Robert Biedroń: samorządy gotowe na przyjęcie uchodźców
Dla rozwoju naszych miast potrzebni są mieszkańcy i nieważne, czy to będą czystej krwi Polacy, czy czystej krwi Syryjczycy - mówi prezydent Słupska Robert Biedroń i zaprasza do słupskich szkół uchodźców, żeby uczniowie skonfrontowali się z osobami obcymi kulturowo.
18.09.2015 | aktual.: 19.09.2015 10:39
- Dzisiaj myślę, że świat otwiera szeroko oczy, bo świat kojarzy Polskę z Lechem Wałęsą, Solidarnością, pięknym zrywem ludzkiej solidarności, braku egoizmu, szukania tego, co nas łączy, a nie dzieli. Mam wrażenie, że my tej lekcji do końca nie odrobiliśmy, że to zagrożenie, które widzimy, jest przejaskrawione. Chciałbym przypomnieć, że Polska przyjęła 100 tysięcy Czeczenów i oni znaleźli u nas dom, schronienie bez żadnego uszczerbku dla naszego państwa. Jestem przekonany, że większość z nas ich nawet nie zauważyła - powiedział Biedroń.
Prezydent Słupska uważa, że w dyskusji o tym, czy i w jakiej formie Polska ma przyjąć u siebie uchodźców, stosowane są argumenty, które nie przystają do rzeczywistości. - Rozmawiamy o maksymalnie 10-12 tysiącach uchodźców i robimy z tego wielkie larum. Naprawdę trzeba ważyć proporcje. Te proporcje w tej panice i histerii są całkowicie zachwiane - ocenił.
- Oczywiście ubolewam, że rząd przed wyborami nie podejmuje odważnych decyzji. Warto byłoby podjąć odważną decyzję, przeciąć te spekulacje, tym bardziej, że samorządy są na to gotowe i deklarują przyjęcie uchodźców - dodał.
- My wiemy, że dla rozwoju naszych miast potrzebni są mieszkańcy i nieważne, czy to będą czystej krwi Polacy, czy czystej krwi Syryjczycy, czy ktokolwiek inny. Dzisiaj nasze szkoły, zakłady pracy potrzebują uczniów i pracowników. Polska potrzebuje trzech milionów osób, żeby nie dotknął nas kryzys demograficzny i żeby ktoś zarabiał na nasze przyszłe emerytury - przekonuje.
Zdaniem Biedronia sami Polacy jako naród i społeczeństwo nie uzupełnią szybko dziury demograficznej. - Po prostu nie urodzi się tyle dzieci, żeby nadgonić te trzy miliony. I potrzebujemy tej różnorodności: my, w samorządach, to wiemy. Szkoda, że ci wyżej tego nadal nie rozumieją - nadmienił.
- Słupsk zaprasza. I to poza kwestiami humanitarnymi, które są nadrzędne. Dyskusja o tej kwestii humanitarnej, że musimy przyjąć tych ludzi, jest dla mnie czymś niezrozumiałym. My ich po prostu potrzebujemy z powodów ekonomicznych - zadeklarował.
Jak wyjaśnił, w ostatnich 10 latach w słupskich szkołach ubyło 11 tysięcy dzieci, a struktura organizacyjna oświaty w mieście niewiele się zmieniła i przy znacznie mniejszej liczbie uczniów koszty utrzymania infrastruktury edukacyjnej są podobne jak dekadę temu.
- Podobnie jest z zakładami pracy: przychodzą do mnie przedsiębiorcy i mówią: "chcielibyśmy zatrudnić cieśli, murarzy, inżynierów, specjalistów i niestety ich nie mamy, bo oni wszyscy wyjeżdżają albo na Zachód, albo do dużych metropolii". Jako odpowiedzialny włodarz miasta muszę stworzyć takie warunki, w których te przedsiębiorstwa będą się rozwijały, bo one zostawiają podatki i kreują miejsca pracy, podobnie jak we Francji, Niemczech, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, we Włoszech i innych krajach zachodniej Europy, a także w USA i Kanadzie czy pozostałych rozwiniętych państwach. Dzięki imigrantom nasza gospodarka będzie się rozwijała - argumentował.
Zaznaczył, że przy obecnie pojawiających się liczbach uchodźców, których miałaby przyjąć Polska można założyć, że statystycznie w każdej z 2,5 tysiąca gmin znalazłaby się jedna rodzina. - O czym, my w ogóle mówimy? Sorry, ale w Słupsku, Gdańsku, Gdyni, Sopocie i nawet mniejszych miejscowościach taka jedna rodzina zniknie w tej masie mieszkańców, w ogóle to będzie niezauważalne. Przyjęcie jednej rodziny to nie jest żaden problem logistyczny - uważa.
"Hejtu" będzie mnóstwo?
- Trzeba podejmować czasami trudne decyzje. I ja też płacę za to, co mówię. Za to, co powiedziałem zapłacę wielką cenę: "hejtu" przeciwko mnie będzie mnóstwo. Łatwiej byłoby uderzyć w te tony ksenofobiczne, bo to się dzisiaj sprzedaje. Dziś niestety wiele osób uważa, że powinniśmy się zamknąć w naszych czterech ścianach i nie otwierać drzwi dla uchodźców. Ale ja wiem, że tego nie mogę robić - podkreślił.
- To jest konieczność dziejowa. My musimy podjąć takie decyzje. To się kiedyś zwróci, kiedyś ludzie zrozumieją, że nie ma się czego bać - dodał.
Poinformował też, że do słupskich szkół zaproszeni zostali uchodźcy i imigranci oraz przedstawiciele organizacji, które się nimi opiekują.
- W każdej słupskiej szkole pojawią się uchodźcy, żeby uczniowie i nauczyciele mogli się z nimi skonfrontować, żeby mogli z nimi porozmawiać, żeby mogli ich poznać, żeby mogli zobaczyć, w jakich uprzedzeniach i stereotypach żyjemy wobec tych osób. To są często ludzie, którzy nie są nam w ogóle obcy kulturowo. Nie zdajemy sobie nawet sprawy, jak często jesteśmy do siebie bardzo podobni, tylko gdzieś mamy zakodowany wizerunek terrorysty i taliba. I z tym trzeba walczyć - powiedział.