Rosja: sąd odroczył postępowanie ws. polskiego konsulatu w Petersburgu
Sąd w Petersburgu odroczył do 16 grudnia rozpatrywanie wniosku petersburskich władz, domagających się, by Konsulat Generalny RP w tym mieście zwolnił użytkowaną nieruchomość i zapłacił 1,62 mln dolarów z tytułu zaległych należności za jej dzierżawę.
Postępowanie w tej sprawie toczy się od 1 sierpnia przed Sądem Arbitrażowym Petersburga i Obwodu Leningradzkiego. Formalnie z pozwem wystąpiło przedsiębiorstwo państwowe Inpredserwis, które zajmuje się obsługą zagranicznych przedstawicielstw w mieście nad Newą. Zarząd Petersburga został przez sąd uznany za trzecią stronę w tym procesie.
Odraczając rozprawę, sędzia Daria Jegorowa zażądała, by na grudniowe posiedzenie przygotowano materiały dotyczące praktyki sądowej w Polsce w podobnych sprawach.
Przedstawiciel Inpredserwisu Aleksiej Czernych oświadczył w toku wtorkowej rozprawy, że podobny proces sądowy toczy się Gdańsku - tyle że spór dotyczy podatków, a budynek, w którym znajduje się Konsulat Generalny Federacji Rosyjskiej w tym mieście, stanowi własność FR.
Przedstawiciele Konsulatu Generalnego RP nie uczestniczą w postępowaniu przed Sądem Arbitrażowym Petersburga i Obwodu Leningradzkiego, gdyż zgodnie z konwencją wiedeńską placówka dyplomatyczna nie ma zdolności do występowania przed sądem w charakterze pozwanego.
Spór dotyczy nieruchomości w historycznym centrum Petersburga. Są to dwa połączone ze sobą budynki o łącznej powierzchni 3 tys. metrów kwadratowych. Znajdują się w nich pomieszczenia Konsulatu Generalnego RP i Instytutu Polskiego, a także mieszkania pracowników.
Petersburskie władze utrzymują, że Konsulat Generalny RP powinien płacić za czynsz od kwietnia 1993 roku, kiedy to - jak stwierdzają - Polska w trybie jednostronnym wypowiedziała umowę międzyrządową z 1983 roku o nieodpłatnym użytkowaniu nieruchomości zajmowanych przez dyplomatów. Władze Petersburga twierdzą też, że od 1993 roku bezskutecznie zabiegają o zawarcie ze stroną polską umowy dzierżawy.
Pozew złożony w Sądzie Arbitrażowym Petersburga i Obwodu Leningradzkiego obejmuje roszczenie za trzy lata - taki jest maksymalny okres roszczeń finansowych w sytuacjach, gdy nie ma umowy. Lokalne media wyliczyły, że według stanu z 31 grudnia 2013 roku strona polska faktycznie powinna zapłacić 10,81 mln dolarów.
O sprawę pytany był w ubiegłym tygodniu szef MSZ Grzegorz Schetyna. - Jeśli chodzi o wymianę dyplomatyczną, zasada jest taka, że za nieruchomości płacą kraje, w których one się znajdują. Rosjanie nie płacą za ambasadę w Warszawie i za konsulaty w Polsce, my nie płacimy za ambasadę w Moskwie i nie płaciliśmy za konsulat w Petersburgu. My płacimy tylko za te pomieszczenia, które wynajmujemy - wyjaśnił minister.
- Ta sprawa jest zupełnie nowa i raczej wyłamuje się ze współpracy i takiej elementarnej przyzwoitości dyplomatycznej, ale oczywiście korespondujemy ze stroną rosyjską i ustalamy jakieś wyjście z tej sytuacji. Ona niestety wpisuje się w dosyć trudne relacje polsko-rosyjskie ostatnich tygodni i miesięcy - przyznał Schetyna. - Tak więc musimy ustalić, co takiego się stało, że strona rosyjska mówi, że powinniśmy zapłacić. Trzeba to wyjaśnić spokojnie i wtedy podejmiemy decyzję - dodał minister.
Sprawa konsulatu generalnego w Petersburgu jest elementem szerszego sporu Polski i Rosji o nieruchomości dyplomatyczne. O tym, że dysparytet w nieruchomościach dyplomatycznych jest problemem w stosunkach między Polską a Rosją, można było przeczytać w opublikowanej na początku 2014 roku odpowiedzi wiceminister spraw zagranicznych RP Henryki Mościckiej-Dendys na zapytanie posła Przemysława Wiplera (niezrz.) "w sprawie nieruchomości w m.st. Warszawie przekazanych ZSRR w latach 70.".
Mościcka-Dendys wyjaśniła wówczas, że dysproporcja ta powstała w latach 70. XX w. wskutek wykonania przez Polskę i niewykonania przez stronę rosyjską porozumień międzyrządowych w 1974 roku, 1978 roku i z lat 1985/1986. Zobowiązywały one stronę rosyjską - na zasadzie wzajemności - do przekazania na rzecz RP nieruchomości na potrzeby polskich przedstawicielstw dyplomatyczno-konsularnych na terenie Rosji.
Ogólnie Rosja posiadała w Polsce 19 nieruchomości, a według stanu na początek 2014 roku było to 14 nieruchomości.
Polska - jak podała wówczas wiceminister - dążyła do pozyskania na własność tylko sześciu nieruchomości, w tym trzech, które już wynajmuje. - Pomimo wielokrotnych deklaracji FR nie przekazała nam ani jednej nieruchomości, a nawet - mimo spełnienia wszystkich warunków - nie wpisała nieruchomości ambasady RP do rosyjskich ksiąg wieczystych (dla porównania ambasada FR i 2 inne nieruchomości rosyjskie są wpisane od 2006 roku do polskich ksiąg wieczystych) - podkreśliła wiceminister.
Mościcka-Dendys podała wtedy, że Polska podtrzymuje wobec strony rosyjskiej gotowość uregulowania problematyki nieruchomości w trybie konsultacji - kierując się względami politycznymi - pod warunkiem spełnienia przez FR przynajmniej dwóch polskich postulatów, tzn. wpisania nieruchomości polskiej ambasady w Moskwie do ksiąg wieczystych oraz przekazania nieruchomości użytkowanej od wielu lat przez konsulat generalny w Sankt Petersburgu.
Tę drugą nieruchomość - jak napisano - formalnie Polska wynajmuje, lecz od lat 90. wstrzymała opłacanie czynszu - gdy miasto Sankt Petersburg zażądało wielokrotnej podwyżki - do czasu uzgodnienia rozsądnych stawek. Wpływ na niepłacenie - wyjaśniła - ma również brak wzajemności, gdyż FR użytkuje w Polsce bezpłatnie wszystkie nieruchomości.
Władze Petersburga twierdzą, że Polska jest jedynym krajem, który nie płaci za dzierżawę nieruchomości w tym mieście. Przekonują też, że spór ma charakter czysto gospodarczy, a nie polityczny.