachodnich demokracji, które zamiast spodziewanego ukorzenia Rosji, otrzymują efekt wprost odwrotny - krystalizację chińsko-rosyjskiego centrum globalnej siły, roztaczającego kuratelę nad wszystkimi niezadowolonymi z amerykańskiej dominacji. Rosji właśnie o to chodzi, bo jej strategicznym celem jest własna strefa wpływów w b. ZSRR. Ponadto współdecydowanie o losach Europy i świata, do czego uprawnia mocarstwowy status. A jeśli nie, to po Gruzji i Ukrainie, Rosja kolejny raz użyje militarnej siły, w myśl zasady - nie tylko USA i NATO mają prawo do wojskowych interwencji i stosowania podwójnych standardów jednobiegunowego świata.

Wiele wskazuje, że USA, a przede wszystkim UE, uzna sporą część rosyjskiej argumentacji. Wiadomo także, kto stanie się największą ofiarą takiego "zbliżenia stanowisk".

Ukraina

Także w maju odbył się szczyt UE-Ukraina, który potwierdził, że projekt europejskiego wyboru Kijowa najwyraźniej buksuje. Między gładkimi frazami końcowego komunikatu, prawdziwy przekaz brzmiał: Unia nie jest gotowa do głębokiej integracji Ukrainy, bo Kijów nie zapoczątkował nawet niezbędnych reform.

Europa jest również przerażona miliardowymi kosztami "reanimacji" ukraińskiej gospodarki. Nie ma także mowy o bezwizowym reżimie wjazdu w obszar Schengen, bo Kijów nie ma szczelnej granicy z Rosją, a w kraju są tysiące uzbrojonych i niekontrolowanych ludzi.

Jak ironicznie skomentował obecną sytuację jeden z miejscowych publicystów, Rewolucja Godności zmieniła na Ukrainie wszystko oprócz rządów oligarchów, bo ci mają się jeszcze lepiej niż za panowania Jankowycza. Po staremu kwitnie korupcja, a prezydent i rząd grzęzną w projektach jedynie imitujących zmiany. Takich, jak ustawy o dekomunizacji i heroizacji UPA, dzielących społeczeństwo w stopniu większym niż Majdan i wojna w Donbasie. Rosyjski politolog Dmitrij Trenin przepowiada zatem największy koszmar Europy, czyli pełny krach ukraińskiej państwowości, który może doprowadzić do wprowadzenia regularnych kontyngentów wojskowych NATO.

Nic dziwnego, że Bruksela naciska nie tylko na reformy ekonomiczne, ale coraz wyraźniej na decentralizację, a nawet federalizację kraju, tak aby podzielić się kosztami i odpowiedzialnością z Rosją. Niemcy, Włochy i Francja nerwowo oczekują, aby Kijów przestrzegał porozumień Mińsk-2, a do grona niecierpliwych dołączyły nawet USA. Kto inny, jak nie Kerry przestrzegał z Rosji prezydenta Poroszenko, aby ten wybił sobie z głowy mrzonki o wojskowym odbiciu donieckiego lotniska? Tak więc, mimo uprzejmościowych telefonów z Berlina i Waszyngtonu, informujących o rezultatach dialogu z Rosją, decyzje o Ukrainie podejmowane są bez Ukrainy.

Co więcej, polityka "zbliżenia stanowisk" wywiera negatywny wpływ na inne państwa, mające europejskie aspiracje, takie jak Gruzja i Mołdowa. Według rosyjskich mediów, przed ryskim szczytem Partnerstwa Wschodniego pani kanclerz stwierdziła: udział w programie nie jest w żadnym przypadku wstępem do akcesu w UE. Partnerstwo bez perspektywy integracji jest tylko wydmuszką, i jak ocenia z dużą dozą zadowolenia Moskwa, projekt umrze zapewne śmiercią naturalną.

Jednak pytaniem zasadniczym jest granica zachodnich ustępstw wobec Rosji i koszty, jakie poniesie cała Europa, w tym Polska. Bo tej grze nie chodzi jedynie o "plemienną" wymianę rosyjskiej Ukrainy, na amerykański Bliski Wschód, czy pomoc w zwalczaniu Państwa Islamskiego. Stawką jest nowy, globalny ład z dużo większym decyzyjnym udziałem Rosji. Opartym bowiem na regułach gry i stosunku sił nie z 1989, a 2015 roku. Ale to już lekcja do odrobienia przez naszych polityków.

Tytuł pochodzi od redakcji.

Zobacz również - Ukraina zrywa z przeszłością:
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (177)