Robertson: życzliwe przyjęcie pomysłu sił reagowania NATO
Sekretarz generalny NATO George Robertson
powiedział, że propozycja utworzenia sił reagowania NATO spotkała
się z przychylnym przyjęciem ministrów uczestniczących w
nieformalnym spotkaniu w Warszawie.
24.09.2002 | aktual.: 24.09.2002 20:18
Zaznaczył, że oprócz zdolności obronnych jednym z tematów była także sytuacja w Iraku. Ministrowie zapoznali się z dwoma raportami dotyczącymi sytuacji w Iraku i prac nad bronią masowego rażenia. Było to brytyjskie dossier i raport amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej.
Robertson powiedział, że raporty te są przez cały czas analizowane, ale podczas dyskusji na ten temat Stany Zjednoczone nie prosiły o wsparcie i nie nalegały na przeprowadzenie akcji zbrojnej w Iraku. Dodał, że informacje zawarte w tych raportach są znane i przekonujące, iż zagrożenie ze strony Iraku bronią masowego rażenia jest poważne.
Oceny tam zawarte o ciągłych pracach Saddama Husajna nad bronią biologiczną, chemiczną i nuklearną oraz nad pociskami do ich przenoszenia nie powinny dziwić nikogo. Ale mam nadzieję, że fakt, iż te informacje są oparte na podstawie doniesień wywiadowczych spowoduje, że wiele osób nad tym się zastanowi - powiedział Robertson.
Pytany o doniesienia mediów dotyczące domniemanego zaangażowania Ukrainy wobec Iraku, Robertson powiedział, że gdyby znaleziono dowody, że Ukraina jest zaangażowana w naruszanie sankcji ONZ, byłaby to bardzo poważna sprawa.
Według polskiego ministra obrony - Jerzego Szmajdzińskiego, zmiany w NATO były najważniejszym tematem dyskusji pierwszego dnia obrad.
Szmajdziński powiedział, że wszyscy ministrowie zgadzali się co do wzmocnienia Sojuszu, zapobiegania zagrożeniom broniami masowego rażenia, poprawienia zdolności współdziałania oraz budowy wspólnego transportu strategicznego.
Zapewnił, że nikt nie kwestionował potrzeby utworzenia sił szybkiego reagowania NATO i ministrowie nie uważają, by kolidowały one z tworzonymi siłami Unii Europejskiej.
Według min. Szmajdzińskiego, chodzi o wielonarodowy korpus złożony z 21 tysięcy żołnierzy. Mieliby oni być wspólnie szkoleni, ale stacjonować w swoich krajach. W razie potrzeby w ciągu pięciu do trzydziestu dni byliby gotowi do działania w dowolnym punkcie globu - prawdopodobnie również w ramach tak zwanego uderzenia wyprzedzającego.
"Wyprzedzanie" - w moim przekonaniu pod warunkiem, że ma się pewność występującego zagrożenia - powiedział Szmajdziński.
Minister nie zdeklarował co prawda, że Polska wystawiłaby swoich żołnierzy do udziału w siłach szybkiego reagowania, ale przyznał, że nasz kraj byłoby stać na utrzymanie części takiego kontyngentu. (mp)