PolskaRokita do premiera ws. odtajnienia akt "inwigilacji prawicy"

Rokita do premiera ws. odtajnienia akt "inwigilacji prawicy"

W złożonej w Sejmie interpelacji poselskiej wiceszef PO Jan Rokita zwrócił się do premiera o doprowadzenie do odtajnienia przez ministra sprawiedliwości akt tzw. "inwigilacji prawicy".

05.05.2006 | aktual.: 05.05.2006 19:39

Rokita napisał w interpelacji, że 4 kwietnia na konferencji prasowej minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro "oświadczył, iż nie może odtajnić akt jednego z najważniejszych śledztw, które miały odsłonić kulisy operacji służb specjalnych po 1989 r. dotyczących tzw. 'inwigilacji prawicy' dopóty, dopóki Szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego nie zniesie klauzuli tajności, którą są objęte omawiane akta".

Rokita spytał w interpelacji premiera, któremu podlega szef ABW, czy zainicjował "działania na rzecz zniesienia klauzuli tajności z omawianych akt przez Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego" oraz, jeżeli takich działań premier nie inicjował, to "czy zamierza je zainicjować w przyszłości i jeśli tak to kiedy".

"Mam głęboką nadzieję, że pan premier skorzysta ze swoich uprawnień i doprowadzi do szybkiego zniesienia klauzuli tajności przez Szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, co w efekcie umożliwi odtajnienie akt przez Ministra Sprawiedliwości" - napisał Rokita.

Podkreślił, że "dalsze utrzymywanie stanu utajnienia materiałów dotyczących przebiegu i osób odpowiedzialnych za karygodną 'inwigilację prawicy' w latach 90-tych byłoby równoważne z rzeczywistym osłanianiem sprawców tej kryminalnej aktywności".

Minister Ziobro na konferencji 4 kwietnia kolejny raz powtórzył, że jest za odtajnieniem akt umorzonego śledztwa w sprawie inwigilacji prawicy, ale możliwe jest dotarcie do nieznanych wcześniej dokumentów pokazujących rolę przełożonych oskarżonego w sprawie płk. Jana L.

Będzie decydował prokurator prowadzący sprawę - powiedział wtedy Ziobro pytany o odtajnienie akt postępowania. Podkreślił, że o wszystkim przesądzi dobro śledztwa.

W pierwszej połowie lat 90. doszło do nielegalnej inwigilacji przez UOP prawicowej opozycji wobec prezydenta Lecha Wałęsy i premier Hanny Suchockiej - w tym m.in. Jarosława i Lecha Kaczyńskich.

Przekroczenie w latach 1991-1997 uprawnień, m.in. przez stosowanie "technik operacyjnych" i "źródeł osobowych" wobec legalnych ugrupowań prawicowych, warszawska prokuratura zarzuciła płk. Janowi L., za co grozi do 3 lat więzienia. L. - szef zespołu inspekcyjno-operacyjnego gabinetu szefa dawnego UOP - to jedyny oskarżony w sprawie. Wątek ewentualnej odpowiedzialności jego przełożonych umorzono w 2002 r.

Materiały sprawy znaleziono w lipcu 1997 r. w szafie płk. Jana L., szefa tajnego zespołu przy gabinecie szefa UOP. Sprawę ujawnił w sierpniu 1997 r., na krótko przed wyborami parlamentarnymi, Zbigniew Siemiątkowski z SLD, koordynator służb specjalnych w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza.

Zespół miał w 1993 r. opracować plany działań operacyjnych UOP, których elementem miała być inwigilacja przywódców antywałęsowskiej prawicy. Celem działań miało być skłócenie i skompromitowanie czołowych działaczy Porozumienia Centrum, Ruchu III Rzeczypospolitej oraz Ruchu dla Rzeczypospolitej. Zamierzano ich kompromitować m.in. przy wykorzystaniu tajnych agentów UOP w środowiskach prawicowych. Szefem UOP był wtedy Gromosław Czempiński, a nadzorował go ówczesny szef MSW Andrzej Milczanowski. Obaj zaprzeczali, by doszło do inwigilacji.

Tajne śledztwo w sprawie inwigilacji wszczęto w październiku 1997 r. na podstawie doniesienia ówczesnego szefa UOP Andrzeja Kapkowskiego. Początkowo prokuratura badała, czy w 1993 r. - gdy premierem była Suchocka - UOP prowadził bezprawne działania przeciw prawicowej opozycji. Potem śledztwo rozszerzono na działania UOP przeciw partiom politycznym (w tym PPS) w latach 1993-96, gdy rządziła koalicja SLD-PSL.

W listopadzie 1999 r. ówczesna minister sprawiedliwości Hanna Suchocka zapowiedziała kroki w celu odtajnienia całości akt umorzonego (wówczas - prawomocnie) śledztwa. Zgodnie z jej zapowiedzią, prokuratura miała odtajnić swoje akta, a UOP - swoje. Całość miałaby trafić do marszałka Sejmu. Ostatecznie okazało się, że z ujawnieniem akt trzeba czekać na prawomocne zakończenie całej sprawy inwigilacji. W 2003 r. prokuratura wysłała do sądu akt oskarżenia wobec Jana L.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)