Roman Giertych: Gdybym wtedy zatrudnił Ziobrę, historia potoczyłaby się inaczej
Roman Giertych w rozmowie z "Newsweekiem" zdradził, że w 2008 roku Zbigniew Ziobro, wówczas poseł PiS, przyszedł do niego, prosząc o pracę. - Pewnie gdybym go wtedy zatrudnił historia, nie tylko moja, potoczyłaby się inaczej - ocenił w rozmowie z tygodnikiem.
Sprawa Romana Giertycha ciągnie się już od przeszło roku. Mecenas był jedną z 12 osób zatrzymanych przez CBA w związku ze śledztwem dotyczącym wyprowadzenia i przywłaszczenia kilkudziesięciu milionów złotych z giełdowej spółki deweloperskiej Polnord. Jednak w styczniu 2021 roku sąd uznał akcję CBA za "bezprawną i nielegalną". Orzekł też, że zarzuty w tej sprawie wobec adwokata ogłoszono nieskutecznie i uchylił stosowane wobec niego środki zapobiegawcze.
Od tego czasu Giertych nie stawia się na przesłuchania w prokuraturze. - Zgodnie z orzeczeniami sądów nie jestem podejrzanym w tej sprawie, gdyż nie postawiono mi zarzutów. W tej sytuacji wszelkie wzywania mnie na przesłuchanie mają charakter bezprawny - tłumaczył swoje postępowanie w tej sprawie Giertych.
W związku z tym 20 grudniu 2021 roku prokuratura w Lublinie wystąpiła do sądu z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie mecenasa Romana Giertycha.
- W sytuacjach, w których podejrzany nie stawia się uporczywie na wezwania, przez co uniemożliwia nadanie śledztwu dalszego biegu, zasadniczo Kodeks postępowania karnego przewiduje zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie. W innych wypadkach, gdy jest to też środek niewystarczający, zwyczajowo stosuje się wniosek o tymczasowe aresztowanie, który warunkuje i umożliwia w późniejszym czasie poszukiwanie podejrzanych ewentualnie listem gończym - tłumaczył prok. Karol Blajerski, rzecznik lubelskiej prokuratury.
Z informacji przekazanych przez śledczych wynika także, że zamierzają oni postawić prawnikowi dodatkowe zarzuty prania brudnych pieniędzy i wyrządzenia spółce 4,5 mln zł szkody pod pozorem umowy, na reprezentowanie Polnordu przez kancelarię prawną Giertycha przed Naczelnym Sądem Administracyjnym.
"Gdybym zatrudnił wtedy Ziobrę, historia potoczyłaby się inaczej"
W rozmowie z "Newsweekiem" Giertych mówił, że zarzuty prokuratury wobec niego są "wyssane z palca". Wątpi, by na ich podstawie sąd wydał wniosek o jego aresztowanie. - Firma [Polnord], dla której wygrałem proces, zyskała kilkaset milionów złotych, a oni mówią, że przyniosłem jej szkodę. To jest tak bezdennie głupie, że każdy sąd, jak sądzę, to wykpi - ocenił.
Giertych uważa, że w jego sprawie decyzje zapadają na szczytach władzy obozu rządzącego. Zdradził, że minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro "ma osobiste powody by się na nim odgrywać". Chodzi o rozmowę, jaką panowie rzekomo odbyli w 2008 roku.
- Ziobro przyszedł do mnie prosić o pracę. Był wtedy posłem, pokłócił się z PiS, szukał roboty. Nie przyjąłem go, bo uznałem, że nie ma potrzebnego doświadczenia w sprawach, które prowadzę. Pewnie gdybym go wtedy zatrudnił historia, nie tylko moja, potoczyłaby się inaczej - ocenił.
- Uznałem go za słabego prawnika, nie mówiąc o braku sympatii do niego - wyjaśnił motywy swojej decyzji. Wspominał też, że w toku tamtej rozmowy Ziobro "strasznie pluł" na prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jego otoczenie.
Źródło: "Newsweek"