Referendum w Wadowicach. Trwa ostra walka
Interwencje policji, a nawet rękoczyny. Tak wygląda przedreferendalny obraz Wadowic. W najbliższy weekend mieszkańcy zadecydują, czy odwołać burmistrz Ewę Filipiak. Do tego czasu papieskie miasto, jest polem bitwy. Nie tylko na słowa.
Od ogłoszenia decyzji o referendum w Wadowicach, całe miasto jest postawione w stan gotowości. Inicjatywa Wolne Wadowice zbiera zwolenników i zachęca do pójścia do urn, a zwolennicy rządzącej od prawie 20 lat, bezpartyjnej burmistrz, robią wszystko, by mieszkańcy o referendum się nie dowiedzieli lub nie chcieli iść głosować.
W minionym tygodniu, pracownicy urzędu miasta (lub podwykonawcy) w towarzystwie policji, zaczęli zrywać plakaty informujące o referendum. Na ich wywieszenie zdecydowali się sami organizatorzy bez zgody urzędników, twierdząc, że miasto nie informuje należycie o kluczowej decyzji dla miasta. To nie spodobało się urzędnikom. Postanowili je usunąć.
- Nie analizowaliśmy, czy to jest plakat reklamowy, czy też polityczny. Po prostu w tych miejsca, w których plakaty były zawieszone, zrobiono to w sposób nielegalny, bez należytych zezwoleń – mówi Stanisław Kotarba, rzecznik prasowy urzędu miasta w Wadowicach.
Jedyny plakat, który udało się zaobserwować reporterowi Wirtualnej Polski w centrum miasta, znajduje się na kamienicy inicjatorki referendum.
- Plakat, który wisi na balkonie mojego domu jest w centrum miasta jedyną informacją o tym, że referendum odbędzie się 27 października. Nigdzie nie znajdzie się obwieszczeń - odpowiada na zarzuty Zofia Siółkowska, jedna z inicjatorek ogłoszenia referendum.
Faktycznie o taką informację ciężko. Wydrukowane drobnym druczkiem obwieszczenia nakazane przez komisarza, reporterowi WP.PL udało znaleźć się tylko na końcu korytarza urzędu miasta. Rzecznik prasowy zarzekał się, że są jeszcze "gdzieś" w mieście. Naszemu reporterowi nie udało się jednak ich znaleźć.
Organizatorzy referendum już liczą straty
- Koszty, które ponieśliśmy z tego tytułu idą w tysiące złotych, natomiast nie widzimy żadnej zmasowanej akcji policji w celu zabezpieczenia informacji o odbywającym się referendum. Mamy nagrania, gdzie widać jak niszczą nasze plakaty. W nocy podchodzą ze sprayami i zamalowują. My wiemy kto to zrobił, ale policja się nie chce tym zająć – mówi Mateusz Klinowski, radny Wadowic.
Policja wprawdzie interweniowała, ale na miejscowej poczcie. - Pani burmistrz miasta złożyła zawiadomienie prywatno-skargowe, z treści którego wynika, że w jednym z urzędów pocztowych ma znajdować się duża liczba ulotek, które zawierają w treści informacje szkalujące ją, jak i władze miasta. Zabezpieczyliśmy materiał dowodowy do postępowania sądowego – mówi Mariusz Ciarka, rzecznik małopolskiej policji.
Sprawę bada sąd, a naczelnik poczty w Wadowicach we wtorek zadecydował, że wstrzymuje dystrybucję materiałów, które zawierały informacje o komisjach obwodowych w mieście oraz list otwarty do mieszkańców.
- Te ulotki z informacją za pośrednictwem poczty miały trafić bezpośrednio do mieszkańców. Na razie jednak ich rozprowadzenie wstrzymano – mówi Klinowski. - Nie mamy możliwości realizować konstytucyjnych praw.
Między przeciwnikami iskrzy tak bardzo, że aż dochodzi do rękoczynów. Jak poinformował Wirtualną Polskę współorganizator referendum Paweł Koper, Stanisław Kotarba, rzecznik prasowy urzędu miasta miał zasłonić mu twarz jedną ręką, a drugą uderzyć w brzuch.
- Akurat to ja zostałem przez niego odepchnięty, można powiedzieć szturchnięty – odpiera atak Kotarba. Film z interwencji urzędnika, dostępny jest w internecie.
"Dolewanie oliwy do ognia"
- W Polsce prawo jest bardzo źle skonstruowane i w praktyce wszystkie referenda, poza jednym, były nieważne. Na przykładzie Warszawy można pokazać, że gdyby w stolicy poszło 50 tys. obywateli i głosowało za pozostawieniem prezydent na stanowisku, Hanna Gronkiewicz-Waltz i tak by została odwołana. Taki paradoks. Podobnie jest w Wadowicach. Tam władza zniechęca do pójścia, by nie było wymaganej frekwencji. A to z kolei uruchamia cały proces i jest pod baczną obserwacją opinii publicznej. Ale jeśli opisywane działania są dobrze udokumentowane, to wszystko będzie przemawiało na niekorzyść rządzących. Tak już było w kilku gminach w Małopolsce, gdzie włodarze stracili stołki. Takie działanie, to dolewanie oliwy do ognia – mówi dr Jarosław Flis, politolog.
Wadowickie referendum odbędzie się w najbliższą niedzielę.
*Robert Kulig, Wirtualna Polska*