Rosja się boi, dlatego zwraca się do Polski
- Ahmed Zakajew jest dla Rosji absolutnie drugoplanową postacią - twierdzą rosyjscy eksperci ds. Kaukazu. Jednak strach przed Czeczenami jest w Moskwie duży, dlatego Rosjanie domagają się od polityków stanowczych postaw wobec przybyszów z Kaukazu. Z tego samego powodu Kreml wystąpił do polskich władz o wydanie Zakajewa.
21.09.2010 | aktual.: 21.09.2010 13:18
- Ahmed Zakajew jest dla Rosji absolutnie drugoplanową postacią – twierdzi politolog Stanisław Bielinskij. - Nikt na Kremlu nie spodziewał się, że Polska wbrew decyzji Wielkiej Brytanii przekaże go Moskwie. Mieliśmy do czynienia z propagandową akcją. Nie wpłynie ona ani na oficjalne relacje między naszymi państwami, ani na opinie publiczną - dodaje.
Bielinskij bagatelizuje protest, który odbył się przed polską ambasadą. Przypomnijmy, około dwudziestu aktywistów organizacji „Miestny” wyraziło niezadowolenie w związku z decyzją polskiego sądu o uwolnieniu z aresztu przedstawiciela czeczeńskiego rządu na emigracji. Zdanie politologa potwierdzają znajomi Rosjanie. Zakajew nie jest dla nich problemem, bo to nie jego a terrorystów – samobójców, obawiają się zjeżdżając do moskiewskiego metra.
- Zakajew to człowiek z przeszłości – mówi Artiom Rusakowicz, autor książki „Drogi kaukaskiej wojny” – Domaga się niepodległości czeczeńskiej republiki, a dziś zagrożeniem są islamscy fundamentaliści, którzy na terenie Czeczenii, Dagestanu i Inguszetii chcieliby stworzyć państwo religijne. Dla nich laicki Zakajew jest prawie tak samo obcy, jak i „niewierni”. Zresztą od 2009 r. nie ma już na nic wpływu.
W lutym 2009 r. prezydent Czeczeni, Ramzan Kadyrow wezwał go do powrotu na kamienne łono ojczyzny, obiecując „łaskę i wybaczenie win”. Mimo że do tego nie doszło, a krewki lider za kilka miesięcy zmienił zdanie, dla wielu czeczeńskich wojowników Zakajew jest zdrajcą.
- Dlaczego w takim razie Rosja ściga Zakajewa listem gończym? - pytam Bielińskiego. - To są formalne procedury. Puszczone w ruch państwowe procedury niełatwo zatrzymać. Nie da się ukryć, że nie ma też ku temu politycznej woli. Zarzut o zbyt miękką postawę wobec czeczeńskich separatystów to dla rosyjskiego polityka gorsze niż gwóźdź do trumny. Decyzja o „ułaskawieniu” Zakajewa spotkałaby się z niezrozumieniem. Społeczna wrogość do przedstawicieli Kaukazu jest w Rosji wysoka.
- Jest ich za dużo – tłumaczy mi Slawa, moskwianin z wyboru, petersburżanin z urodzenia. – I przede wszystkim zachowują się skandalicznie. Głośni, dominujący, agresywni. Nie daj Bóg, jeśli przyczepią się w tramwaju. A przecież nie są u siebie.
- Śmiecą – mówi Lena, moskwianka z dziada pradziada (a dziad był u niej nie byle kim, bo ochroniarzem samego Stalina). - I strach po Moskwie wieczorami chodzić. Większość z nich należy do gangów i struktur mafijnych.
– Dobry Czeczeniec to martwy Czeczeniec – powtarza niby żartem znajomy moskiewski ultranacjonalista.
W Moskwie i tak nie jest jeszcze najgorzej. We Władykaukazie, gdzie w niedawnym wybuchu na stołecznym bazarze zginęło kilkadziesiąt osób, sytuacja jest o wiele bardziej dramatyczna. Tam w dorosłość wchodzi właśnie „pokolenie nienawiści”. Dzisiejsze osiemnastolatki z Ostetii Północnej o swych muzułmańskich sąsiadach wyrażają się w najgorszych słowach. I wystarczy iskra, aby doszło do eskalacji przemocy.
Politolog Bielińskij ma rację – Zakajew jest dla Rosji absolutnie drugorzędnym problemem.
Katarzyna Kwiatkowska z Moskwy dla Wirtualnej Polski