Reprodukcyjny apartheid
Niedawno dowiedzieliśmy się od posła Marka Suskiego, że on swoje dzieci zrobił "normalnie". W ten sposób prominentny polityk PiS odpowiedział na pytanie dotyczące etycznych dylematów zapłodnienia pozaustrojowego. Miliony telewidzów odetchnęły z ulgą: poseł to swój chłop, normalnie po ciemku i na żonie zrobił dzieci, a nie jak jakiś zboczeniec w probówce. I tyle na temat polskiej debaty o bioetyce.
15.01.2008 | aktual.: 15.01.2008 12:00
Nie, nie tyle. Jeszcze jedna wypowiedź. Tym razem pani Hanna Wujkowska (już nie pamiętacie, kto to jest, nie?) To była doradczyni ministra Romana Giertycha (też nie pamiętacie?!) do spraw "promocji życia"). No więc pani od promocji życia stwierdza: "Równie dobrze jak [zabiegi in vitro] moglibyśmy komuś refundować poprawę nosa czy biustu". Bo też dziecko z probówki to nie jest takie prawdziwe, normalne, godne szacunku dziecko, raczej coś w rodzaju implantu, który nie ma nic wspólnego z miłością.
Miłość pojawia się tylko wtedy, jak chłop z babą robią to normalnie. W innym przypadku mamy do czynienia z przedmiotowym traktowaniem dziecka - tego dowiemy się od biskupów i innych specjalistów od zapłodnienia pozaustrojowego. Dziecko nie jest przedmiotem, więc nie można "chcieć go mieć" - oznajmił jakiś czas temu jeden ze specjalistów, tym samym dowodząc, że starania bezpłodnych par są elementem konsumpcyjnej cywilizacji śmierci, a dziecko o które starają się chorzy na bezpłodność ludzie jest dla nich warte mniej więcej tyle co telewizor plazmowy.
A skoro rodzice nie szanują takiego dziecka (są zapewne na to jakieś naukowe dowody, prawda?), to dlaczego pan Suski czy pani Wujkowska mieliby takiego nienormalnie zrobionego homunkulusa szanować?
Naturalne w tej sytuacji byłoby wprowadzenie pewnych form izolacji normalnych dzieci od dzieci nienormalnych. Ostatecznie nie trzeba byłoby tych z probówki nigdzie zamykać. Wystarczyłoby odpowiednio oznaczyć. Skoro gwiazdy tak chętnie informują o swoich operacjach plastycznych, to nienormalni rodzice, którzy mieli fantazję wydać parę tysięcy na nienormalne zapłodnienie też powinni chętnie informować o swoich fanaberiach.
Tym bardziej, że dziecko z probówki też raczej jest nienormalne. Po pierwsze - jak informują specjaliści w tej dziedzinie - ma często zaburzenia osobowości (w końcu w jego genotyp wpisana jest świadomość, że nie jest owocem małżeńskiej miłości, a raczej konsumpcyjnej żądzy). Po drugie - musi cierpieć na wielokrotny syndrom aborcyjny (o istnieniu tego zjawiska informowała na forum publicznym wspominana pani Wujkowska). Po trzecie wreszcie - jako dziecko Herodów wcześniej czy później samo zostanie Herodem.
"Obrońcy życia" skutecznie walczą o to abyśmy uznali, że godność każdemu człowiekowi jest przyrodzona od momentu poczęcia. Czasami przy tej okazji czasem naruszana jest godność ludzi, którzy myślą i działają nieco inaczej niż "obrońcy życia". A może godność ludzka przyrodzona jest tylko tym normalnym? Może przenoszona jest drogą płciową w zaciszach małżeńskich alków? Czy poseł Suski i doktor Wujkowska pomyśleli przez chwilę, że właśnie kładą fundamenty pod reprodukcyjny apartheid?
Krzysztof Cibor, Wirtualna Polska