PolskaRodzice pili, niemowlę zmarło

Rodzice pili, niemowlę zmarło

Dlaczego 7-miesięczna Weronika, pozostawiona pod opieką kompletnie pijanego mężczyzny, nie żyje? Wykaże to sekcja zwłok. Rodzice nie są w stanie odpowiedzieć, bo trzeźwieją w izbie zatrzymań. Do tragedii doszło w sobotę w podsłupskiej wsi Jeziorka.

Rodzice pili, niemowlę zmarło
Źródło zdjęć: © Dziennik Bałtycki

21.05.2007 | aktual.: 21.05.2007 08:32

Maleńką Weronikę rodzice zostawili pod opieką znajomego, 54-letniego Jerzego O. Sami zaś pojechali prawdopodobnie po alkohol do oddalonej o kilka kilometrów miejscowości. Dlaczego ojciec i matka pozostawili 7-miesięczną córeczkę z obcym mężczyzną, skoro w tym samym budynku, w osobnym mieszkaniu, żyje jej babcia? To wykaże śledztwo. O tym, że w domu dzieje się coś złego policję zaalarmowali sąsiedzi, zaniepokojeni głośnym płaczem dziecka. Wezwany po przybyciu policji lekarz stwierdził na ciele, główce i rączce niemowlęcia ślady obrażeń. Dziecko już nie żyło.

Czy jednak obrażenia miały bezpośredni wpływ na śmierć dziewczynki dowiemy się po sekcji zwłok - informuje kom. Jacek Bujarski, rzecznik słupskiej policji. Wstępne wyniki sekcji mają być znane w poniedziałek w południe. Rodzice Weroniki oraz ich znajomy zostali zatrzymani. Do niedzieli ich nie przesłuchano, bo wciąż dochodzili do siebie po sobotniej libacji.

Miejscowość Jeziorka, koło Damna, w gminie Damnica, bardzo trudno znaleźć na mapie. Prowadzi do niej droga zrobiona z kocich łbów. W wiosce, a właściwie kolonii, są zaledwie cztery domy. Mieszka tam sześć rodzin. Bieda wygląda tu z każdego zakamarka. Klatki dla królików pozbijane są z kawałków nierówno przyciętej dykty, na podwórzach domostw panuje rozgardiasz i nieporządek, wszędzie powiewa pranie i ujadają psy. W tej spokojnej wsi doszło w sobotę do tragedii.

W dziwnych okolicznościach w domu oznaczonym nr 6 zmarła 7-miesięczna Weronika Paulina D. Jej ojciec, 32-letni Tadeusz D. oraz matka 34-letnia Urszula S. bawili w odległych o 3 kilometry Świtałach. Dziecka pilnował ich znajomy, alkoholik z Grapic, 54-letni Jerzy O.

Czy gdyby pogotowie przyjechało szybciej udałoby się uniknąć tragedii? Mieszkańcy wsi zadają sobie takie pytanie. Policja otrzymała sygnał o tym, że coś się dzieje z dzieckiem w sobotę po południu. Wezwałem policję, bo dziecko płakało- mówi Piotr, sąsiad rodziców Weroniki. Wzywałem też pogotowie, bo słyszałem od ludzi, że dziecko nie żyje, że coś się z nim stało. Dzwoniłem po pogotowie kilka razy. W końcu pierwsza przyjechała policja.

Faktycznie, zostaliśmy wezwani do płaczącego dziecka przez sąsiadów - przyznaje komisarz Jacek Bujarski, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Słupsku. Gdy dotarliśmy na miejsce zobaczyliśmy, że dziewczynka nie płacze i nie rusza się. Lekarz pogotowia stwierdził zgon.

Jak ustalili policjanci, rodzice dziecka pozostawili je pod opieką znajomego 54-letniego Jerzego O. Kiedy przyjechali do domu „komarkiem“, o mało z niego nie spadli, tak byli pijani - mówi pan Piotr. Wstępne badanie przeprowadzone na miejscu wykazało, że rodzice mieli w wydychanym powietrzu: Urszula S. - ponad 1,5 promila, a Tadeusz D. ponad 3 promile alkoholu. Opiekun, pod którego kuratelą zostawili dziecko, miał ponad 3 promile.

Co się stało w domu - nie wiadomo, bo policja nie była w stanie ich przesłuchać. Trzeźwieli do niedzieli wieczora. Sąsiedzi Tadeusza i Urszuli są małomówni. Ukrywają twarze. Nie chcą się wypowiadać o rodzinie, w której doszło do tragedii. Ula czasem do nas wpadała - mówi niechętnie napotkana w jednym z domów kobieta, która wyprowadziła się kilka lat temu z Jeziorek. Jednak kiedy pojawił się tam alkohol, to przestała. Jak była w ciąży i urodziła małą, to powstrzymywała się od picia. Ale jak Weronika miała już 3-4 miesiące, to znowu zaczęła.

Sąsiadka z innego domu, gdy tylko pukamy do jej drzwi zastrzega, że nic będzie mówiła. Mają dużą rodzinę i nie ma po co się mieszać - macha ręką. Ja jestem stara i nie chodziłam do nich, bo po co miałam tam iść? A jeśli chodzi o dziecko, to było zadbane, jak widziałam. Czyściutkie takie. A ten Jerzy O. to pijaczyna straszny. Nikogo nie zaczepiał, ale pił strasznie. Jego żona gehenę z nim miała. Urodziła mu chyba z 10 dzieci. Co się u nich stało, nie wiem. Gdy sąsiedzi tam weszli, to już dziecko nie żyło. To przykre straszliwie.

W Jeziorkach i niedalekich Świtałach mówi się, że dziecko zostało zabite. Policja jednak tego nie potwierdza. Niemowlę faktycznie miało obrażenia głowy i ręki, ale czy to miało bezpośredni wpływ na zgon, wykaże sekcja przeprowadzona przez Akademię Medyczną w Gdańsku - tłumaczy Bujarski. Tadeusza D., Urszuli S. oraz Jerzego O. nie udało się przesłuchać w niedzielę. Dochodzili do siebie po sobotniej libacji w policyjnej izbie zatrzymań. Dzisiaj po zupełnym wytrzeźwieniu (muszą mieć 0,0 promila) oraz po sekcji zwłok dziewczynki zostaną doprowadzeni do prokuratury i tam przesłuchani. Jeśli okaże się, że przyczynili się do śmierci dziecka, mogą trafić do więzienia nawet na 25 lat.

Marcin Kamiński

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)