Rohingya, najbardziej prześladowana mniejszość świata

W kraju są atakowani przez buddyjskich radykałów, a przez państwo pozbawieni wszelkich praw i zmuszani do robót. Kiedy próbują uciec, narażają się na w najlepszym przypadku na długą wegetację w obozach dla uchodźców, w najgorszym - na śmierć na morzu. W takiej sytuacji znajdują się Rohingya, muzułmanie z zachodniej Birmy, grupa określana jako jedna z najbardziej prześladowanych mniejszości na świecie

Muzułmanie z Birmy w obozie dla uchodźców w Indonezji
Źródło zdjęć: © AFP | ROMEO GACAD
Oskar Górzyński

"Nie będę się rozwodził, powiem krótko i do rzeczy: Po pierwsze, trzeba ich zastrzelić i zabić. Po drugie trzeba ich zastrzelić i zabić. Po trzecie: trzeba ich zastrzelić i pogrzebać. Jeśli tego nie zrobimy, oni dalej będą wkradać się do naszego kraju!" - tak brzmiało wygłoszone w ubiegłym tygodniu przemówienie Nay Myo Wai, lidera orwellowsko nazwanej Partii Pokoju i Różnorodności do tłumu pod Rangunem, największym miastem Birmy (Mianmy). Ugrupowanie polityka nie należy do największych partii w tym od niedawna demokratyzującym się kraju, lecz jego retoryka dobrze odzwierciedla polityczny klimat i postawy wobec grupy ok. miliona muzułmanów żyjących w stanie Arakan na zachodnich rubieżach Birmy.

Radykalny buddyzm i "muzułmańska inwazja"

Konflikty na tle i prześladowania wobec muzułmanów (prześladowani są także chrześcijanie, choć w mniejszym stopniu) mają tam długą historię - co najmniej tak długą, jak niepodległa Birma, która wyzwoliła się spod brytyjskich rządów w 1948 roku. Jednak dopiero w ostatnich latach przemoc wobec Rohingya - bo tak zwie się ten lud - osiągnęła prawdziwie zastraszające rozmiary i formy.

Wszystko za sprawą rosnącego nacjonalizmu i radykalnego buddyzmu, który po transformacji z wojskowej dyktatury do demokracji stał się spoiwem dla złożonego z ponad stu różnych grup etnicznych kraju. Buddyzm jest tu religią państwową, a dużymi wpływami i popularnością cieszą się radykalni mnisi. Tacy jak Wirathu, lider antymuzułmańskiego "ruchu 939", zwany niekiedy "buddyjskim bin Ladenem". Wirathu i jego sojusznicy twierdzą, że muzułmanie z Arakan to obcy, którzy zagrażają kulturze Birmy i mają na celu islamizację całego kraju. Dlatego nawołuje do zwalczania "przybyszów" i wypędzania ich.

- Chcemy tylko chronić nasz kraj przeciwko muzułmańskiej inwazji - tłumaczył w zeszłym roku w wywiadzie dla Al-Dżaziry - nie mamy innego wyjścia - dodawał. Nakręcona przez niego spirala nienawiści wobec osiągnęła swoje apogeum w 2012 roku, kiedy na wiadomość o zgwałceniu przez muzułmanów buddyjskiej kobiety birmańscy mieszkańcy Arakanu - do spółki z mnichami - dokonali pogromu na muzułmanach. To z kolei spowodowało długotrwałe walki, w efekcie których zginęły dziesiątki ludzi, a ponad sto tysięcy zostało wysiedlonych.

W centrum całego konfliktu stoi spór o tożsamość ludu identyfikującego się jako Rohingya. Mimo udokumentowanej historii potwierdzającej obecność muzułmanów w Arakan od co najmniej kilku pokoleń, birmańscy nacjonaliści i władze państwowe twierdzą bowiem, że Rohingya nie są wcale odrębną grupą etniczną, lecz po prostu nielegalnymi imigrantami z pobliskiego Bangladeszu. Właśnie dlatego nie zostali oni ujęci w skład 138 grup etnicznych oficjalnie uznawanych przez państwo. Ma to niezwykle tragiczne skutki, które po wydarzeniach w 2012 przybrały szczególnie drastyczną formę. Oznacza to bowiem, są więc w efekcie bezpaństwowcami, pozbawionymi jakichkolwiek praw obywatelskich. A ponieważ rząd uznaje Rohingya za nielegalnych imigrantów, to traktuje ich odpowiednio do tego statusu. Po wydarzeniach w 2012 roku, ponad sto tysięcy członków tej grupy etnicznej zostało zamkniętych w gigantycznych "obozach dla uchodźców" ogrodzonych drutem kolczastym. Ci, którzy, tam byli, donoszą o prawdziwie drakońskich warunkach tam
panujących: o powszechnym niedożywieniu, braku dostępu do wody i leków. Ci, którzy nie zostali zamknięci w obozach, nie mają dużo lepiej: aby wziąć ślub, muszą uzyskać specjalne pozwolenie od władz, co dla urzędników jest dobrą okazją dla wzbogacania się na łapówkach. Od 2013 roku egzekwowane jest z kolei prawo zakazujące muzułmanom - i tylko muzułmanom - posiadania więcej niż dwójki dzieci Są też zmuszani do darmowej pracy, np. przy projektach infrastrukturalnych.

Z deszczu pod rynnę

Jak dotąd władze Birmy zaproponowały tylko jedno rozwiązanie tego problemu: po incydentach z 2012 roku premier kraju Than Sein zażądał od ONZ deportowania wszystkich Rohingya do innych państw. Wielu z nich nie trzeba było do ucieczki przekonywać. Nie zawsze jest to jednak lepsza alternatywa. Dziesiątki tysięcy z nich wybrało przeprawę przez granicę do sąsiedniego Bangladeszu, gdzie trafiają albo do "oficjalnych" i przeludnionych obozów dla uchodźców, albo żyją w prowizorycznych obozowiskach w przygranicznych wioskach, gdzie żyją na granicy głodu. Dlatego tysiące innych Rohingya wybiera bardziej ryzykowną i niebezpieczną drogę ucieczki - tę przez morze - do zamożniejszych państw południowo-wschodniej Azji, jak Indonezja, Malezja, Tajlandia czy Australia. Rzadko wyprawy te kończą się dobrze. Uchodźcy trafiają w ręce przemytników ludzi, którzy wysyłają ich w małych, drewnianych łodziach, w których spędzają nawet kilka miesięcy na pełnym morzu.

- Ci, którzy przeżyli tę podróż opisują jak uciekając przed prześladowaniem w Birmie kończą prześladowani przez przemytników i szantażystów, w wielu przypadkach są świadkami śmierci, upokorzeń i głodu - mówi WP Brad Adams z Human Rights Watch - W dodatku, w całą tę przemytniczą sieć wplątani są urzędnicy, którzy zarabiają na desperacji i cierpieniu tych ludzi.

Mimo że przeprawy przez ocean podejmuje się coraz większa liczba osób - w tym roku liczba ta wzrosła do ponad 50 tysięcy - bardzo rzadko udaje im się dotrzeć do celu. Jeśli nie spotka ich katastrofa na morzu, zostają zwykle przechwytywani przez okręty państw i odsyłani do innych krajów.

- To przypomina grę w ping ponga, tyle że przedmiotem tej gry jest ludzkie życie - mówi Adams. Nawet jeśli uchodźcom z Birmy uda się dotrzeć do brzegów Indonezji czy Tajlandii, nie oznacza to zwykle lepszego życia. Są wówczas kierowani do zamkniętych ośrodków, gdzie latami czekają na rozpatrzenie o azyl. A ponieważ nie posiadają obywatelstwa żadnego państwa, są zawieszeni w prawnej próżni.

Choć o niedoli Rohingya mówi się coraz częściej, nie przełożyło się to jak dotąd na żadne konkretne działania, które mogłyby rozwiązać ten problem. Państwa będące celami podróży uchodźców nie chcą słyszeć o , bo według nich tylko zachęciłoby to kolejnych, a przy okazji wzmocniło tylko pozycję przemytników. Zaś w samej Birmie nie tylko nie myśli się o poprawieniu sytuacji muzułmanów, ale niechęć wobec nich wzrasta do poziomu, który według obserwatorów z ONZ i organizacji pozarządowych grozi ludobójstwem. O niedoli Rohingya milczy nawet słynna dysydentka i laureatka pokojowej nagrody Nobla Aung San Suu Kyi, która jako lider największej partii opozycyjnej liczy na dobry wynik w nadchodzących wyborach parlamentarnych.

- Nie ma szans na żadne długofalowe rozwiązanie jeśli Birma nie zmieni swojej dyskryminacyjnej polityki. To ona napędza biznes przemytnikom i to ona odpowiedzialna jest za tę katastrofę - mówi Adams.

Zobacz również: Drygujący statek z imigrantami przechwycony

Źródło artykułu: WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie

Dron spadł w Polsce. Prokuratura przekazała nowe informacje
Dron spadł w Polsce. Prokuratura przekazała nowe informacje
Stworzyli potężną piramidę finansową. Wspólna akcja służb
Stworzyli potężną piramidę finansową. Wspólna akcja służb
Nowe przepisy dotyczące ochrony zwierząt w Sejmie
Nowe przepisy dotyczące ochrony zwierząt w Sejmie
W wypadku kolejki zginęło 16 osób. Na miejscu przywrócono ruch
W wypadku kolejki zginęło 16 osób. Na miejscu przywrócono ruch
Czy prace domowe wrócą do szkół? Polacy na "tak"
Czy prace domowe wrócą do szkół? Polacy na "tak"
Cenckiewicz na spotkaniu Trumpa z Nawrockim. MSZ o tajnych rozmowach
Cenckiewicz na spotkaniu Trumpa z Nawrockim. MSZ o tajnych rozmowach
Ból głowy dla Trumpa. Rośnie nowy lider demokratów
Ból głowy dla Trumpa. Rośnie nowy lider demokratów
Poranek Wirtualnej Polski. Pasmo publicystyczne
Poranek Wirtualnej Polski. Pasmo publicystyczne
Co najmniej 19 osób nie żyje, setki rannych. Nepal znosi zakaz
Co najmniej 19 osób nie żyje, setki rannych. Nepal znosi zakaz
W tych regionach zagrzmi. Kolejne ostrzeżenia
W tych regionach zagrzmi. Kolejne ostrzeżenia
Grzegorz Braun z aktem oskarżenia. Kolejne wnioski do PE
Grzegorz Braun z aktem oskarżenia. Kolejne wnioski do PE
Ruszy proces "króla dopalaczy"? W tle groźby wobec Ziobry
Ruszy proces "króla dopalaczy"? W tle groźby wobec Ziobry