Rejestr bez księży. Pełnomocnik Episkopatu ds. ochrony dzieci: Nieuzasadnione zarzuty

Czy PiS kryje księży pedofilów? Takie zarzuty pojawiły się po opublikowaniu rejestru przestępców seksualnych, w którym nie ma głośnych nazwisk skazanych duchownych. - To nie są uzasadnione zarzuty. Nie ma żadnego spisku - przekonuje o. Adam Żak, pełnomocnik Episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży. Przekonuje, że kościelne procedury działają coraz lepiej, a podobne powinny być wprowadzone w innych instytucjach.

Rejestr bez księży. Pełnomocnik Episkopatu ds. ochrony dzieci: Nieuzasadnione zarzuty
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta | Przemek Wierzchowski
Kamil Sikora

Jak ojciec reaguje na zarzuty, że Ministerstwo Sprawiedliwości chroni księży skazanych za przestępstwa seksualne, bo nie ma ich w otwartym rejestrze?

To jest po prostu nieznajomość rzeczy. Zgodnie z ustawą w rejestrze publicznym znajdują się recydywiści, czyli sprawcy najcięższych przestępstw seksualnych m. in na szkodę osoby małoletniej, którzy zostali uprzednio skazani na karę pozbawienia wolności bez zawieszenia. Nie ma więc żadnego spisku. Istnieje drugi spis, niejawny, dostępny dla osób uprawnionych, w tym np. dla dyrektorów szkół czy organizatorów kolonii, którzy będą mogli skontrolować, czy osoba, którą przyjmują do pracy lub angażują w charakterze wolontariusza była skazana za przestępstwa seksualne na szkodę małoletnich.

Z tego co wiem żaden z księży, których publicznie wymienia się w mediach, nie był recydywistą skazanym za najcięższe przestępstwa i dlatego nie są wymienieni w rejestrze jawnym. Zresztą nie ma w nim również wielu innych osób.

Zarzut, że księża są szczególnie chronieni przez ministerstwo, to trochę histeryczna reakcja wynikająca ze skoncentrowania się na duchowieństwie, jakby to ono było głównym problemem, podczas gdy badania jednoznacznie pokazują, że wykorzystywanie seksualne małoletnich jest problemem społecznym. Dla mnie taka reakcja jest w pewnym sensie typowa. Opinia publiczna w sposób podświadomy broni się przed przyznaniem, że jako społeczeństwo mamy problem i wskazuje, że problem dotyczy tylko jednej grupy społecznej, w tym przypadku kleru.

A jak dzisiaj wyglądają procedury Kościoła wobec osób oskarżonych lub skazanych za przestępstwa seksualne na nieletnich?

Te rzeczy są powszechnie znane, mówiłem o nich wiele razy w wywiadach, nie chcę się powtarzać. Poza tym te procedury są opublikowane w wielu miejscach. Między innymi na stronach episkopatu. Dla mnie najważniejsze jest to, że procedury działają, że są wprowadzane w życie. Nie znaczy to, że ci, którzy je realizują, nie popełniają żadnych błędów związanych z brakiem wrażliwości lub przygotowania do postępowania w sprawach tak delikatnych. Ale to już inna kwestia, która wymaga uwagi przełożonych.

Czy Kościół będzie sprawdzał księży pracujących z dziećmi, np. z ministrantami albo przygotowujący do I komunii?

Wszyscy zatrudniani do pracy z dziećmi i młodzieżą muszą być weryfikowani, czy nie byli karani za przestępstwa seksualne na szkodę małoletnich. Tego wymaga inna ustawa, która niedawno weszła w życie. Pracodawca musi sprawdzić w rejestrze. Dotyczy to wszystkich, także wolontariuszy, niezależnie od tego, czy są duchownymi, czy nie, czy instytucja, dla której pracują jest instytucją kościelną, czy publiczną lub społeczną. To bardzo pozytywne rozwiązanie, które służy ochronie dzieci i młodzieży. Ustawodawca wyciągnął wniosek z faktu istnienia problemu społecznego w postaci wykorzystywania seksualnego małoletnich i wprowadził powszechnie pewien standard, który stanowi krok w dobrym kierunku.

Rada prawna Konferencji Episkopatu Polski prawdopodobnie przestudiuje dokładnie te przepisy i jeśli będzie trzeba wyda odpowiednie instrukcje dla podmiotów kościelnych.

Media skupiają się na Kościele, który zastosuje się do tej ustawy z przekonaniem, że prewencja jest rzeczą konieczną. Przypomnę, że wraz z wytycznymi episkopat zatwierdził ramowy dokument o prewencji zobowiązujący wszystkie instytucje pracujące z dziećmi i młodzieżą prowadzone przez Kościół do wypracowania własnej polityki prewencji. Nie wystarczy reagować jak się mleko rozleje. Trzeba zapobiegać. To podstawowy obowiązek wszystkich, którzy pracują z dziećmi i młodzieżą, bo skala problemu w naszym społeczeństwie jest zatrważająca, bo aż 12,4 proc. dzieci między 11. a 17. rokiem życia doświadczyło przynajmniej jednej z form wykorzystania seksualnego. Takie są dane z najnowszych badań.

Najwyższy czas, by chronić dzieci, by wszystkie środowiska w jakich przebywają, uczą się, bawią, uprawiają sport itp. były środowiskami bezpiecznymi. By tak się stało nie wystarczy prawo karne, nie wystarczą rejestry przestępców ani obowiązek sprawdzania w nich osób przyjmowanych do pracy z dziećmi i młodzieżą. To jest zaledwie krok w dobrym kierunku, ale powinny być wprowadzone kolejne.

Rzecznik Praw Dziecka od dłuższego czasu postuluje wypracowanie narodowej strategii na rzecz ochrony dzieci i młodzieży przed przemocą. Taka strategia, która scaliłaby w jednym dokumencie prawnym rozproszone w różnych ustawach elementy ochrony małoletnich i zobowiązywała wszystkie zainteresowane instytucje do stosowania odpowiednich instrumentów ochrony powinna powstać jak najszybciej.

Kościół w Polsce rozpoczął proces wypracowywania systemu prewencji w instytucjach od niego zależnych. Ale to, że będzie on z czasem działał w ok. 500 kościelnych instytucjach oświatowych czy wychowawczych to za mało. Takie programy powinny być obowiązkowe wszędzie, w każdej szkole publicznej i prywatnej, w każdej organizacji sportowej czy artystycznej, która gromadzi dzieci i młodzież. Zamiast domyślać się spisków między Ministerstwem Sprawiedliwości a Kościołem trzeba się motywować i jednoczyć w budowaniu skutecznej strategii ochrony dzieci i młodzieży przed przemocą na skalę ogólnopolską. Nie jest to zadanie proste ani do załatwienia samymi ustawami m. in. dlatego, że przemoc w naszym społeczeństwie, w kulturze, w polityce i – niestety – w rodzinach… ma się dobrze.

Dziękujemy za rozmowę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1176)