ŚwiatRosja największym wygranym kryzysu migracyjnego? Podzielona Europa jest Kremlowi na rękę

Rosja największym wygranym kryzysu migracyjnego? Podzielona Europa jest Kremlowi na rękę

Rosyjski MSZ poucza Europę, jak radzić sobie z kryzysem migracyjnym, wskazując na własne rozwiązania w tej kwestii. Bez wątpienia Rosja jest państwem o ogromnej liczbie migrantów ekonomicznych i uchodźców, czy jednak tamtejszy system jest wzorem do naśladowania? Jedno nie ulega wątpliwości, Kreml włączył się w polityczną grę losem bliskowschodnich uchodźców i ma duże szanse, aby stać się głównym beneficjentem humanitarnej katastrofy.

Rosja największym wygranym kryzysu migracyjnego? Podzielona Europa jest Kremlowi na rękę
Źródło zdjęć: © AFP | YEVGENY FELDMAN
Robert Cheda

17.09.2015 | aktual.: 16.11.2015 19:38

Rzecznik MSZ Rosji Marija Zacharowa oświadczyła, że problem bliskowschodnich uchodźców jest skutkiem zachodniej polityki i poradziła UE, aby skorzystała z rosyjskich rozwiązań. Rosja przyjęła przecież setki tysięcy uciekinierów z Ukrainy. Pani rzecznik połajała także europejskie stolice za "kompletną niemoc UE w związku z napływem migrantów", wykazując związek z "absolutnie nieodpowiedzialną i nieprzemyślaną polityką zmiany reżimów politycznych na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej".

Ofensywa dyplomatyczna

Oficjalne oświadczenie MSZ to niewątpliwie sygnał ofensywy dyplomatycznej, a rosyjskie media już od dłuższego czasu urabiają europejską opinię publiczną. Na przykład cytując szefa parlamentarnej komisji ds. międzynarodowych Aleksieja Puszkowa, który politykę USA nazwał "przecieraniem szlaku zwycięstwa Państwa Islamskiego". Kto wie, może akurat w tej kwestii Puszkow nie myli się zbytnio, skoro były szef CIA gen. David Petraeus optuje za taktyczną współpracą z Al-Kaidą.

Wybór między dżumą a cholerą zawsze szokuje, ujawniając kompletną bezradność Waszyngtonu, który zasiał bliskowschodnią burzę. Zatem kremlowskie media twierdzą wprost, że za los setek tysięcy uchodźców są odpowiedzialne państwa, które zbrojnie obaliły świeckie dyktatury Libii i Iraku, niszcząc tym samym antyimigracyjną tamę. Ba, te same źródła ujawniają, że Muammar Kadafi zawarł z Paryżem i Rzymem odpowiednie porozumienia, które dawały libijskiej marynarce prawo rozprawy z uciekinierami. Łatwo domyślić się w jakiej formie.

Co do rosyjskich intencji, z pewnością wiele wyjaśni rychłe wystąpienie Władimira Putina na forum corocznej sesji plenarnej ONZ. Rosyjski prezydent już wystąpił z inicjatywą globalnej koalicji antyislamistycznej, wzywając także Europę do wspólnej walki z Państwem Islamskim. Oś już istnieje - tworzą ją Damaszek, Teheran i Moskwa. Teraz chodzi o przyciągnięcie Jordanii, Egiptu i być może Arabii Saudyjskiej. No i oczywiście UE.

W taki sposób Rosja wypełnia pustkę po amerykańskim przywództwie, a zarazem aspiruje do odegrania kluczowej roli w przywróceniu regionalnej i europejskiej stabilności. Bo Waszyngton, pławiący się w łupkowej ropie i gazie, najwyraźniej skalkulował, że bliskowschodnie surowce straciły na znaczeniu strategicznym. Natomiast według Moskwy grzechem byłoby nie objąć patronatu nad osieroconym Bliskim Wschodem.

Kreml ma do zaoferowania nie tylko dyplomatów, ale także niezłą broń i wojskowych specjalistów. Stabilizując Bliski Wschód i Północną Afrykę, Kreml broni bezpieczeństwa satelitów z Azji Środkowej, poważnie zagrożonych islamskim dżihadem z Afganistanu i Iraku. Broni także własnego bezpieczeństwa, zważywszy na wiecznie zapalny Północny Kaukaz. Ale przecież nie tylko o obronę chodzi. Rosja znajduje się w euroatlantyckich sankcjach, które boleśnie biją w jej gospodarkę i dobre samopoczucie Rosjan, a Putin niezwykle dba o poparcie obywateli.

Tymczasem im bardziej Unia jest podzielona w sprawie uchodźców, tym lepsze są widoki na identyczne podziały w kwestii przedłużenia antyrosyjskich sankcji i wsparcia dla prozachodniego kursu Ukrainy. Przy tym oś migracyjnego podziału przebiega między "starą" Europą, którą Moskwa od zawsze uważała za lojalnego partnera, a nowymi członkami UE, nie pałającymi rusofilskimi nastrojami. Taka sama idea "pożytecznych" podziałów przyświeca rosyjskiej dyplomacji w kwestii spójności NATO, a więc odpowiedzi na kolejne mocarstwowe paroksyzmy Rosji. I wreszcie, podzielona Europa to słabe ogniwo wspólnoty euroatlantyckiej z USA, a raczej klin. Czy Moskwa mogła sobie wymarzyć inny konflikt, który z równie demolującą siłą uderzyłby w Zachód i rozsadzał przeciwnika od środka? Jeśli nie byłoby kryzysu migracyjnego, Moskwa z pewnością wymyśliłaby go sama.

Z drugiej strony, Rosja występująca z ideą globalnej koalicji antyislamistycznej odgrywa rolę najbardziej zorganizowanej siły w Europie, deklasując UE w jej integracyjnych zadaniach. Moskwa sprawia teraz wrażenie jakby tak samo dbała o własne interesy, co o bezpieczeństwo Syryjczyków oraz Francuzów i Niemców. A także Polaków, bo inicjatywa Putina to nic innego, jak propozycja walki z przyczynami islamskiego zagrożenia Europy, a nie jego migracyjnymi następstwami. To przecież mają na myśli nasi politycy, mówiąc o potrzebie wzmocnienia zewnętrznych granic UE i poprawie sytuacji u źródła, czyli w Lewancie. Pora jednak przyjrzeć się "wzorcowemu" systemowi migracyjnemu.

Maszynka do robienia pieniędzy

Zgodnie z oficjalnymi statystykami w Rosji przebywa 10 milionów imigrantów ekonomicznych, a według danych organizacji pozarządowych, uwzględniających migrację nielegalną, nawet o 5 mln więcej. Wiadomo, że pierwsze miejsce zajmują Uzbecy, a następne Ukraińcy, Białorusini, Tadżycy, Mołdawianie i Kirgizi. Według różnych szacunków przybysze wypracowują od 8 do nawet 14 proc. PKB Rosji. To ogromna społeczność i wybuchowa mieszanka kulturowa - nic dziwnego zatem, że nastroje ksenofobiczne rosną, jak na drożdżach.

Ponad 70 proc. Rosjan ocenia imigrację jako nadmierną, a ponad 50 proc. żąda jej ograniczenia, postrzegając w przybyszach źródło obyczajowego i kryminalnego zagrożenia. A także konkurencję na rynku pracy, co nie odpowiada prawdzie dlatego, że przyjezdni wykonują obowiązki, których nie podejmują Rosjanie i pracują za stawki niższe niż dla rdzennych mieszkańców.

Niepoślednią rolę w kreowaniu nienawiści do obcych odgrywa sam Kreml, który wykorzystuje migrację jako instrument nacisku na poradzieckich sąsiadów. Sumaryczna wartość przekazów pieniężnych wysyłanych do krajów pochodzenia sięga przecież rocznie 40 mld dolarów, wpływając w istotny sposób na wielkość krajowych PKB. Gorzej, że zdaniem rosyjskiego centrum praw człowieka "Sowa", takie odgórne nagonki medialne przerastają w fale ulicznych pogromów. Corocznie ofiarami pobić staje się kilkuset imigrantów, a kilkudziesięciu zostaje zamordowanych na tle rasowym.

Chcąc objąć kontrolą ogromną masę ludzką, podatną w ocenie służb bezpieczeństwa na polityczny i religijny radykalizm, Kreml zmienił obowiązujący dotychczas kwotowy system zatrudniania i legalizacji imigrantów na patentowy. Przybysz, który chce uzyskać prawo legalnego pobytu ubiega się o państwowy patent-certyfikat. Jego otrzymanie wiąże się ze sporym wysiłkiem, ponieważ system przewiduje obowiązkowe badanie medyczne na okoliczność zdolności do pracy, obecności chorób wenerycznych i HIV, gruźlicy i narkomanii.

Następnie imigrant musi wykazać się znajomością języka rosyjskiego. Na finiszu zdaje także egzamin z elementarnych podstaw prawa oraz historii i kultury Rosji. Ukoronowaniem trudu jest wykupienie obowiązkowego ubezpieczenia pracowniczego i zapłacenie podatku, obliczonego od podstawy minimalnego wynagrodzenia. Łączna cena patentu waha się w zależności od regionu, od 15 do nawet 25 tys. rubli, czyli od 220 do 350 dolarów. Dla Tadżyka lub Uzbeka suma na starcie niewyobrażalna. Za to skarb państwa odnotował dodatkowe 20 mld rubli w zeszłorocznym budżecie. Kwota spora ponieważ patent działa co najwyżej trzy miesiące, po czym należy go ponownie wykupić.

Państwo poszło imigrantom na rękę organizując regionalne centra migracyjne, które w założeniu mają służyć kompleksowej obsłudze przybysza, uwalniając go od przestępczego pośrednictwa. Jednak pełna infrastruktura ruszy dopiero w przyszłym roku. Drugim problemem jest kluczowa rola Federalnej Służby Migracyjnej (FSM) przy MSW, tak więc imigracja oddana została, jak to bywa w Rosji Putina, strukturze policyjnej. Nie dość, że ogromnie skorumpowanej, to przystosowanej do organizacji obław na nielegalnych imigrantów, a nie kursów historii i kultury.

Jednak przede wszystkim imigranci narzekają na ogromne koszty, niewspółmierne do zarobków, szczególnie w czasach kryzysu gospodarczego. I tak, władze Petersburga zorganizowały 30 kursów językowych, ale nabór chętnych okazał się zerowy. Cudzoziemcy pracują po 16 godzin dziennie i nie mają siły oraz pieniędzy na edukację. Obracają się głównie wśród rodaków, a język rosyjski nie jest im potrzebny. W tym kryje się także największa słabość rosyjskiego systemu.

Grupa socjologów akademii nauk prowadzi od kilku lat badania środowisk imigracyjnych i, mówiąc oględnie, wnioski są negatywne. W Moskwie, Petersburgu i innych metropoliach powstają tzw. miasta równoległe. Tadżycy, Uzbecy czy Kirgizi, budują równoległą i odrębną infrastrukturę społeczną, począwszy od kafejek i klubów, przez biura pośrednictwa, po centra medyczne i parabankowe. Z Rosjanami łączy ich wyłącznie fakt chodzenia po tych samych ulicach, cała reszta dzieje się w diasporze, ale nie getcie, bo zjawisko równoległości nie ma granic terytorialnych. Jest zależne wyłącznie od liczby imigrantów konkretnej narodowości i zdaniem socjologów całkowicie uniemożliwia asymilację. Za to "równolegli" przybysze pozostają kompletnie wyobcowani, a przez to podatni na radykalizm w każdej formie. Zjawisko będzie się pogłębiać z powodów demograficznych, m.in. starzenia społeczeństwa. Aby utrzymać wzrost gospodarczy, Rosja do 2050 r. potrzebuje jeszcze 20 milionów imigrantów, dlatego z otwartymi rękoma przyjmuje ukraińskich
uchodźców.

Uchodźcy

Wbrew oświadczeniom MSZ, uzyskanie statusu uchodźcy jest w Rosji tak samo trudne, jak w UE. Szczególnie niełatwo jest przyjezdnym z Azji Środkowej, której mieszkańcy są narażeni na prześladowania tamtejszych chanów. W wywiadzie dla agencji Lenta.ru Tadżyk, zmuszony do ucieczki z kraju, przyznał, że wykupił status według korupcyjnej stawki FSM, czyli za 70 tys. rubli. Inaczej ma się sprawa z ukraińskimi uchodźcami, których w Rosji jest obecnie 940 tys. Jednak tylko 150 tys. uzyskało status uciekiniera wojennego, pozostali traktowani są jako przybysze z prawem wymuszonego pobytu.

Mimo to Kreml wręcz zachęca Ukraińców do przesiedlenia, kierując się kilkoma celami. Obywatele Ukrainy, których liczba włącznie z imigrantami ekonomicznymi przekroczyła 3,5 mln, są pokrewni kulturowo, stanowiąc z reguły wykwalifikowaną kadrę roboczą. Dlatego koncerny państwowe chętnie ich zatrudniają, organizując przyjazdy dużych grup (nawet całych załóg fabrycznych), od kwestii kosztów podróży po mieszkania. Gorzej mają osoby zdecydowane na samoorganizację, tu Kreml nie udziela żadnych preferencji i największym wyzwaniem pozostaje praca. Z drugiej strony, kierując się względami politycznymi, rosyjskie władze przyznały preferencje pobytowe dla Ukraińców w wieku poborowym. Jak szacuje FSM, jest ich w Rosji co najmniej pół miliona.

Taka sprzeczna nieco polityka ma wyraźny cel - zmianę obywatelstwa na rosyjskie. Kilka milionów Słowian, w obliczu ujemnego przyrostu naturalnego rdzennych Rosjan i wprost odwrotnego obywateli wyznających islam, pozostaje dla Kremla ważną kartą w demograficznej układance etnicznej. Od 2006 r. działa prezydencki program repatriacji o krótkiej nazwie "Rodak". Co prawda prawo naturalizacji przysługuje wszystkim, którzy urodzili się na terytorium b. ZSRR, jednak najlepiej widziani są repatrianci z rosyjskimi lub słowiańskimi korzeniami.

W przeciwieństwie do zwykłych uchodźców lub imigrantów ekonomicznych, takim osobom przysługuje cały wykaz ulg socjalnych i rekompensat finansowych, z jednym warunkiem - osiedlenia w preferowanym, a więc wskazanym przez władze regionie Rosji. Innymi słowy, ukraińscy uchodźcy są potrzebni Rosji do rekonstrukcji tzw. regionów depresyjnych, czyli na Dalekim Wschodzie i Syberii. I wbrew pozorom polityka ukraińska Rosji ma podstawy, bo według badań opinii publicznej ponad 60 proc. obywateli tego kraju, czyli grubo ponad 20 mln osób, widzi swoją przyszłość poza granicami ojczyzny.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (330)