Rosja przegra II zimną wojnę
Wojna rosyjsko-gruzińska to - jak dotąd - drugie wydarzenie strategiczne XXI wieku, o którym zapewne w przyszłości będzie się mówiło, że miało znaczenie przełomowe.
03.09.2008 | aktual.: 03.09.2008 23:35
Pierwszym takim wydarzeniem był oczywiście atak terrorystyczny na USA w 2001 roku. Zakłócił on po-zimnowojenną błogą "drzemkę strategiczną" głównych graczy. Awansował kategorię asymetryczności (asymetryczne zagrożenia, asymetryczne strategie) do centralnych pojęć strategicznych i rozpoczął tzw. długą wojnę z terroryzmem.
Bezwzględna, ostentacyjnie poniewierająca Gruzją agresja Rosji na ten kraj kończy definitywnie erę po-zimnowojenną w bezpieczeństwie międzynarodowym. Erę, w której świat trochę zapomniał o konfrontacji między klasycznymi podmiotami międzynarodowymi: państwami i organizacjami tych państw. Przez ostatnie niemal 20 lat świat zorganizowany w państwa (po westfalsku) zajmował się głównie niepaństwowymi zagrożeniami.
I oto nagle klekot starych, pamiętających zimną wojnę, gąsienic rosyjskich czołgów przekraczających Kaukaz i wybuchy równie starych, nieprecyzyjnych bomb lotniczych w gruzińskich miastach przypomniały światu, że dawne, twarde zagrożenia państwową agresją na sąsiada wcale nie zanikły.
Odżyły - i to nie gdzie indziej, tylko w Europie. W miejscu zdawało się najbardziej nasyconym różnymi możliwymi formami zorganizowania się społeczności międzynarodowej. Co to oznacza? Czy to jest rzeczywiście powrót do XX wieku i renesans zimnej wojny? Coraz częściej słychać takie głosy.
Nie sądzę, aby można było mówić o pełnym powrocie do reguł klasycznej zimnej wojny z drugiej połowy XX wieku. Środowisko bezpieczeństwa jest już dzisiaj radykalnie inne. Ale analogia do modelu zimnej wojny jest jak najbardziej uprawniona. Ta analogia powoduje, że być może kiedyś ten, rozpoczynający się właśnie okres, zostanie nazwany II zimną wojną.
Prawdę mówiąc, zapowiedzią takiej II zimnej wojny, było słynne już dzisiaj wystąpienie na konferencji w Monachium wiosną 2007 roku ówczesnego prezydenta Rosji Władimira Putina. To wtedy dał on sygnał do wojny informacyjnej z Zachodem, to wtedy właśnie wypowiedział Zachodowi II zimną wojnę. Przez ponad rok, aż do tej pory, była to ofensywa wyłącznie informacyjna, wspierana jedynie coraz intensywniej praktycznymi demonstracjami wojskowymi (próby i testy rakietowe, wznowienie lotów atomowych bombowców strategicznych, przemieszczanie rakiet, manewry, wyjście z traktatu siłach konwencjonalnych w Europie itp.).
Warto zauważyć, że Rosja najwyraźniej dobrze się czuje w atmosferze sporów i napięć wojny informacyjnej i z ochotą na to pole przenosi swoje zmagania z Zachodem. Ponieważ toczy się ona za pośrednictwem opinii publicznej, Rosja ma w tej wojnie przewagę. W zachodnich demokracjach władza państwowa (decydent strategiczny i polityczny) jest bardzo podatna na oddziaływanie opinii publicznej, a ta z kolei jest wręcz przewrażliwiona na różne krytyczne i alarmujące informacje z zewnątrz. Natomiast władza w Rosji jest, bardziej niż na Zachodzie, odporna na głos swojej opinii publicznej, która jest też mocniej uodporniona na informacje i argumenty zachodnie. Dlatego w wojnie informacyjnej Rosja do tej pory raczej wygrywała z Zachodem.
Wojna z Gruzją - oprócz swego bezpośredniego celu, jakim jest zatrzymanie prozachodniego marszu Kaukazu Południowego oraz zahamowanie takiego samego marszu innych poradzieckich republik, w szczególności Ukrainy - może być i z pewnością będzie jednym z ważnych instrumentów wojny informacyjnej z Zachodem. Umiejętnie wykorzystana może po prostu uwiarygodniać w oczach zachodniej opinii publicznej wszelkie twarde, militarne groźby i szantaże rosyjskie.
Ale czy tak będzie? Czy bilans tej wojny będzie dla Rosji dodatni? Czy do totalnego zwycięstwa militarnego nad Gruzją doda także przynajmniej częściowe zwycięstwo informacyjne z Zachodem? Czy ta pierwsza kulminacja strategiczna II zimnej wojny będzie dla Rosji sukcesem?
Wydaje się, że nie. Rosja chyba przelicytowała. Chciała osiągnąć zbyt wiele. Reakcja na szturm gruziński na Osetię Południową była nieproporcjonalnie nadmierna. Inwazja na terytorium Gruzji właściwej, bezceremonialne lekceważenie głosu opinii światowej i nawet umiarkowanych sądów i oczekiwań wielu polityków - prowadzi do konsolidacji Zachodu w obliczu takiego zagrożenia. Co prawda, konsolidacji zbyt powolnej, z wahaniami, metodą małych kolejnych kroczków, co widać wyraźnie po stanowisku Unii Europejskiej z 1 września, ale jednak postępującej.
Dlatego w dalekiej, strategicznej perspektywie Rosja nie może wygrać. Tak jak Związek Radziecki przegrał I zimną wojnę, tak i Rosja przegra II zimną wojnę - jeśli będzie chciała nadal ją prowadzić.
Stanisław Koziej specjalnie dla Wirtualnej Polski