Władimir Putin na obchodach 8. rocznicy referendum na Krymie© East News | RAMIL SITDIKOV

Raszyzm w natarciu. "Zbłąkanych" Ukraińców nawrócić, resztę wyeliminować

W propagandzie prokremlowskiej największe marzenie wywiezionych do Rosji Ukraińców to zostać obywatelem państwa Putina - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Katarzyna Chawryło z Ośrodka Studiów Wschodnich. Według danych Kijowa dotychczas przymusowo przesiedlono ok. 900 tys. osób, w tym 160 tys. dzieci.

Żaneta Gotowalska: Nieliczne niezależne redakcje rosyjskie, na przykład Meduza, donoszą, że Kreml nie tylko zamierza zająć jak największą część terytorium Ukrainy, ale też wymazać ją ze świadomości Rosjan - jakby nigdy nie istniała. Skąd ten pomysł?

Katarzyna Chawryło, Ośrodek Studiów Wschodnich: Sądząc po retoryce Kremla i działaniach rosyjskiej armii w Ukrainie można wnioskować, że władze rosyjskie podjęły decyzję, by całkowicie zlikwidować państwo ukraińskie i cały naród. Temu podporządkowany jest również przekaz propagandowy. Mówi on, że Ukraina jako państwo w ogóle nie ma prawa do istnienia, a władze w Kijowie to naziści, którzy uzurpują sobie prawo do rządzenia na obszarze, który należy się Rosji.

Wobec narodu ukraińskiego głoszone są poglądy, że w rzeczywistości nie istnieje oddzielny naród, a jest to jedynie część jednego wspólnego narodu rosyjskiego, która zdołała się po części usamodzielnić. Celem obecnych działań Kremla jest przywrócenie "zbłąkanych obywateli" do Rosji i ich reintegracja.

Wymiarem praktycznym tych deklaracji jest to, co widzimy obecnie w Ukrainie, łącznie z masowymi zabójstwami ludności cywilnej. Dokonuje się również selekcji Ukraińców na tych, którzy nadają się, by wrócić na łono ojczyzny - Rosji, i na tych, którzy są nazistami i należy ich ukarać lub wręcz wyeliminować.

W jaki sposób dokonywana jest ta selekcja?

Źródła ukraińskie, w tym oficjalne, jak również niezależne źródła rosyjskie, choćby Meduza czy Mediazona, donoszą, że Rosjanie organizują obozy filtracyjne. To do nich są "ewakuowani" – w terminologii rosyjskiej – obywatele Ukrainy. Tam zostają poddani selekcji. Ci, którzy ją przechodzą, są wysyłani do Rosji. Informacje o pozostałych, często się urywają.

Te obozy filtracyjne wyglądają jak obozy koncentracyjne, jakie znamy z przeszłości?

Kwestia obozów filtracyjnych do opinii publicznej przebiła się w czasie wojen czeczeńskich. Było to wówczas coś w rodzaju tymczasowych, polowych aresztów, gdzie Rosjanie poddawali Czeczenów selekcji, represjonowali i często likwidowali.

Obecnie są to obozy, gdzie "ewakuowana", czyli tak naprawdę deportowana pod przymusem do Rosji ludność z Ukrainy, podlega kontroli tożsamości. Rewiduje się ich rzeczy osobiste, sprawdza kontakty i dane w telefonach. Ukraińcom zabierane są dokumenty, pobiera się ich odciski palców, przesłuchuje pod kątem tego, jaki mają stosunek do wojny, władz Ukrainy i Rosji, oraz czy nie brali udziału w obecnej fazie wojny, ale i również w operacji ATO (Antyterrorystyczna Operacja na wschodzie Ukrainy) trwającej od roku 2014.

Rosjanie badają również, czy kontrolowani nie mają krewnych w armii i czy nie mają tatuaży z symboliką związaną z batalionami nacjonalistycznymi - zwłaszcza batalionem Azow, jak trójząb czy tzw. wilczy hak. Według relacji przesiedleńców przesłuchuje się też, czy nie byli świadkami przestępstw rosyjskich żołnierzy.

Co z osobami, które przejdą selekcję?

One są wysyłane do Rosji. Część z nich trafia do obozów dla uchodźców. Część jest transportowana do bardziej oddalonych regionów, nawet na daleki wschód kraju, co nasuwa skojarzenia z deportacjami, z którymi mieliśmy do czynienia w Związku Radzieckim.

Strona ukraińska podkreśla, że to są deportacje, czyli forma represji. Niezależni dziennikarze ujawnili, że uchodźcy wywożeni do Rosji zmuszeni są, by krytykować działania Ukrainy i obciążać siły ukraińskie swoimi zeznaniami. Pojawiają się głosy, że niektórzy są zmuszani do podpisywania zeznań, którymi są później szantażowani.

Albo że są zmuszani do podpisania dokumentów, które zmuszają ich do pozostania na terytorium Rosji, nawet do 2 lat. Rosyjska propaganda mówi, że w ten sposób władze chcą pomóc ludziom znaleźć nowy dom i pracę, że ratują kobiety i dzieci, pokazując rzekomy aspekt humanitarny swoich działań.

Rząd Ukrainy donosi, że dotychczas przymusowo przesiedlono do Rosji ok. 900 tys. osób, w tym co najmniej 160 tys. dzieci (dane przytaczane przez rzeczniczkę ds. praw człowieka Ukrainy Ludmiłę Denisową).

Rosjanie zapowiadają, że sieroty i dzieci, które trafiły do Rosji bez rodziców, będą adoptowane przez rosyjskie rodziny w ramach uproszczonej procedury i dostaną rosyjskie dokumenty. Oznacza to, że będą poddane asymilacji. Sprzeciwiają się temu obrońcy praw człowieka i Ukraińcy, mówiąc, że to w rzeczywistości porwania.

Należy podkreślić, że mamy do czynienia również z wojną informacyjną - wokół kwestii związanych uchodźcami w przestrzeni publicznej pojawia się wieje sprzecznych informacji.

Dokąd dokładnie wywożone są osoby "ewakuowane"?

O lokalizacji obozów więcej wiemy od strony ukraińskiej - zorganizowano je między innymi pod miastem Czeboksary, niedaleko Penzy czy w obwodzie leningradzkim.

Strona rosyjska eksponuje tylko pozytywne aspekty swoich "działań humanitarnych", twierdząc, że osoby ewakuowane zostały zakwaterowane w hotelach lub sanatoriach np. na Krymie. W prorządowych rosyjskich mediach podają, że np. osoby, które trafiły na daleki wschód do Kraju Nadmorskiego, którego stolicą jest Władywostok, znajdują zatrudnienie w przemyśle czy przetwórstwie rybnym, a społeczności lokalne wprost czekają na nich z otwartymi rękami.

Podkreśla się, że warunki zakwaterowania Ukraińców w Rosji są bardzo dobre, że wywiezieni dostaną zapomogi, że będą mogli ubiegać się o rosyjskie obywatelstwo. W propagandzie prokremlowskiej największe marzenie wywiezionych to zostać Rosjaninem.

Relacje strony ukraińskiej, jak również mediów niezależnych odnośnie deportacji, skupiają się na dehumanizacji w obozach filtracyjnych, na łamaniu praw Ukraińców, represjach. Ten aspekt jako niewygodny i obciążający władze na Kremlu, Rosjanie zupełnie pomijają. Mówienie o tym w Rosji podlega pod surowe przepisy o dyskredytacji władz i tzw. fake newsy i wiąże się z karą.

To, co się dzieje, to zaplanowana akcja?

Deportacje ludności z Ukrainy do Rosji zostały zorganizowane w sposób systemowy. W marcu, kiedy intensywnie atakowano Mariupol, strony negocjowały otwarcie korytarzy humanitarnych. Tyle że Rosjanie godzili się, by otwierać tylko te prowadzące do Rosji. Sabotowali z kolei te, które chcieli utworzyć Ukraińcy. Ludność nie miała wyboru i była wypychana w stronę Rosji pod groźbą utraty życia.

Społeczeństwo rosyjskie wierzy w te wszystkie opowieści o Ukraińcach, którzy wreszcie znajdują w Rosji szczęście?

Wydarzenia, zgodnie z linią Kremla, tłumaczy społeczeństwu propaganda, której natężenie jest bardzo wysokie. Jest ona sączona za pomocą telewizji, ale uprawiają ją również instytucje państwowe, no i sami politycy. To, co mówi prezydent Władimir Putin, minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow czy cerkiew prawosławna, jest połączone w jeden wielki i spójny przekaz propagandowy. Obywatele mają małe szanse, by się z nim nie zetknąć i nie zostać zindoktrynowanym.

Przekaz jest tak skonstruowany, że trafia w przekonania większości Rosjan, ich uprzedzenia, tęsknoty. Utwierdza ich w przekonaniu, że mają dziejową misję, by wyzwolić świat od faszyzmu i pomóc innym narodom.

Według propagandy, kończą zadanie rozpoczęte w trakcie wielkiej wojny ojczyźnianej – dobijają faszyzm, który odrodził się właśnie w Ukrainie i zmusił ludzi do ucieczki i szukania pomocy w Rosji. To jest im wbijane do głów. Wiele osób, zwłaszcza ze starszych pokoleń, w to wierzy.

Poza tym społeczeństwo rosyjskie w swojej masie jest bierne. Rosjanie są obezwładnieni przekazem propagandowym i strachem przed represjami. A ludzie, którzy mają inne zdanie niż Kreml lub mają wątpliwości, zazwyczaj milczą.

W rosyjskiej telewizji bardzo często pokazywany jest Mariupol, w którym nadal broni się pułk Azow. Rosjanie mogą dowiedzieć się z rządowych mediów, że to Ukraińcy niszczą swoje miasta.

Ogromna skala zniszczeń nie jest ukrywana. Odwracane są jednak związki przyczynowo-skutkowe i logika zdarzeń, co jest charakterystyczne dla rosyjskiej propagandy. W przekazie rosyjskim mówi się, że do zniszczeń doprowadzili ukraińscy nacjonaliści, którzy swoje punkty obrony osadzali w cywilnych budynkach - szkołach, szpitalach, domach i zasłaniali się w walce zwykłymi obywatelami.

Broniący Mariupola pułk Azow zaszedł Rosjanom za skórę. Jest on w Rosji znienawidzony jako rozsadnik "faszyzmu", a jego żołnierze są określani jako "wysłannicy szatana".

W propagandzie pada słowo "wojna"?

Pojawia się, ale nie w kontekście inwazji na Ukrainę. Najpierw mówiono, że trwa wojna informacyjna i gospodarcza z Zachodem. Teraz, gdy zintensyfikowano wsparcie militarne dla Ukrainy z Zachodu, mówi się, że rozpoczęła się prawdziwa wojna z Zachodem. Dla Rosji to wojna obronna. Tzw. operacja specjalna w Ukrainie to dla Rosjan zaledwie etap przejściowy przed konfliktem z Zachodem, zaprowadzenie porządku we własnym domu.

To, co robią Rosjanie, nazywane jest jako "raszyzm".

Tego określenia użył między innymi znany historyk Timothy Snyder, ale wymyślili je Ukraińcy. Ma ono oznaczać rosyjski faszyzm. Nawet interpretację tego neologizmu Rosjanie próbują odwrócić na swoją korzyść. W rosyjskiej propagandzie "raszyzm" tłumaczono jako rasizm wobec Rosjan.

Wpleciono ten termin w przekaz, że to naród rosyjski jest na świecie prześladowany, a świat ogarnęła niesprawiedliwa rusofobia. To przykład tego, jak propaganda rosyjska odwraca znaczenie pojęć, związki przyczynowo-skutkowe. To bardzo dla nich charakterystyczne.

Innym przykładem jest to, że Rosja jako zwycięzca II wojny światowej, spadkobierca ZSRR, który pokonał faszystów, rości sobie prawo, żeby określać, kto jest, a kto nie jest faszystą obecnie. Uznali, że w ten sposób będą nazywać Ukraińców i tak usprawiedliwią likwidację narodu ukraińskiego.

Czy działania Władimira Putina wobec Ukrainy mają związek z tym, że w tym roku przypada 100. rocznica powstania ZSRR?

Putin przywiązuje bardzo duże znaczenie do historii i do tego, jak jest ona interpretowana i nauczana w Rosji. Na odwoływaniu się do osiągnięć historycznych, zwłaszcza zwycięstwa w II wojnie światowej, zbudował swój kapitał polityczny jako prezydent. Wielokrotnie pojawiała się w jego wypowiedziach tęsknota za ZSRR, żal, że się rozpadł.

Wielokrotnie negatywnie wypowiadał się o Ukrainie, co sugeruje, że ma jakiś kompleks, że ten kraj po rozpadzie ZSRR układał sobie życie, coraz bardziej oddalając się od Rosji. Zakładam, że Putin chce ten proces odwrócić, podporządkować Ukrainę Rosji i odbudować coś na kształt nowego ZSRR. Chciałby zapewne przejść do historii jako lider, który cofnął bieg historii, zrewidował wynik zimnej wojny.

W Rosji pojawiają się problemy demograficzne - młodzi, dobrze wykształceni wyjeżdżają z Rosji. Mówi się nawet o 300 tys. osób, które wyjechały, a wrócić ma tylko 3 proc. z nich.

To jedyne twarde dane, które pochodzą z sondażu przeprowadzonego przez OK Russians, wśród ludzi, którzy wyjechali. Zapewne pokazują one tylko część skali problemu, sytuacja jest wciąż dynamiczna. Rzeczywiście od początku wojny z Rosji z obawy przed represjami czy problemami gospodarczymi wyjechały tysiące osób.

Osoby te wyjeżdżały najczęściej tam, gdzie utrzymane były połączenia lotnicze z Rosją lub gdzie obowiązywał ruch bezwizowy. Najczęściej była to Gruzja, Armenia, Izrael, Turcja a z krajów europejskich głównie Finlandia. W tym momencie dynamika wyhamowała, ale w Rosji nadal są tacy, którzy myślą o wyjeździe i go planują.

Kto wyjeżdżał?

Na posiedzeniu jednego z komitetów Dumy w pierwszych tygodniach wojny przytaczano dane, że wyjechało około 50-70 tys. specjalistów IT. Z kolei wspomniany sondaż OK Russians wskazuje, że wyjeżdżają najczęściej ludzie dobrze wykształceni, młodzi, większość z nich nie posiadała dzieci. 1/3 osób, które wyjechały według tego badania, to byli specjaliści ze sfery IT.

Kolejna grupa to menedżerowie oraz przedstawiciele wolnych zawodów. Były to osoby, które już doświadczenie w podróżowaniu miały. Takim osobom jest łatwiej podjąć decyzję o wyjeździe, choćby z powodu większych kompetencji językowych.

Wrócą do Rosji?

Większość z nich mówiła, że wyjeżdża na zawsze lub na długo. Chcą organizować życie poza Rosją, co jest sygnałem, że przestali wierzyć, że sytuacja w ich ojczyźnie szybko się zmieni. Część wyrażała obawy, że sytuacja gospodarcza na tyle się pogorszy, że trudno będzie utrzymać im obecny poziom życia.

Do tego dochodzi obawa przed sankcjami.

Część osób wyemigrowała po rozpoczęciu wojny, bo prowadziły wcześniej działalność opozycyjną, aktywizm społeczny, czyli to, co jest w Rosji piętnowane i bardzo surowo karane. Patrząc na to, że wszystko zmierza w kierunku dyktatury, te osoby byłyby na celowniku władz. Uciekali więc ze względu na swoje bezpieczeństwo. Przedstawiciele mediów opozycyjnych w znacznej części również zdecydowali się na emigrację ze względów bezpieczeństwa.

Nie tylko Rosjanie wyjeżdżają. Na obszarze poradzieckim Rosja była centrum, które przyciągało emigrantów zarobkowych z całego obszaru poradzieckiego. Teraz jest tendencja, że wiele takich osób z uwagi na kryzys gospodarczy, wyjeżdża z Rosji. Odpływ emigrantów zarobkowych jest znaczący.

Wyjeżdżający Rosjanie mogą mieć spory problem, bo zmieniło się podejście do społeczeństwa rosyjskiego jako takiego. Nie mówi się, że wojna to tylko wina Putina, ale że wszyscy Rosjanie tacy są.

Wcześniej wśród opinii publicznej na Zachodzie raczej obowiązywało rozgraniczenie, na czym bazowała rosyjska propaganda, władzy od społeczeństwa. Było przekonanie, że nawet jeśli decyzje władzy są nieakceptowane, to ludzie w Rosji są w większości otwarci i pokojowo nastawieni, nie mają wpływu na decyzje władz. Wojna zweryfikowała to podejście.

To, że Putin wypowiedział wojnę, odbywa się z aktywnym udziałem i poparciem większości społeczeństwa - armii, propagandystów, organizacji prorządowych, administracji państwowej. Znacząca część społeczeństwa jest bierna i ich postawa również przyczyniła do tego, że Putin tak długo trwa przy władzy, mimo że jego rządy są coraz bardziej autorytarne.

Wojna jest wierzchołkiem góry lodowej, czy raczej owocem, wszystkich zmian i represji, które Putin zainicjował w Rosji w ostatnich latach. Moim zadaniem społeczeństwo rosyjskie w znacznej swojej części akceptując Putina i wojnę, jest współodpowiedzialne za to, jak okrutnych działań w Ukrainie dokonują Rosjanie.

W swojej masie społeczeństwo rosyjskie popiera tzw. operację specjalną w Ukrainie, Putina i jest nastawione antyzachodnio. Według Centrum Lewady poparcie dla rządów Putina wzrosło w ostatnich tygodniach i wynosi ponad 80 proc. (w styczniu przed inwazją wynosiło 69 proc.).

Ponadto także około 80 proc. badanych popiera działania rosyjskich sił zbrojnych w Ukrainie. Do tych wyników należy podejść z rezerwą, jednak niewątpliwie wskazują one, że tezy, jakie głoszą Putin i jego ekipa, trafiają w społeczeństwie na podatny grunt.

Żaneta Gotowalska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP magazyn
wojna w Ukrainiewładimir putinmariupol