Rodzice 2-letniego Adasia: wierzymy, że będzie zdrowy
Od początku nie traciliśmy nadziei i wierzyliśmy, że Adaś przeżyje. Zawsze miał silny organizm, rósł i rozwijał się szybciej niż inne dzieci. Wierzymy, że będzie zdrowy – mówią w rozmowie z "Faktem" rodzice 2-letniego Adasia, którego skrajnie wyziębionego znaleziono w niedzielę w małopolskich Racławicach. W środę chłopiec został wybudzony ze śpiączki i odłączony od respiratora. Jego stan się poprawia.
Przy dziecku cały czas są w szpitalu rodzice. - Nie ma słów, by opisać to, co przeżyliśmy. W najgorszych snachsnach nie przypuszczaliśmy, że spotka nas coś takiego, bo synek nigdy w nocy nie wychodził z domu . Nie zdarzało mu się to wcześniej. Nie wiemy, czy szedł do domu, czy był we śnie – mówią "Faktowi".
Ojciec dziecka przyznaje, że cały czas odbiera telefony i smsy od osób, które pytają, jak czuje się Adaś. - Wierzymy, że będzie zdrowy. Jest bardzo silnym chłopcem. Zawsze był zdrowy, nigdy nie chorował – podkreśla.
Kierownik Kliniki Kardiochirurgii Dziecięcej w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym prof. Janusz Skalski mówił w środę WP.PL, że Adaś rusza nóżkami, rączkami, otwiera oczy. Lekarz zapewnił, że na razie nie ma żadnych negatywnych objawów i nie ma obaw, co do jego nerwów. Pozostaje kwestia pełnego powrotu do stanu intelektualnego. - Tu jest zawsze cień niepewności, ale liczymy na to, że to się uda. Jest duża szansa, że Adaś wyjdzie z tego bez szwanku, trzymamy za to kciuki – zaznaczył dr Skalski.
Lekarz powiedział reporterowi WP, że Adaś ciągle walczy, chociaż jest... "obrażony". - Niech Pan sobie wyobrazi, jest Pan małym chłopcem, wszędzie wokół obce osoby. Na razie Adaś jest troszkę na nas obrażony, na was (dziennikarzy) też. Ale pozytywnie obrażony, reaguje na otoczenie - mówił profesor.
Pierwszy taki przypadek
Rzeczniczka Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego Magdalena Oberc mówiła wcześniej w rozmowie z Wirtualną Polską, że 2-latek w poniedziałek został odłączony od sztucznego płucoserca.
- Chłopiec ma wielką wolę walki, jest dzielny - mówiła. Przyznaje jednak, że nie spotkali się jeszcze z tak trudnym przypadkiem. - Nie mieliśmy w szpitalu jeszcze nikogo, kto tak długo przebywał w stanie wychłodzenia organizmu - dodała.
Wyszedł w środku nocy
W andrzejkową noc maluch był pod opieką babci. – W środku nocy sprawdzała, czy maluch śpi. Potem przekonana, że wnuczek zasnął, sama położyła się spać – opowiadali rodzice. Starsza kobieta dopiero rano zorientowała się, że chłopca nie ma w łóżku. Od razu zaalarmowała policję.
Na poszukiwanie chłopca wyruszyli policjanci i strażacy. Około godziny 8 wyziębione dziecko odnaleziono nad rzeką, 600 metrów od domu.
Chłopiec miał na sobie tylko piżamę. Policjant, który go odnalazł, pobiegł do najbliższego domu i tam w ciepłym pomieszczeniu rozpoczął reanimację. Wezwano pogotowie, które przewiozło malucha Dziecko w stanie głębokiej hipotermii do szpitala w Prokocimiu. Organizm chłopca był wyziębiony do 12 stopni Celsjusza.
Lekarze od początku podkreślają, że Adaś jest niesamowicie odporny, to wyjątkowy pacjent, wyjątkowe dziecko. - Pięć godzin wychłodzenia i taki stan dziecka to jest coś niebywałego. To niesamowite, że tak umiał się zaadaptować do niskiej temperatury. Jeśli przeżyje, to jest rekord świata. Bardzo mu tego życzę - podkreślał dr Skalski.