Republika Środkowoafrykańska stacza się w kierunku chaosu. ONZ apeluje o szybką interwencję
Republika Środkowoafrykańska stacza się w kierunku "kompletnego chaosu" - ostrzegł zastępca sekretarza generalnego ONZ Jan Eliasson, wzywając społeczność międzynarodową do bezzwłocznej reakcji. Tysiąc żołnierzy w rejon kryzysu chce wysłać Francja.
26.11.2013 | aktual.: 26.11.2013 12:49
Jak donosi BBC News, Eliasson powiedział, że przez kraj przelewa się fala przemocy seksualnej, tortur, egzekucji i starć na tle religijnym pomiędzy muzułmanami a chrześcijanami.
- Republika Środkowoafrykańska staje się wylęgarnią ekstremistów i grup zbrojnych w regionie, który już cierpi z powodu konfliktu i niestabilności - oświadczył. Dodał, że jeśli nic nie zostanie zrobione może wybuchnąć "religijny i etniczny konflikt z długofalowymi konsekwencjami, a nawet wojna domowa, która może rozprzestrzenić się na sąsiednie kraje".
Zastępca sekretarza generalnego ONZ wskazał, że praktycznie cała populacja kraju (liczącą ok. 4,6 mln ludzi) znosi "niewyobrażalne cierpienia", a jedna trzecia społeczeństwa pilnie potrzebuje "żywności, ochrony, pomocy lekarskiej, wody i schronienia".
Eliasson zaapelował do Rady Bezpieczeństwa ONZ, aby ta podjęła decyzję o wzmocnieniu misji pokojowej Unii Afrykańskiej (UA) w Republice Środkowoafrykańskiej dodatkowymi siłami i przekształceniu jej w operację wsparcia pokoju. - Kraj w sercu Afryki na naszych oczach stacza się w kierunku kompletnego chaosu. Sytuacja wymaga szybkiego i zdecydowanego działania - powiedział Eliasson.
Francja wyśle 1000 żołnierzy
BBC News informuje, że decyzję o wparciu sił UA tysiącem żołnierzy podjęła Francja, w przeszłości kolonialna metropolia Republiki Środkowoafrykańskiej. W Bangi, stolicy kraju, stacjonuje już ok. 400 wojskowych, których zadaniem jest ochrona francuskich obywateli.
- Nie możemy pozwolić, by kraj się rozpadł. Po upadku nastąpi przemoc, masakry i humanitarny chaos - powiedział francuski minister obrony Jean-Yves Le Drian. Podkreślił, że podobnie jak w przypadku interwencji w Mali, wojska zostaną rozmieszczone na krótki okres około sześciu miesięcy.
Francja ma około 2800 swych żołnierzy w znacznie odległym od Republiki Środkowoafrykańskiej Mali, gdzie na początku bieżącego roku pomogli wyprzeć powiązanych z Al-Kaidą islamistycznych rebeliantów z północnej części kraju. Le Drian wykluczył jednak jakiekolwiek porównania między obu tymi misjami.
- W Mali mieliśmy do czynienia z atakiem dżihadystów, terrorystów, którzy chcieli przekształcić Mali w państwo terrorystyczne. Tutaj (w Republice Środkowoafrykańskiej) zaistniał upadek państwa z możliwością wybuchu walk religijnych. Francja ma międzynarodowe zobowiązania - powiedział minister.
Misja Unii Afrykańskiej została powołana w sierpniu. Zakładano, że liczyć będzie 3600 żołnierzy, ale Amnesty International podaje, że do tej pory udało się zebrać ok. 2600 wojskowych. Wzmocniony przez wojska francuskie kontyngent mógłby wkroczyć do akcji, gdy Rada Bezpieczeństwa uchwali stosowną rezolucję. Przewiduje się, że dojdzie do tego w przyszłym tygodniu.
Upadek Republiki Środkowoafrykańskiej
Chociaż Republika Środkowoafrykańska od dekad uchodziła za jedno z najbardziej niestabilnych państw świata, w tym roku z hukiem uderzyła o dno. Koalicja rebelianckich ugrupowań Seleka (w miejscowym języku sango oznacza to sojusz) pod koniec 2012 r. podniosła zbrojną rebelię przeciwko pozostającemu od 2003 r. u władzy prezydentowi Francoisowi Bozize, oskarżając go o łamanie wcześniejszych rozejmów i obietnic. W marcu rebelianci wkroczyli do stolicy kraju, Bangi, i obalili prezydenta, który uciekł z rodziną do Kamerunu.
Od tamtego czasu kraj jest areną nieustannych starć między rebeliantami, którzy pokłócili się o wpływy. Teraz nie cofają się przed niczym: palą całe wsie, mordują setki cywilów i dopuszczają się masowych gwałtów.
Kluczowe znaczenie ma to, że rebelianci Seleka wywodzą się z muzułmańskiej północy kraju, zaniedbywanej i prześladowanej za rządów Bozize, pochodzącego z ludu Gbaya z chrześcijańskiego południa. Przejąwszy władzę w Bangi, rebelianci (ich liczba od tego czasu czterokrotnie wzrosła) zachowują się na południu jak okupacyjna armia, łupiąca domy, sklepy, a nawet wybudowane jeszcze w czasach samozwańczego cesarza Bokassy ministerstwa, którym szefują dziś ich właśni przywódcy.
Korzystając z chaosu, do Republiki Środkowoafrykańskiej ściągają też tłumnie rebelianci, rabusie i kłusownicy z sąsiednich Sudanu i Czadu, by nie przegapić okazji i dorobić się na nowych "terenach łowieckich".
Źródło:* BBC News, Associated Press, PAP, WP.PL*