Rosja ostrzega Ukrainę przed możliwością wojny domowej
Rosja wezwała władze Ukrainy do powstrzymania się od rozwiązań siłowych. W oświadczeniu opublikowanym przez rosyjskie MSZ podkreślono, że grożą one "rozpętaniem
wojny domowej". Moskwa wyraziła obawy przed ściąganiem do wschodnich regionów Ukrainy wojska i, co najbardziej niepokoi Rosjan, 150 amerykańskich najemników.
Rosyjskie MSZ wzywa do natychmiastowego przerwania przygotowań wojskowych, które mogą doprowadzić do rozlewu krwi. "Według naszych informacji, do regionów południowo-wschodniej Ukrainy, w tym do Doniecka, ściągane są oddziały wojsk MSW i Gwardii Narodowej, także bezprawnie uzbrojonych bojowników organizacji Prawy Sektor" - można przeczytać w oświadczeniu rosyjskich dyplomatów.
Rosyjska dyplomacja twierdzi, że "postawiono przed nimi zadanie stłumienia przy użyciu siły protestów mieszkańców południowego wschodu kraju przeciwko polityce obecnych władz w Kijowie".
Amerykańscy specjaliści?
Rosyjskie MSZ oświadczyło, że "szczególne zaniepokojenie budzi to, że do operacji tej włączono około 150 amerykańskich specjalistów z prywatnej organizacji wojskowej Greystone, przebranych w mundury funkcjonariuszy pododdziału Sokoł".
"Organizatorzy i uczestnicy tej prowokacji biorą na siebie odpowiedzialność za stworzenie zagrożenia dla praw, wolności i życia obywateli oraz stabilności państwa ukraińskiego" - ostrzega Moskwa.
We wschodnich regionach Ukrainy prorosyjskie siły separatystyczne zajmowały w ostatnich dniach siedziby władz lokalnych.
Oceny politologów
Zdaniem politologa Fiodora Łukjanowa, którego cytuje dziennik "RBK-daily", "sytuacja na wschodzie Ukrainy diametralnie różni się od tej na Krymie i dlatego Rosja wyraźnie nie zamierza powtarzać krymskiego scenariusza w tych obwodach".
W opinii Łukjanowa, "tym razem Rosja ograniczy się do moralnego poparcia dla protestujących". - Jest to dobry instrument presji na kijowskie władze, której rezultatem może stać się ta sama federalizacja, na którą nalega Moskwa jako na formie istnienia nowego państwa ukraińskiego - zauważył politolog.
Inny rosyjski politolog Gleb Pawłowski nie wykluczył, że niestabilność na południowym wschodzie doprowadzi do zerwania wyznaczonych na 25 maja wyborów prezydenckich na Ukrainie, do czego - według niego - po cichu dąży Rosja. - Mimo minimalnej prawowitości protestujących w Doniecku, powstaje nowa sytuacja i Kijów nie zdoła przeprowadzić wyborów prezydenckich bez jakiejś nowej formuły, na którą zgodzą się regiony południa i wschodu - ocenił politolog.