Rosja ma rozmieszczonych 400 nuklearnych pocisków balistycznych. 99 proc. w stałej gotowości bojowej
Rosja forsownie rozbudowuje i modernizuje arsenał nuklearnych pocisków balistycznych, z których prawie wszystkie utrzymywane są w stałej gotowości bojowej. Najpóźniej w 2020 roku do służby mają wejść nowe potężne rakiety RS-28 Sarmat.
16.12.2016 | aktual.: 16.12.2016 17:26
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Gen. Siergiej Karakajew, dowódca rosyjskich Wojsk Rakietowych Przeznaczenia Strategicznego, właśnie ogłosił, że ma do dyspozycji ok. 400 międzykontynentalnych pocisków balistycznych, uzbrojonych w głowice nuklearne różnego typu. Prawie wszystkie (99 proc.) utrzymywane są w stałej gotowości bojowej.
Według rosyjskiej agencji TASS, która cytuje generała, pociski ICBM, jak fachowo określa się rakiety międzykontynentalnego zasięgu, uzbrojone są w 60 proc. wszystkich operacyjnych rosyjskich głowic jądrowych. Pozostałe przenoszone są przez atomowe okręty podwodne i bombowce strategiczne. Te trzy komponenty - rakiety, okręty podwodne i samoloty - tworzą tzw. triadę nuklearną, czyli podstawę sił strategicznych Kremla.
Deklaracja dowódcy wojsk rakietowych być może przeszłaby bez większego echa, gdyby nie fakt, że jeszcze w kwietniu br. niezależne szacunki ekspertów z Biuletynu Naukowców Atomowych mówiły, że Kreml ma ok. 300 pocisków ICBM, na których rozmieszczono 40 proc. wszystkich rosyjskich głowic. Według publicysty fachowego portalu "The Diplomat" może to oznaczać, że Moskwie udaje się utrzymać szybkie tempo rozbudowy i modernizacji arsenału rakiet strategicznych.
Nowe rakiety priorytetem
Nawet gdy w latach 90. rosyjskie siły zbrojne ulegały rozkładowi z powodu chaosu i gospodarczych wstrząsów targających kraj po upadku Związku Radzieckiego, Moskwa najlepiej jak mogła starała się dbać o zabezpieczenie arsenału jądrowego. Tylko on zapewniał słabnącemu państwu status mocarstwa i stanowił gwarancją bezpieczeństwa, niwelując konwencjonalną przewagę NATO.
W zapoczątkowanym później przez Władimira Putina wielkim programie modernizacji sił zbrojnych komponent strategiczny znalazł się na samym szczycie listy priorytetów. Moskwa dąży do unowocześnienia każdego elementu triady nuklearnej, a ambitny program zakłada zastąpienie do 2022 r. wszystkich rakiet wyprodukowanych jeszcze w czasach ZSRR nowymi odpowiednikami.
Gen. Karakajew zapowiedział, że już za kilka lat, najpóźniej w 2020 roku, do służby operacyjnej wprowadzone zostaną rozwijane obecnie pociski RS-28 Sarmat, które mają zastąpić systemy starszego typu. Sarmaty to potężne, stutonowe rakiety, zdolne do przenoszenia nawet 10 ciężkich lub 15-16 lżejszych głowic nuklearnych. Rosyjskie media chełpią się, że jeden taki pocisk będzie mógł zniszczyć obszar wielkości Francji czy Teksasu i wcale nie muszą to być czcze przechwałki.
Czytaj też: Satan 2 - nowa rakieta Rosji
Kolejnym elementem modernizacji są wprowadzane obecnie do służby mobilne wyrzutnie międzykontynentalnych pocisków balistycznych RS-24 Jars. Co prawda przenoszą one "tylko" cztery głowice, ale za to cechują się dużą celnością. Rosjanie, oprócz tradycyjnych platform kołowych, rozmieszczają Jarsy również w zestawach kolejowych, które są o tyle groźniejsze, że o wiele trudniej je wykryć i śledzić za pomocą zwiadu satelitarnego.
Wojna nuklearna już nie jest "nieprawdopodobna"
Działania Rosji w celu modernizacji i wzmocnienia potencjału nuklearnego mają swoje uzasadnienie w jej aktualnie obowiązującej doktrynie wojskowej. Zakłada ona użycie broni jądrowej nie tylko w odpowiedzi na analogiczny atak innego mocarstwa, ale również na wrogą agresję z użyciem wyłącznie sił konwencjonalnych lub gdy zagrożone jest bezpieczeństwo państwa.
Niepokój może budzić fakt, że w przyjętej ostatnio przez Kreml nowej koncepcji polityki zagranicznej ocenę ryzyka wojny nuklearnej zmieniono z "nieprawdopodobnej" na "mało prawdopodobną". Nominalnie różnica jest niewielka, ale kiedy pomyślimy, że chodzi o konflikt, który prawdopodobnie zgładziłby ludzką cywilizację w postaci, jaką znamy, sprawa nabiera ponurej powagi. Pokazuje też, że Moskwa postrzega sytuację międzynarodową jako o wiele niebezpieczniejszą niż jeszcze kilka lat temu.
W przyszłym roku Rosja nie zamierza zwalniać tempa. Szef sztabu generalnego sił zbrojnych gen. Walerij Gierasimow już zapowiedział, że w 2017 roku armia będzie "przykładać szczególną wagę do utrzymania strategicznych sił nuklearnych na poziomie, który zapewni powstrzymywanie agresji przeciwko Federacji Rosyjskiej i jej sojusznikom".