Roman Giertych świętuje
Roman Giertych świętuje jubileusz - dziesiąty dziennikarski "atak na maksa" (jak sam publicznie się wyraził) na swoją osobę. "Nikt w Polsce nie jest bardziej atakowany niż ja i moje ministerstwo" - dodał minister Roman Giertych. Sam jestem raczej maruderem tej medialnej armii, która walczy z liderem Ligi Polskich Rodzin (brałem udział jedynie w pięciu atakach na Romana Giertycha). Mimo wszystko chciałbym wziąć udział w tym świętowaniu, bo naprawdę jest co świętować.
Roman Giertych na początku ostatniej, jubileuszowej nagonki cieszył się, że dzięki niej publicznie dyskutuje się o literaturze. Nie wiem jak Państwo, ale ja również bardzo się cieszę, że ministrowie polskiego rządu wymieniają na konferencjach prasowych autorów, których lubią i tych, za którymi nie przepadają. Dla każdego wyborcy istotna powinna być informacja, czy minister kultury akceptuje Witolda Gombrowicza, co minister edukacji myśli o Fiodorze Dostojewskim, a jak premier ocenia twórczość i życie Jana Dobraczyńskiego. Literatura kształtuje charaktery i światopoglądy, dlatego deklaracja stosunku polityka do dzieł Cata-Mackiewicza więcej może powiedzieć wyborcy o tym, na kogo powinien głosować, niż – często pozbawione pokrycia – fajerwerki programowe.
Ale bibliograficzna przejrzystość życia publicznego to nie wszystko. Tak jak król Midas przemieniał w złoto wszystko, czego się dotknął, tak wicepremier Giertych, wszystko, czego się dotknie przemienia w pożywkę dla społecznej mobilizacji. Dzięki lekturowemu nieporozumieniu nagle skoczyła sprzedaż "Ferdydurke", "Zbrodni i Kary", "Cierpień Młodego Wertera" oraz "Jądra ciemności" - książek, które rzekomo miały "wypaść" z kanonu, a których – nawet, gdy w tym kanonie były, i tak prawie nikt nie czytał. Żadna instytucja nie zrobiła tyle dla promocji czytelnictwa, ile kilka niejasnych wypowiedzi Romana Giertycha. Nawet sam minister, jak donosi "Dziennik", zachęcony swoją akcja przeczytał kilka tygodni temu po raz pierwszy "Trans-Atlantyk", do którego sam z siebie, jako do prozy antypatriotycznej, na pewno by się nie dotknął.
Rodzice już teraz deklarują, że osobiście dopilnują, by ich dzieci znały na wyrywki Gombrowicza i deklamowały bez zająknięcia Kafkę. Ostatni raz taką dbałość o literackie wychowanie swoich dzieci przejawiali rodzice podczas rozbiorów (tylko, że wtedy każdy chciał zostać panem Wołodyjowskim, a teraz idolem młodzieży będzie Józef K.).
Tyle plusów tylko z jednej medialnej nagonki. A przecież są jeszcze mundurki, trójki szkolne, "propaganda homoseksualna", koedukacja i kilka innych spraw, które ostatnio wpadły Romanowi Giertychowi w oko. Dzięki liderowi LPR kwestie wychowania dzieci i młodzieży odzyskały należne im miejsce w centrum zainteresowania milionów Polaków. W związku z tym, szanowny panie ministrze, z okazji jubileuszu: wszystkiego najlepszego i kolejnych dziesięciu "medialnych ataków na maksa"!
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska