Republikanie szukają winnych swej porażki w wyborach
W Partii Republikańskiej (GOP) trwają rozrachunki po porażce jej kandydata Mitta Romneya w wyborach prezydenckich. Konserwatyści w partii przystąpili do kontrofensywy, odrzucając pogląd, że stronnictwo powinno być bardziej umiarkowane w swym programie.
21.11.2012 | aktual.: 21.11.2012 05:38
Bezpośrednio po wyborach 6 listopada dominowały komentarze, że przyczyną przegranej Romneya i utraty przez Republikanów kilku miejsc w Senacie było uleganie wpływom prawicowej Tea Party w takich kwestiach jak aborcja, redukcja wydatków rządowych i podatki, oraz twardy kurs GOP wobec nielegalnych imigrantów. To ostatnie sprawiło, że ponad 70% Latynosów głosowało na Obamę.
"Za mało konserwatywny"
W ostatnich dniach obwinia się okoliczności nadzwyczajne, jak huragan Sandy, który - według sondaży - poważnie pomógł Obamie. Republikanie mają jednak ogromne pretensje do reprezentującego ich partię gubernatora stanu New Jersey Chrisa Christie, który mimo wcześniejszych deklaracji poparcia dla Romneya w czasie huraganu głośno wychwalał prezydenta. W kręgach prawicy Christie uznano za zdrajcę.
Krytyka kieruje się też coraz bardziej przeciw samemu Romneyowi. Konserwatyści i religijni działacze w GOP twierdzą, że nominowany w tym roku kandydat przegrał, ponieważ był "za mało konserwatywny". Podobnie tłumaczą porażkę w wyborach w 2008 roku senatora Johna McCaina, któremu prawica także nie ufała.
Romney był w latach 2003-2006 gubernatorem lewicowo-liberalnego stany Massachusetts i musiał wtedy iść na kompromisy z miejscową legislaturą, zdominowaną przez Demokratów.
Prezent po wyborach
Przeciwko Romneyowi wykorzystuje się jego ostatnią gafę popełnioną już po wyborach. Kilka dni temu kandydat powiedział, że został pokonany, ponieważ prezydent Obama "rozdawał prezenty" swoim wyborcom w postaci ustaw korzystnych dla wybranych grup elektoratu.
Uznano to za przejaw lekceważenia wyborców jako osób, które łatwo dają się przekupić. Wypowiedź ostro skrytykowali dwaj główni rywale Romneya z prawyborów, obaj popierani wtedy przez prawe skrzydło Partii Republikańskiej: Rick Santorum i Newt Gingrich.
- Naród amerykański nie chce wcale "prezentów" od swoich przywódców, zwłaszcza gdy te prezenty powiększają rachunek do zapłacenia dla ich dzieci - powiedział Santorum, faworyt religijnych konserwatystów. Odnosiło się to do wydatków rządowych, powiększających deficyt budżetu.
W najbliższym czasie podziały w GOP oraz wynik walki o wpływy w partii między umiarkowanymi i konserwatystami wywrą swe piętno na szykującym się sporze Republikanów w Kongresie z Białym Domem o sposób redukcji deficytu budżetowego. Twardogłowi z Tea Party naciskają, by nie ustępować Obamie w sprawie podwyżki podatków od najzamożniejszych obywateli.