Religa: nie wierzę, że wiceminister Pinkas wziął łapówkę
Zbigniew Religa, minister zdrowia w rządzie Jarosława Kaczyńskiego nie wierzy, że jego ówczesny zastępca Jarosław Pinkas wziął łapówkę. Religa powiedział, że dopóki sąd nie wyda wyroku, nie można mówić o winie wiceministra, a on sam ma o Pinkasie jak najlepsze zdanie.
Na pytanie, czy wierzę, że mógł wejść w jakiekolwiek działania korupcyjne, wziąć łapówkę (...) moja odpowiedź jest - nie, ja w to nie wierzę, to jest moje prywatne zdanie. Ale - i tu apeluję do wszystkich - ocenę pozostawmy jednak sądowi. Niech sąd rozstrzygnie sprawę- opowiadał Religa.
Religa podkreślił, że nadal ma dobrą opinię o swoim byłym współpracowniku i poprosił dziennikarzy, by powstrzymali się z ocenami do wyroku sądu. Zaznaczył, że jeśli okaże się, że Jarosław Pinkas jest winny, będzie to wielki dramat.
Minister przypomniał, że dwa lata temu w Białymstoku doszło do zatrzymania jednego z lekarzy pod zarzutem korupcji. Jednak śledztwo nie potwierdziło winy lekarza. Okazało się, że został wrobiony w przestępstwo przez kolegę z pracy, który chciał zająć jego stanowisko.
W piątek łódzki sąd aresztował na trzy miesiące podejrzanego o korupcję Pinkasa, który nie przyznaje się do winy. Zarzuty, które mu postawiono, dotyczą okresu, kiedy pełnił funkcję zastępcy dyrektora ds. klinicznych i organizacyjnych Instytutu Kardiologii im. Prymasa Tysiąclecia Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Według prokuratury, Pinkas zażądał od firmy, która wygrała przetarg na świadczenia w zakresie diagnostyki laboratoryjnej w latach 2003-2005, pokrycia kosztów remontu pomieszczeń służbowych, zajmowanych przez ówczesnego dyrektora Instytutu. Koszt remontu wyniósł prawie 55 tys. zł.
Religa przed objęciem resortu zdrowia w rządzie PiS kierował wraz z Pinkasem Instytutem Kardiologii.
Podkreślił także, że w 2005 r. zwrócił się do Ministerstwa Zdrowia o przeprowadzenie kontroli zasadności wprowadzenia do Instytutu Kardiologii firmy zajmującej się diagnostyką laboratoryjną.
Wynikło z niej jednoznacznie - jak zaznaczył - że decyzja ta była ekonomicznie uzasadniona. Religa podkreślił też, że w momencie przeprowadzania kontroli ministerstwem kierował SLD, a więc nie ugrupowanie politycznie przyjacielskie wobec prawicy.
Pinkasowi zarzucono też, że w związku z pełnieniem funkcji publicznej przyjął co najmniej 55 tys. zł i wieczne pióro warte prawie 3 tys. zł w zamian m.in. za ułatwienie jednej ze spółek wygrania przetargu zorganizowanego w Instytucie.
Zarzuty mają związek ze śledztwem dotyczącym nieprawidłowości dotyczących organizowania przetargów na dostawę sprzętu medycznego i odczynników oraz konkursów związanych z tzw. outsourcingiem dla publicznych Zakładów Opieki Zdrowotnej (ZOZ) z terenu całego kraju. Śledztwo obejmuje na razie lata 2001-2007.
Zbadano nieprawidłowości związane z działalnością spółek branży diagnostyki laboratoryjnej: DPC Polska, Diag System oraz Diagnostyka z Krakowa.
Ustalono, że przedstawiciele firm, w zamian za korzystne rozstrzygnięcia konkursów dotyczących przejęcia laboratoriów szpitalnych w całym kraju oraz przetargów na dostawę sprzętu medycznego i odczynników laboratoryjnych, wręczali korzyści majątkowe i osobiste pracownikom publicznych ZOZ-ów.
Do tej pory zarzuty w tej sprawie postawiono ponad 30 osobom. Wśród podejrzanych są osoby pełniące kierownicze funkcje w spółkach medycznych, przedstawiciele handlowi tych spółek, kierownicy i dyrektorzy szpitali oraz laboratoriów szpitalnych, a także m.in. funkcjonariusz policji i lekarz. Lekarz nie powinien mówić źle o swoim koledze
Religa powiedział też, że przepis dotyczący prawa do krytyki lekarza przez innego lekarza oraz jego granic jest anachroniczny i powinien być albo zmieniony albo zlikwidowany.
Były minister zdrowia powiedział, że jest dobrą zasadą niemówienie o swoim koledze lekarzu niczego złego. Nie dotyczy to jednak spraw, które na przykład są błędem lekarskim - podkreślił.
Według Religi, sprawy błędów lekarskich powinny być bowiem rozstrzygane - tak jak w USA - przez normalne sądy.
W środę Trybunał Konstytucyjny ma wydać orzeczenie dotyczące prawa do krytyki lekarza przez innego lekarza i jego granic.
Skargę do TK złożyła lekarka, pracownica naukowa Akademii Medycznej we Wrocławiu, która skrytykowała na łamach prasy badania dzieci przeprowadzone w celach naukowych na uczelni. Władze uczelni ukarały ją za to naganą, sprawą zajmowały się także Okręgowy Sąd Lekarski i Naczelny Sąd Lekarski. Ten ostatni wymierzył jej karę upomnienia.
Zdaniem skarżącej, przepis Kodeksu etyki lekarskiej, na podstawie którego ją ukarano, jest niezgodny z konstytucją i godzi w wolność słowa. Przepis ten stanowi, iż "lekarz powinien zachować szczególną ostrożność w formułowaniu opinii o działalności zawodowej innego lekarza, w szczególności nie powinien publicznie dyskredytować go w jakikolwiek sposób".
Skargę poparł Rzecznik Praw Obywatelskich, natomiast o uznanie przepisów za zgodne z konstytucją wnieśli: przedstawiciel Sejmu i Naczelna Rada Lekarska.