Władimir Putin podczas ponad 20 lat rządów zamknął Rosjan w bańce informacyjnej i poznawczej. Jest ona tak szczelna, iż bez większego trudu może im wmówić, że ewentualna klęska w wojnie z Ukrainą będzie zwycięstwem.
Jednym z pierwszych praktycznych i symbolicznych posunięć Putina było przejęcie telewizji NTW przez Gazprom Media. Nie obyło się przy tym bez aresztowania jej właściciela, oligarchy Władimira Gusińskiego i zorganizowania tzw. masek show, czyli demonstracyjnego wejścia zamaskowanych kominiarkami funkcjonariuszy służb do redakcji i biur.
Mało kto się wtedy tym przejął. Wówczas Putin był postrzegany przez świat jako nieśmiały, małomówny liberał, a na telewizję NTW patrzono po prostu, jak na narzędzie w rękach oligarchy. Niemniej rządy Putina stopniowo prowadziły do usunięcia z rynku lub wykupienia przez państwowe firmy, ewentualnie proputinowskich oligarchów, wszystkich niezależnych mediów.
Jednocześnie wysokie ceny ropy sprawiły, że państwowe media zostały zalane petrodolarami. Rosja zaczęła przeznaczać miliardy dolarów już nie tylko na propagandę wewnętrzną. Przy pomocy Russia Today wkroczyła na światowy rynek medialny. Propaganda - przynajmniej w formie - niezwykle się unowocześniła i zaczęła imitować zachodnie przekazy medialne.
Strumień kłamstwa
Kreml szybko też spostrzegł potencjał drzemiący w Internecie. Z miejsca zaczęto działać na rzecz przejęcia najpopularniejszych rosyjskich sieci społecznościowych, a także zalania ich "właściwą’’ treścią i opiniami. Powstały pierwsze farmy trolli, finansowanych zresztą pieniędzmi byłego kucharza Putina i oligarchy, Jewgienija Prigożina.
Rosjanie na tym etapie nie zostali odcięci od świata, tylko informacje z niezależnych mediów ginęły w potokach propagandy i dezinformacji.
Analitycy amerykańskiego think-tanku RAND porównali rosyjską propagandę do strumienia bijącego ze strażackiej sikawki. Zmyślonego, zmanipulowanego "contentu" było tak dużo, że bez problemu odcinał rosyjskich widzów i internautów od rzeczywistości, tworząc wielką, ogarniającą prawie cały kraj szczelną bańkę. A zadaniem władzy jest coraz większe jej uszczelnienie, a to przy pomocy ustawy o agentach zagranicznych, a to ustawy dotyczącej przeciwdziałania ekstremizmowi, a to nakładając obowiązek trzymania serwerów zagranicznych sieci społecznościowych w kraju. To tylko jedne z wielu patentów.
Bajkowa kraina
Rosja ostatecznie wybrała chiński model stworzenia "suwerennego" Internetu, w którym wszystko, co z zewnątrz jest uważnie filtrowane. Choćby w ramach rosyjskiego regulatora komunikacji powołano zautomatyzowane komórki śledzące nastroje społeczne w sieciach społecznościowych i na portalach dotyczące wojny w Ukrainie i stosunku do Putina. Na podstawie dziennych raportów służby rozprawiają się z autorami "destabilizacji".
Cel Kremla jest prosty – to stworzenie bajkowej krainy, w której rosyjskie media kreują rzeczywistość, tłumaczą ją obywatelowi i legitymizują jednowładztwo Putina, czyniąc go do tego niezastępowalnym. Statystyczny Rosjanin może więc utkwić w świecie, w którym nie istnieje pojęcie dysonansu poznawczego – rzeczywistość jest płynna i swobodnie dopasowuje się do potrzeb państwa.
Polityka zamieniła się w technologię polityczną. Parlamentarne partie stały się przystawkami Kremla głosującymi w strategicznych sprawach po jego myśli. Symbolem debaty publicznej stały się wieczorne talk-shows, których uczestnicy albo przekrzykują się w radykalizmie, albo wspólnie atakują specjalnie dobranego i opłaconego przedstawiciela "wrogiego" kraju. Dla medialnych akcji władza tworzyła swoje ruchy społeczne, organizacje "pozarządowe", by potem reagować na ich "słuszne postulaty".
Powstał system, w którym Kreml kontrolował politykę i media, a te pokazywały mu to, co chciał zobaczyć.
Dla każdego coś się znajdzie
To idealny postmodernistyczny świat, ulepiony z mozaiki czasem przeciwstawnych pojęć. Dziś Ukraińcy są źli, bo prześladują język rosyjski, a jutro, bo nie mówią po ukraińsku, tylko po rosyjsku. Raz Putin jest obrońcą tradycyjnych wartości, ale może też być lewicowym antyfaszystą i heroldem postępu walczącym z amerykańską dominacją.
Znajdzie się tu coś i dla religijnych fanatyków, i gospodyń domowych, i dla nastolatków. Pozornie jest to jakaś nieprzystająca do siebie łatanina, a jednak połączona jest wspólną kremlowską logiką.
Przestawienie wajchy
Przy czym wyznawane poglądy mogą zmieniać się jak w kalejdoskopie. Przykładem siły tego systemu była gwałtowna zmiana poglądów społeczeństwa na Ukraińców.
W 2014 roku, gdy okazało się, że siły Majdanu przejęły władzę w państwie, w rosyjskich mediach przestawiono wajchę. Z bratniego narodu Ukraińcy nagle stali się krwiożerczymi nacjonalistami prześladującymi rzekomo rosyjskojęzycznych w domyśle Rosjan na swoim terytorium. Widzowie rosyjskiej telewizji byli dosłownie bombardowani informacjami o podłości Ukraińców. Nawet w czasie projekcji filmów i seriali zamiast reklam oferowano widzom kilkunastosekundowe przerwy informacyjne wypełnione obrazami "ukraińskich zbrodni".
Rosjanie, co zdumiewające dla człowieka Zachodu, bez mrugnięcia oka przełknęli tę propagandową pigułę i odtąd w swojej masie zaczęli Ukraińców szczerze nienawidzić. Było to o tyle zdumiewające, że większość Ukraińców mówi po rosyjsku i faktycznie, czym dalej na wschód kraju rozmywały się granice etniczne.
O tym, jak silny jest ten system odcinający Rosjan od zewnętrznego świata, świadczą niezliczone rozmowy, jakie odbywałem z Ukraińcami, których krewni po rozpadzie ZSRR znaleźli się po rosyjskiej stronie granicy.
Jak mantra powtarzały się relacje, w których mieszkający w Rosji kompletnie nie wierzą w słowa swoich krewnych z Ukrainy, aż do zaprzeczania, że w ogóle trwa wojna, w której giną cywile.
Bywa nawet tak, że rodzice nie wierzą dzieciom, rodzeństwo sobie nawzajem. Rosjanie wierzą mediom bardziej niż swoim bliskim. Co więcej, to Rosjanie oskarżają Ukraińców, że zamienili się w zombies pod wpływem własnych mediów.
Podziwiać swojego oprawcę
Oczywiście nie dałoby się stworzyć takiego systemu, gdyby nie głębokie pokłady tradycji drzemiące w rosyjskim społeczeństwie. Rosjanie na poziomie praktycznym mogą nienawidzić swojego państwa, jednak otaczają kultem jego ideę – jednowładztwo i imperializm. Czasem osiąga to poziom wręcz absurdalny, gdy osoba przedstawiająca się jako ofiara stalinowskiego terroru jednocześnie może wielbić i doceniać jego autora.
Putin świetnie wykorzystał to, co dała mu historia, choć z biegiem czasu sam zaczął coraz bardziej wierzyć w to, co pokazywały mu jego media i mówili zależni od niego ludzie. Wielokrotnie relacjonował z przekonaniem ordynarne fejki tworzone przez swoją propagandę - biorąc je za rzeczywistość.
Perpetuum mobile obsesji
Machina, która tak świetnie działa choćby w czasie aneksji Krymu i zajęcia części Donbasu dawała poczucie wszechpotęgi. Rosjanie z wdzięcznością przyjęli zagarnięcie ukraińskich ziem. Putin urósł w oczach nawet największych radykałów, którzy mogli krytykować go za miękkość.
Jednak kwestia Ukrainy nie pozwalała mu spać. A jego obsesja i paranoja automatycznie napędzała taką samą obsesję i paranoję w mediach. Propagandyści Putina dobrze wiedzą bowiem, co mówić, by dogodzić Kremlowi. Udzielała się ona też najbliższym współpracownikom rosyjskiego prezydenta. Symbolem tego były obraźliwe dla Ukrainy artykuły byłego premiera i prezydenta Dmitrija Miedwiediewa.
Człowiek, który był postrzegany jako liberał w rosyjskiej strukturze, nagle okazał się w nienawiści do Ukrainy bardziej putinowski niż sam Putin.
Wojna sprowadza na ziemię
Nieprzemyślana wojny, jako efekt iluzji, zdarza się nie pierwszy raz. Wystarczy wspomnieć Francję i "cesarza-marzyciela" Napoleona III. Podburzany przez własne ambicje, opinię publiczną, traktujący politykę przez pryzmat osobistych uraz, wypowiedział wojnę Prusom w 1870 roku, którą sromotnie przegrał. Okazało się, że oszukano go, co do stanu armii i siły przeciwnika. Potęga II Cesarstwa runęła jak domek z kart.
Władimir Putin może być w podobnej sytuacji – oto system, który sam wykreował, doskonale go oszukiwał.
Świetnie wyćwiczona i wyekwipowana armia była jedynie telewizyjnym obrazkiem. Przekonanie, że Ukraińcy będą witać Rosjan jak wyzwolicieli – rojeniami analityków służb specjalnych. Podobnie było w kwestii z deprecjonowaniem siły Zachodu i ukraińskiej armii.
Niewidzialna klęska
Rosja po upadku ZSRR mogła odtworzyć taki neosowiecki system z prostej przyczyny. Imperium nie przeżyło prawdziwej klęski. Zachód wielkodusznie pozwolił na zachowanie twardego jądra w postaci służb specjalnych i armii, a potem tolerował coraz większe umacnianie się systemu i wzrost jego agresywności.
Strategia USA i większej części Zachodu stawiająca sobie za cel doprowadzenie do upokarzającej porażki Rosji jest więc strategią słuszną. Jak widać, kompletnie zawiodły promowane szczególnie przez Niemców pomysły, że przy pomocy współpracy gospodarczej da się zmienić Rosję w przewidywalnego partnera. Jak się okazało, Kreml handlował z Zachodem tylko po to, by nabrać sił do ostatecznej geopolitycznej rozprawy.
I tu pojawia się najważniejsze pytanie, czy Rosjanie w obecnym systemie będą w stanie w ogóle dojrzeć ewentualną porażkę? Czy zrozumieją, że ich przywódca skazał ich kraj na cywilizacyjną degradację? Czy znowu uwierzą telewizorowi?
Kryzys jest zawsze bowiem nie tylko zjawiskiem ekonomicznym, ale przede wszystkim psychologicznym. A Rosjanie mają wpojone, że w imię wielkości trzeba pocierpieć. Doskonały świat.
Jakub Biernat - dziennikarz TV Biełsat od lat zajmujący się tematyką Białorusi i krajów postsowieckich. Jego wywiady, reportaże i opinie dotyczące regionu pojawiały się na łamach najważniejszych polskich gazet i czasopism. Sympatyk myśli politycznej Jerzego Giedroycia.