Rodzina Olewnika chce powołania komisji śledczej
Rodzina Krzysztofa Olewnika domaga się powołania przez Sejm komisji śledczej do zbadania śledztwa, które prowadzono ws. porwania i zabójstwa ich bliskiego. Pełnomocnik Olewników mec. Bogdan Borkowski powiedział w TVP Info, że wniosek w tej sprawie złożono już u marszałka Sejmu.
"Po tych wszystkich latach rozczarowań i bezsilności komisja śledcza wydaje się być ostatnim ciałem, które ostatecznie odkryje prawdę i zakończy naszą walkę o sprawiedliwość. Ten apel to ostatnie co możemy zrobić dla Krzysztofa" - czytamy w oświadczeniu rodziny
W poniedziałek Sąd Apelacyjny w Warszawie utrzymał karę dożywotniego więzienia dla Roberta Pazika, zabójcy Krzysztofa Olewnika, oraz pozostałe wyroki wobec sprawców porwania tego syna biznesmena z Mazowsza. Apelacje złożyły wszystkie strony procesu: obrona, prokuratura oraz rodzina zamordowanego - jako oskarżyciele posiłkowi. Sąd uznał je za "generalnie niezasadne".
- Pokrzywdzony przez dwa lata doznał niewyobrażalnych cierpień, był torturowany psychicznie i fizycznie, stopień zła jaki wyrządzili oskarżeni jest niewymierzalny, a stopnia winy nie da się określić - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia Paweł Rysiński. Jak dodał, "nie byłoby w sprawie błędem, gdyby sąd okręgowy orzekł kary maksymalnie zaostrzone".
"Wymierzenie kary zabójcom po tylu latach trudno nazwać sprawiedliwością jednak jest to jakaś jej namiastka. Ciężko jednak odczuwać satysfakcję z tego co się stało. Do tej pory bowiem nie zostali wykryci, nie mówiąc już o ukaraniu, zleceniodawcy tej brutalnej zbrodni oraz ludzie, którzy przez wiele lat utrudniali wyjaśnienie i tuszowali sprawę porwania Krzysztofa" - pisze rodzina Olewników w oświadczeniu.
Apelują oni do polityków, "działania, które przywrócą sprawiedliwość i wymierzą karę wszystkim odpowiedzialnym" za śmierć ich syna i brata.
"Chcemy doprowadzić sprawę do końca"
"Powołanie sejmowej komisji śledczej z pewnością pomogłoby w odkryciu wszystkich okoliczności w jakich doszło do tej zbrodni oraz w naświetleniu późniejszych działań wymiaru sprawiedliwości, który tak skandalicznie prowadził tę sprawę" - uważają bliscy zabitego.
Ich zdaniem, wyjaśnienie tej sprawy przed komisją śledczą nie zwróci im niczego co utracili - ani życia syna i brata, ani ich lat cierpień i walki o sprawiedliwość.
"Prawda jest jednak wartością bezcenną. Mimo naszego zmęczenia i rozczarowania chcemy doprowadzić sprawę do końca i poznać prawdę o zdarzeniach, które zaważyły na życiu naszej rodziny. Żądanie prawdy i sprawiedliwości we współczesnym świecie nie jest chyba zbyt wymagające" - zaapelowali.
Do porwania 27-letniego syna przedsiębiorcy branży mięsnej z Drobina (Mazowieckie) doszło w październiku 2001 r. Sprawcy zażądali okupu, kilkadziesiąt razy kontaktowali się z jego rodziną. W lipcu 2003 r. przekazano porywaczom 300 tys. euro, ale uprowadzony nie został uwolniony. Jak się potem okazało, miesiąc po odebraniu przez przestępców pieniędzy został zamordowany - Pazik i Kościuk udusili go. Ciało ofiary, torturowanej przed śmiercią, znaleziono dopiero po pięciu latach od porwania i trzech od zabójstwa.
Od 2007 r. trwa śledztwo w sprawie nieprawidłowości w postępowaniu organów ścigania po porwaniu. Według mediów chodzi m.in. o forsowanie wersji o rzekomym samouprowadzeniu Olewnika, niezabezpieczenie śladów biologicznych, nierejestrowanie przez policję rozmów telefonicznych porywaczy z rodziną Olewników, brak monitorowania przekazania okupu bandytom i nieoznaczenie banknotów oraz zlekceważenie anonimu podrzuconego ojcu ofiary, a wskazującego sprawców. Rodzina Olewników przez wiele miesięcy usiłowała zainteresować tą sprawą kolejne władze i organa ścigania. Najbardziej upokarzające, jak mówili, było zapewnianie, że Krzysztof Olewnik nie sfingował swego uprowadzenia. Na posiedzeniu sejmowej komisji sprawiedliwości poświęconym tej sprawie Olewnikowie oskarżali polityków, że to ich zaniechania doprowadziły do śmierci Krzysztofa. Śledztwo w sprawie błędów we wcześniejszym postępowaniu policji i prokuratury toczy się dopiero od kilku miesięcy.
Dotychczas zarzuty usłyszało w nim trzech policjantów: szef grupy operacyjnej z Radomia Remigiusz M. oraz dwaj funkcjonariusze z Płocka: Henryk S. i Maciej L. Prokuratura zarzuciła im utrudnianie śledztwa oraz niedopełnienia obowiązków służbowych. Żaden z nich nie przyznaje się do winy. Przed sądem dyscyplinarnym ma też stanąć prokurator prowadzący dochodzenie.