Rolicki: zachowanie PiS "znakiem złowrogiej przyszłości"
Parafowanie przez PiS umowy stabilizacyjnej z Samoobroną i LPR jedynie w obecności dziennikarzy telewizji "Trwam", Radia Maryja i "Naszego Dziennika", można przyjmować jako "znak złowrogiej przyszłości" - uważa publicysta Janusza Rolickiego.
Zważywszy na to, jakie są plany medialne braci Kaczyńskich, można to przyjmować jako znak złowrogiej przyszłości - powiedział Rolicki. Jak dodał, oznacza to, że bracia Kaczyńscy są niezadowoleni z innych mediów i w ten sposób wyrażają swoje najwyższe zaufanie dla tej telewizji, radia i gazety.
Szefowie PiS, Samoobrony i LPR podpisali w czwartek w Sejmie umowę stabilizacyjną, która ma umożliwić stworzenie stabilnej większości w parlamencie i w ten sposób zapobiec ewentualnym przyspieszonym wyborom parlamentarnym. Szef klubu parlamentarnego PiS Przemysław Gosiewski powiedział dziennikarzom, że wcześniej telewizja "Trwam" transmitowała "parafowanie" umowy.
Nie jest to specjalnie mądre. Dla mnie jest to po prostu śmieszne i dosyć zabawne - podkreślił Rolicki. Dodał, że z drugiej jednak strony to wszystko jest niepokojące. Wiadomo, że lada chwila media publiczne znajdą się w ręku jednej partii. Prawdopodobnie należy oczekiwać mocnych nacisków na media prywatne - ocenił.
Według Rolickiego, prawdopodobnie chodzi o to, by media prywatne "wyrównały front, który wyznaczy w pewnym momencie telewizja publiczna".
W związku z tym, jeśli chodzi o duże media, to pozostanie "Gazeta Wyborcza", której oczywiście nikt nie zaknebluje, pewnie "Rzeczpospolita" i kilka innych gazet, a pozostałe ośrodki będą się starały jakoś ułożyć z rządem - przypuszcza publicysta.
Jak podkreślił, rząd ma "bardzo potężne instrumentarium, z którego na pewno potrafi zręcznie korzystać, tzn. ma spory fundusz reklamowy, który prawdopodobnie będzie dozowany według zasług".
Jak się weźmie pod uwagę wszystkie posunięcia braci Kaczyńskich, którzy budują swoją IV Rzeczpospolitą, i to, że ta IV RP będzie taką surową matką, to okiełznanie mediów może być bardzo bolesne dla nas i dla czytelników - ocenił Rolicki.
W jego opinii, "nie ma jednak co popadać w straszną panikę". Nic nie jest stałe. Skończy się ten okres, kiedy prezydent trzyma miecz Damoklesa w ręku (chodzi o 14 dniowy okres od 30 stycznia, w którym prezydent może skrócić kadencję Sejmu) natychmiast Andrzej Lepper z Romanem Giertychem skoczą do oczu PiS-owi i zacznie się druga część tej zabawy - przypuszcza publicysta.
Jego zdaniem, ponownie pojawią się żądania wprowadzenia do rządu Leppera i Giertycha. Będziemy przeżywali coś nowego. Nie wiem, co wtedy wymyśli J. Kaczyński. Gdyby miał zrealizować wszystkie obietnice, postulaty swojej partii, to byśmy mieli powtórkę z lat 70., bo to wymaga tak gigantycznych pieniędzy, że nie stać na to kraju bogatszego od Polski - zaznaczył Rolicki.