Roman Giertych wreszcie pracuje dla dobra Polski
Cała scena polityczna kręci się wokół lustracji i tylko wicepremier Roman Giertych zajął się sprawami naprawdę ważnymi. A konkretnie – homoseksualną propagandą. Rzeczywiście jej zakazanie jest tym, czego polska szkoła potrzebuje najbardziej. I gdyby tylko inni ministrowie byli równie wnikliwi, Polska byłaby wspaniałym krajem.
22.05.2007 06:06
Łatwo sobie wyobrazić jak poprawiłaby się sytuacja w finansach publicznych, gdyby Ministerstwo Finansów wprowadziło podatek od dewiacji. Istniałoby kilka progów podatkowych. W pierwszy próg wchodziliby żyjący w związkach niesakramentalnych, rozwodnicy i single. Homoseksualiści i ich koledzy pedofile, nekrofile i koprofile płaciliby składki odpowiednie do stopnia moralnej odrazy, jaką wzbudzają swoimi czynami. Z podatku zwolnieni byliby Wojciech Wierzejski i Roman Giertych z rodzinami.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji powinno z kolei opracować specjalny system znakowania homoseksualistów. Tacy są dumni ze swoich chorych skłonności? Tak im łatwo paradować po ulicach naszej Warszawy pod ochroną niemieckich homodeputowanych? To niech teraz każdy przyszyje sobie tęczowy trójkącik na koszulę. Normalni obywatele powinni mieć świadomość, z kim mają do czynienia. Czy normalny obywatel kupiłby lody od homoseksualnego sprzedawcy? Albo czy wsiadłby do tramwaju prowadzonego przez homoseksualną motorniczą? Homoseksualiści jak wiadomo są siedliskiem różnych chorób (z których ich tzw. orientacja seksualna jest najgorszą). Wizyta u fryzjera-pederasty może skończyć się tym, że za rok będziesz machał tęczową flagą. Dlatego odpowiednia ustawa na temat homo-winietek już teraz powinna trafić pod obrady rządu.
Również Ministerstwo Środowiska ma swoje miejsce na froncie walki o moralność publiczną. Jasne jest, że homoseksualiści jako dziw przyrody powinni być objęci ochroną. Najlepiej byłoby zamknąć ich w rezerwatach. Później wystarczy już tylko jeden podpis, aby środkiem takiego rezerwatu puścić piętnastopasmową autostradę.
Ministerstwo Sprawiedliwości zadanie ma ułatwione – w historii ustawodawstwa istnieją odpowiednie akty prawne, które odpowiednio traktują wstrętnych pederastów. Niestety tutaj sprawa jest problematyczna. Powoływanie się na ustawy nazistowskich Niemiec czy komunistycznej Rumunii mogłoby zostać zinterpretowane jako tzw. dyskryminowanie homoseksualistów, lub tzw. nietolerancja. A przecież o żadnej nietolerancji nie może być mowy. Z drugiej jednak strony tzw. tolerancja nie powinna nam przesłaniać rzeczywistego obrazu rzeczywistości. A obraz jest ponury. O tym, jakie spustoszenie w polskich głowach i sercach poczyniła propaganda pederastów niech świadczy choćby to, że na Marsz dla Życia i Rodziny, szeroko reklamowany w mediach i na przykościelnych tablicach ogłoszeniowych przyszło według policji jedynie 600 osób. To mniej nawet od zwartego elektoratu, jaki poparł Wojciecha Wierzejskiego w jego staraniach o fotel prezydenta Warszawy.
Istnieje jednak pewna szansa. Niejaki Preston Noel, prezes amerykańskiego "Towarzystwa na Rzecz obrony Tradycji, Rodziny i Własności", przemawiając na marszu sugerował, że Europa i Stany Zjednoczone zachowają swoją tożsamość, jeśli każda rodzina postara się o 11-12 dzieci. 600 osób razy 12 dzieci to ponad 7000 osób. I znowu razy 12 i znowu, i znowu... W ciągu 80 lat powinno nazbierać się tego elektoratu na pięcioprocentowy próg. Przez ten czas trzeba walczyć o elektorat za pomocą populistycznej rąbanki.
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska