ŚwiatReferendum w Holandii: Cios dla Ukrainy, sukces Rosji i eurosceptyków

Referendum w Holandii: Cios dla Ukrainy, sukces Rosji i eurosceptyków

Referendum w Holandii: Cios dla Ukrainy, sukces Rosji i eurosceptyków
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Zurab Kurtsikidze
Oskar Górzyński
07.04.2016 16:17, aktualizacja: 07.04.2016 21:07

• Holendrzy zagłosowali przeciwko umowie stowarzyszeniowej z Ukrainą
• To sygnał dla Kijowa: Ukraina nie ma co liczyć na akcesję do UE
• Wynik głosowania wzmocni eurosceptyków i zwolenników Brexitu

Czy grupa 2,5 miliona wyborców może unieważnić traktat, na który zgodę wydało 28 z 29 państw, reprezentujących ponad 550 milionów ludzi? Traktat, którego wypracowanie zajęło cztery lata i za który - pośrednio - zginęły setki osób? Odpowiedź, którą poznaliśmy w nocy ze środy na czwartek brzmi: tak. Holenderscy wyborcy opowiedzieli się przeciw ratyfikacji umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina. I mimo że frekwencja wyniosła zaledwie 32 proc., referendum nie jest formalnie wiążące, a sami jego organizatorzy przyznali, że nie obchodzi ich kwestia umowy z Ukrainą, wszystko wskazuje na to, że holenderski rząd nie zignoruje vox populi. To duży cios dla ukraińskich ambicji integracji z Europą, ale być może jeszcze większy dla samej Unii.

Wynik referendum od dawna był znany: zgodnie z przewidywaniami na "nie" zagłosowało 61 proc. wyborców. Jedyną zagadką było to, czy frekwencja przekroczy próg 30 procent, pozwalający uznać je za ważne i wymuszający na holenderskim parlamencie rozważenie ratyfikacji. Ostatecznie próg został przekroczony, ale na holenderskie standardy (w wyborach do parlamentu głosuje zwykle 75-80 proc. wyborców) frekwencja była niezwykle niska - prawdopodobnie najniższa w historii ogólnonarodowych głosowań. Mimo to, zdaniem obserwatorów, nie pozostanie to bez wpływu na decyzję rządu, który - podobnie jak rządy 27 pozostałych państw UE - opowiadał się za ratyfikacją umowy z Ukrainą.

- Spodziewam się, że dojdzie przynajmniej do opóźnienia ratyfikacji, przede wszystkim z obawy przed wzmocnieniem populistycznych tendencji wyborców - mówi WP Michiel van Blommestein, dziennikarz tygodnika "Elsevier".

Przewidywania te potwierdził sam premier Mark Rutte, który po ogłoszeniu wyników zapowiedział, że "skonsultuje" rezultat głosowania z parlamentem i Brukselą, ale "przy frekwencji powyżej 30 procent i tak dużej przewadze obozu "nie" ma poczucie, że ratyfikacja nie może dojść po prostu do skutku".

To znacznie komplikuje sytuację nie tylko dla Ukrainy, ale dla całej Unii Europejskiej - i samej Holandii, która sprawuje obecnie prezydencję w Radzie UE. Ekonomiczna część umowy z Ukrainą już obowiązuje (choć jak dotąd na zasadzie tymczasowej), zaś część polityczna - obejmująca m.in. zniesienie wiz dla Ukraińców, pomoc w sprawie walki z korupcją czy współpracę wojskową - wciąż musi być zatwierdzona przez Holandię, by w pełni weszła w życie. Dlatego pełne wejście w życie umowy jest mało prawdopodobne i pociągnęłoby za sobą ogromne komplikacje prawne.

- Oczywiście holenderski premier nie może po prostu nie wziąć wyników głosowania pod uwagę. Rutte ma teraz kilka opcji, choć żadna nie jest prosta. Może ratyfikować tylko handlową część traktatu lub zgłosić do niego zastrzeżenia, na przykład dotyczące ruchu bezwizowego. Myślę zresztą, ze część rządów UE byłaby po cichu wdzięczna Holendrom, jeśli by do tego doszło - mówi WP Pieter Cleppe, ekspert instytutu Open Europe w Brukseli.

Problem w tym, że jakakolwiek zmiana umowy czy zgłoszone zastrzeżenia prawdopodobnie pociągałyby za sobą konieczność renegocjacji traktatu i ponownej ratyfikacji przez wszystkie państwa. Warto pamiętać, że negocjacje umowy stowarzyszeniowej trwały ponad cztery lata, a proces ratyfikacji - dodatkowy rok. Dlatego najbardziej prawdopodobny scenariusz może być inny.

- Rutte zapewne pojedzie do Brukseli i będzie starał się, by Unia wydała specjalne oświadczenie, w którym stwierdzi, że Ukraina nie zostanie w bliskiej przyszłości członkiem UE, a umowa stowarzyszeniowa nie jest pierwszym do tego krokiem. To samo zawarte jest co prawda w samej umowie, ale to dla Holendrów ważna sprawa. Szczególnie, że ledwie kilka dni temu polski minister spraw zagranicznych powiedział w jednym z wywiadów, że Ukraina powinna wstąpić do Unii - mówi Rem Korteweg, analityk Centre for European Reform w Londynie. Inna opcja to wynegocjowanie przez rząd Holandii tzw. opt-outu, czyli wykluczenia jej z obowiązywania umowy. Jak wskazuje ekspert, byłaby to jednak kłopotliwa alternatywa, bo mogłoby to zachęcić inne państwa do wywalczenia dla siebie podobnych koncesji.

Niezależnie od tego, w jakiej formie zostanie przyjęta umowa z Kijowem, to polityczny cios dla Ukrainy, dla której wizja integracji z UE była przyczyną protestów Euromajdanu, a obecnie jest jednym z głównych czynników motywujących do reform. Tymczasem referendum w Holandii wysłało Ukraińcom wyraźny sygnał: Ukraina nie ma co liczyć na członkostwo w Unii. Sygnał ten słyszany był też - i przyjęty z zadowoleniem - w Rosji.

- Używając analogii wojennej, to tak, jakby - zmagając się z jakimś problemem bezpieczeństwa - powiedzieć, że opcja militarna nie wchodzi w grę. Osłabia się w ten sposób swoją pozycję negocjacyjną - mówi Korteweg. - Ale to jest problem prowadzenia unijnej polityki zagranicznej. To gra na dwóch poziomach: na poziomie Unii, gdzie problemem jest to, jak odpowiadamy na ruchy Rosji i jak pomagamy Ukrainie, i na poziomie lokalnym, który często stoi w sprzeczności z celami Unii - dodaje.

Wynik referendum w Holandii to też zła wiadomość dla całej Unii. Bo to właśnie sama UE, a nie umowa z Ukrainą, była tak naprawdę przedmiotem referendum. Przyznali to zresztą sami organizatorzy głosowania z eurosceptycznej inicjatywy GeenPeil.

- Organizatorzy wyrazili się bardzo jasno, jeśli chodzi o ich cele: Ukraina ich nie obchodzi. Chcą po prostu wyjścia Holandii z UE i dlatego będą sabotować jakiekolwiek inicjatywy UE w każdy możliwy sposób - mówi Michiel van Blommestein. Okazji do tego nie brakuje: pomaga im w tym nowe prawo o referendach, dzięki któremu aby zwołać głosowanie, wystarczy zebrać 300 tysięcy podpisów, a wymagana frekwencja przy urnach to tylko 30 procent. Wszystko wskazuje na to, że holenderscy eurosceptycy skorzystają z niego po raz kolejny już wkrótce. Kolejnym celem ma być storpedowanie TTIP, umowy o wolnym handlu USA-UE.

- Referendum w Holandii to kolejny już sygnał wysłany ze strony wyborców, w którym elektorat wypowiada się przeciwko większym uprawnieniom dla Unii, przeciwko większej integracji. Ukraina była tu tylko postronną ofiarą - mówi Cleppe. - Powinno to dać do myślenia decydentom w Brukseli, jakiej Unii chcą europejscy wyborcy - dodaje.

Ale to także kolejne zwycięstwo wzmacniające coraz silniejszy nurt eurosceptyczny w Europie. Co symptomatyczne, gratulacje dla Holendrów złożyli liderzy skrajnie prawicowych partii w całej Europie, w tym m.in. Marine Le Pen z francuskiego Frontu Narodowego, jak i Nigel Farage, przywódca brytyjskiej Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP). Farage oraz część brytyjskich konserwatystów liczy, że referendum w Holandii zachęci Brytyjczyków do głosowania w innym nadchodzącym głosowaniu: dotyczącym wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (31)
Zobacz także