Rok temu cała Polska żyła śmiercią Magdaleny Żuk. 365 dni teorii spiskowych
W tej historii jest wszystko: piękna młoda kobieta, wielka miłość, egzotyczny kurort i tragiczna śmierć. Mija właśnie rok od śmierci Magdaleny Żuk. Jej historia poruszyła całą Polskę. Kobieta wyjechała na wycieczkę do Egiptu i tam - w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach - zmarła. Prokuratura nadal nie wyjaśniła, co wydarzyło się 30 kwietnia 2017 roku.
"Młoda, energiczna, pracowita i pełna planów. Miała wypadek w Egipcie! Tragedii, która się stała, nie planowała. Chciała tylko wypocząć. To, co się stało, jest ciągle niejasne. Magda trafiła do szpitala w Hurghadzie z obrażeniami głowy, nóg, rąk i klatki piersiowej w stanie śpiączki. Do tej pory nie odzyskała przytomności. Prosimy o pomoc, może ktoś wie, co robić, gdzie szukać pomocy" - apel siostry Magdaleny Żuk 30 kwietnia ubiegłego roku obiegł całą Polskę. Kilka godzin później już nie żyła.
Jej dramat zaczął się w kwietniu, gdy wykupiła dla siebie i swojego chłopaka Markusa wycieczkę do Egiptu. To miał być prezent na jego urodziny. Gdy Magda wręczyła mężczyźnie niespodziankę, okazało się, że jego paszport jest ważny jeszcze przez mniej niż pół roku. By wjechać na teren Egiptu, dokument musi mieć dłuższą datę ważności.
Nie było chętnych
Wykupiona w biurze podróży Rainbow wycieczka rozpoczynała się 25 kwietnia. Magda i Markus zaczęli szukać kogoś, kto poleciałby za chłopaka. Znajomi nie mieli jednak albo pieniędzy na płacenie wyjazdu, albo mieli już inne plany na majowy długi weekend. Para starała się też sprzedać wycieczkę za połowę ceny, czyli dwa tysiące złotych, przez internet. Nie udało się, więc Magda zdecydowała, że poleci sama.
Polka wyleciała z Katowic 25 kwietnia, w nocy z wtorku na środę. Jak wynika z relacji świadków, którzy widzieli ją w samolocie i na egipskim lotnisku, wynika, że zachowywała się normalnie. Busem została przewieziona do oddalonego o pół godziny kurortu Marsa Alam. Zatrzymała się w hotelu The Three Corners Equinox Beach Resort.
Już w pierwszym dniu pobytu inni turyści zauważyli, że Magda dziwnie się zachowuje. – Była agresywna. Nie chciała, by ktoś jej pomagał. Nie odpowiadała na pytania osób, które chciały jej pomóc. Kontakt z nią był utrudniony – mówi nam jeden ze świadków. Dziewczyna szukała towarzystwa, dopytywała o imprezę integracyjną.
Zmienne nastroje
Z dnia na dzień było coraz gorzej. Z relacji świadków wynika, że Polka raz była cicha, godzinę później przechadzała się tanecznym krokiem i pytała, gdzie jest jej chłopak. Hotelowi goście zgłaszali jej problemy obsłudze hotelu i rezydentowi.
Magda kilkakrotnie dzwoniła do bliskich. Także oni zwrócili uwagę na jej zachowanie. – Z każdego wyjazdu zawsze wysyłała zdjęcia. Tym razem nic nie przysłała. Kilka razy się z nami kontaktowała, potem telefon zamilkł. To było dziwne – mówi jej siostra Anna Cieślińska. Dziewczyną zajmował się egipski rezydent biura Rainbow Mahmoud K. Proponował wezwanie lekarza, ale Magda odmawiała. Wzięła jednak leki na uspokojenie od małżeństwa lekarzy z Polski, którzy mieszkali w tym samym hotelu. Ostatecznie prawdopodobnie ich nie zażyła.
Magda coraz więcej czasu spędzała w pokoju. Chodziła zapłakana. W piątek rano hotelowi goście znaleźli ją nieprzytomną w drzwiach do pokoju. To wtedy powstał filmik, na którym dziewczyna jest w białym szlafroku i zasłania twarz. Nagranie zrobili pracownicy hotelu, by przesłać go rodzinie i uświadomić w jak złym stanie jest Polka. To zdecydowało, że Markus kupił bilet lotniczy dla Magdy już na następny dzień.
Szpital nie umiał pomóc
W tym czasie rezydent zadzwonił po pomoc do szpitala w pobliskim mieście Port Ghalib. - Mahmoud zadzwonił, że ma gościa w konwulsjach. Wysłałem karetkę, która przywiozła dziewczynę. Była spokojna, ale odmawiała wyjścia z ambulansu i poddania się badaniu – mówił Wirtualnej Polsce dr Ahmed Shawky, który zajmował się Magdaleną Żuk. Lekarz uznał, że Magda ma problemy psychiczne, a jego szpital nie ma specjalisty w tej dziedzinie. Polka została odwieziona do hotelu, gdzie przespała noc.
Około szóstej rano w sobotę pracownicy hotelu zauważyli, że dziewczyna weszła na dach i zbliżała się do jego krawędzi. Ściągali ją stamtąd dwukrotnie, ale nie wezwali ani lekarza, ani policji, mimo podejrzeń, że były to próby samobójcze. Zajmował się nią rezydent. Spakował rzeczy i wymeldował z hotelu, ponieważ na ten dzień Żuk miała zarezerwowany lot do Polski.
W drodze na lotnisko szarpała się w samochodzie. Kopała w deskę rozdzielczą, krzyczała. W hali odlotów zaczęła zdejmować bluzkę. Jej zachowanie przykuło uwagę pracowników portu lotniczego, którzy poprosili o pomoc lekarza. Ten orzekł, że stan dziewczyny nie pozwala na lot samolotem.
Zastanawiające nagranie
Mahmoud odwiózł więc dziewczynę do hotelu, z którego wcześniej się wymeldowała. Obsługa nie chciała jej jednak wpuścić. Rezydent szukał dla niej zakwaterowania w innych miejscach, ale w jednym nie było miejsca, a w kolejnym to ona nie chciała zostać. To tam na parkingu nagrano słynną opublikowaną w internecie rozmowę z Markusem.
Na 14-minutowym nagraniu Magda jest przestraszona, ciągle płacze. Mówi bardzo mało, nie odpowiada na pytania Markusa o to, co się stało. Chłopak informuję ją, że jego kolega już po nią jedzie. "Oni tutaj mają różne sztuczki, zabierz mnie stąd, proszę", "Nie wrócę stąd", "Nie mogę mówić, przepraszam", "To nic nie da", "Zadzwonię do ciebie ze swojego najwyżej" – to jedyne słowa Polki.
Na koniec na nagraniu pojawia się rezydent biura Rainbow. - To strata czasu, ja będę znowu dzwonił teraz do ambasady tutaj w Egipcie, dobrze? - mówi do Markusa. Przekazuje też Magdzie prośbę jej chłopaka, by włączyła swój telefon. W tle nagrania słychać rozmowy w języku arabskim.
Leki nie działały
Jak wynika z transkrypcji rozmowy, Egipcjanie naśmiewają się z Markusa. "No taaaa, a w końcu jego kut…s prawie jak mały palec" – mówi towarzyszący rezydentowi mężczyzna. Jak wynika z rozmów po arabsku, mężczyźni chcieli odwieźć Magdalenę Żuk do lekarza: "Zawieźmy ją do szpitala" – mówi jeden z nich.
Jest sobotnie popołudnie. Magda nadal jest w złym stanie, dlatego rezydent po raz kolejny zawozi ją do szpitala w Port Ghalib. - Spała na siedzeniu w samochodzie. Była bardzo spokojna. Na krześle przenieśliśmy ją do szpitala – mówił nam dr Shawky. Obudziła się po kilku godzinach. Zaczęła krzyczeć, wyrywała się, próbowała uciekać. Widać to na monitoringu ze szpitala. Kilku mężczyzn próbowało ją obezwładnić.
- Oni się jej bali. Myśleli, że jest opętana przez ducha. Była bardzo silna - opowiadał lekarz. W końcu Polce udało się podać lek uspokajający.
Kobieta przebywała w sali nr 307 na drugim piętrze szpitala. W obawie przed kolejnymi próbami ucieczki nogi i ręce przywiązano jej do łóżka. Szpital twierdzi, że cały czas ktoś jej pilnował, ponieważ leki uspokajające nie do końca na nią działały.
Dramatyczny skok
Późnym wieczorem Polka próbowała uwolnić ręce i nogi. Pielęgniarz poszedł po pomoc, a w sali została pielęgniarka. Jak relacjonuje kobieta, Polka wyswobodziła się z więzów i po kilkunastosekundowej szarpaninie wyskoczyła przez okno.
- Nagle usłyszałem hałas, a później uderzenie o ziemię. Kobieta leżała na betonowym chodniku. Cicho jęczała. Wnieśliśmy ją do środka. Założyłem szwy. Opatrzyłem - wspomina lekarz. Żuk miała obrażenia głowy, klatki piersiowej, rąk i nóg. Lokalny szpital nie był w stanie jej pomóc, dlatego półtorej godziny po upadku karetka zabrała ją do oddalonego o niemal 300 km szpitala w Hurghadzie. Tam, 30 kwietnia w niedzielę nad ranem dziewczyna umarła.
Dzień później jej śmiercią żyła już cała Polska. Tym bardziej, że do internetu trafiło nagranie wideo rozmowy Magdaleny Żuk z Markusem i rezydentem. Na Facebooku w ciągu kilku dni kilkadziesiąt tysięcy osób próbowało na własną rękę znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Polka zmarła. O jej śmierć oskarżano rezydenta i jej chłopaka Markusa. Padały zarzuty, że padła ofiarą handlu ludźmi. Tę wersję podchwycił nawet minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, który zorganizował kilka konferencji prasowych w sprawie śmierci kobiety.
Minister o handlu ludźmi
- Taka działalność mogła dotyczyć nie tylko pani Magdaleny – stwierdził na konferencji Ziobro w kontekście handlu ludźmi. - Wyjaśniane będą wątki, które przy tej sprawie się pojawiły, związane z podejrzeniami o handel kobietami i czerpanie korzyści z wykorzystywania kobiet dla celów seksualnych z użyciem przemocy, podstępu czy też środków chemicznych – dodał.
Ponad tydzień po śmierci Magdy Żuk do Egiptu polecieli polscy śledczy, którzy wzięli udział w sekcji zwłok dziewczyny. Śledztwo w sprawie zabójstwa Polki prowadzi cały czas Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze pod nadzorem Prokuratury Krajowej. Do tej pory przesłuchano ponad 150 świadków. Cały czas jednak brakuje kluczowych dokumentów: wyników sekcji zwłok i badań toksykologicznych przeprowadzonych w Egipcie.
Po sprowadzeniu ciała do Polski przeprowadzono drugą sekcję zwłok, ale ustalenie tego, dlaczego Polka zmarła uniemożliwiła mumifikacja zwłok, którą przeprowadzono w Egipcie. Po niemal pięciu miesiącach śledztwa minister Ziobro napisał list do egipskiego prokuratora generalnego z prośbą o przesłanie dokumentacji ze śledztwa. Przez wiele kolejnych miesięcy polska strona nie uzyskała kluczowych informacji.
Wirtualna Polska jako pierwsza informowała o tym, że Magdalena Żuk miała problemy natury psychicznej, a śledczy zabezpieczyli dokumentację jej leczenia z oddziału psychiatrycznego.
Dopiero kilka dni temu do kraju trafił raport egipskich śledczych dotyczący tej sprawy. Polska prokuratura czekała na dokumenty niemal rok. Nie ma tam jednak ani zeznań świadków, ani opinii biegłych. - Prokuratorzy nie pozyskali nic, co można wykorzystać w śledztwie - mówi Sebastian Duliniec, pełnomocnik rodziny Magdaleny Żuk. Minister Zbigniew Ziobro nie odpowiedział na nasze ponawiane kilkakrotnie pytania, czy w ogóle otrzymał odpowiedź na list od prokuratora generalnego Egiptu i na jakim etapie jest śledztwo w sprawie śmierci Magdaleny Żuk, w które początkowo tak się zaangażował.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl