Relacje z USA dla WP - Roman Wawrzonek
Wirtualna Polska rozmawia z Romanem Wawrzonkiem z Nowego Joku, byłym konserwatorem budynków World Trade Center.
13.09.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Jak długo pracował pan w World Trade Center?
Cztery lata, od 1986 do 1990 r.
Jak scharakteryzowałby pan budynki WTC?
Wieże WTC liczyły ponad 400 metrów. Miały 104 piętra. Ze względu na wytrzymałość lin tylko jedna winda towarowa dochodziła do samej góry. Pozostałe dochodziły do 70 piętra. Tam trzeba było się przesiąść.
Eksperci twierdzą, że przyczyną szybkiego zawalenia się budynków była wysoka temperatura, jaka zapanowała w nich po uderzeniu samolotów.
Nigdy bym się tego nie spodziewał, że budynki runą. Nośna konstrukcja opierała się na "trzpieniu" idącym przez środek budynków od dołu do samej góry. Miały one ok. 10 m2 i były zrobione z litego betonu z silną konstrukcją żelazną. Na nich trzymała się cała konstrukcja. To, że w tak krótkim czasie uległy one zniszczeniu pod wpływem temperatury jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Ale specjaliści twierdzą, że pod względem konstrukcyjnym nie było żadnego błędu.
Jak mogła wyglądać ewakuacja osób z budynków?
Przypuszczam, że nie ewakuowano się windami, ze względów psychologicznych, a także dlatego, że tak zakładał plan ewakuacyjny. Wiele z drzwi prowadzących na schody było zamkniętych i osoby, które chciały uciec nie mogły ich sforsować. Olbrzymie szczęście, że w momencie ataku, ze względu na wczesną porę, wielu osób nie było jeszcze w budynku. Gdyby atak przeprowadzony był 2 godziny później ofiar byłoby znacznie więcej.
Co pan czuł, gdy oglądał pan walące się wieże WTC?
To był okropny widok. Byłem emocjonalnie związany z tymi budynkami. Znałem, każde piętro, każde pomieszczenie, każdy kąt.
Rozmawiał: Wawrzyniec Pater