"Czarna triada" - to ją wykorzystują handlarze ludźmi. Zabójczo skuteczny mechanizm sprawia, że ofiary milczą, a sprawców trudno zatrzymać. Pojawiają się zawsze tam, gdzie dochodzi do dramatów. Takim jest właśnie wojna w Ukrainie. O świecie, w którym ludzie są tyle warci, ile mogą przynieść dochodu z Ireną Dawid-Olczyk rozmawia Anna Śmigulec.
Anna Śmigulec: Od wybuchu wojny w Ukrainie uciekło do Polski ponad 2,5 mln ludzi. Głównie kobiet i dzieci. Jakie jest prawdopodobieństwo, że interesują się nimi handlarze ludźmi?
Irena Dawid-Olczyk, prezeska Fundacji Przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu La Strada: Zacznijmy od tego, że handel ludźmi nie jest żadnym romantycznym przedsięwzięciem, tylko jest sposobem na zarabianie pieniędzy. W tym świecie ludzie są tyle warci, ile mogą przynieść dochodu. A migranci to grupa, na której można zarobić. Na różne sposoby.
W dodatku są łatwym łupem. Ponieważ przyjechali do obcego kraju, nie znają jego realiów, nie znają języka, są w sytuacji kryzysu, potrzebują mieszkania, pieniędzy i pracy – w wyniku czego mogą podejmować ryzykowne decyzje. Co ważne: nie mają swojej społecznej sieci wsparcia.
No tak, mąż, partner, brat czy ojciec musieli zostać w Ukrainie, rodzina i przyjaciele daleko, z własnego telefonu po przekroczeniu granicy nie da się zadzwonić ani niczego sprawdzić, bo ukraińska sieć już przestała działać...
Nawet w normalnej sytuacji wyspecjalizowani handlarze - rekruterzy są w stanie kogoś omotać. A osobę w takiej sytuacji, o jakiej mówimy, omotać dużo łatwiej. Dodajmy, że często nie ma ona nawet jak zweryfikować informacji.
To wszystko razem sprawia, że handlarze ludźmi są mocno zainteresowani uciekinierami z Ukrainy. Poza tym wiemy: handel ludźmi jest wprost proporcjonalny do migracji, czyli im większa migracja, tym większy handel.
Ale - uwaga - oni są też zainteresowani tym, żeby ich interes był bezpieczny. A w państwie takim jak Polska, nie da się utworzyć dużych obozów pracy. Poza tym bardzo wiele kobiet przyjechało tutaj razem z dziećmi, co powoduje, że trudno jest je odizolować i "zniknąć". Więc takich ekstremalnych form się nie spodziewamy. Choć mieliśmy już sytuację, że kobieta była izolowana.
Oficjalnie nie była uwięziona, ale - nie mając samochodu i mieszkając w domku w polach - była odcięta od świata. I znosiła to, dopóki dziecko nie zachorowało. Dopiero wtedy zaczęła szukać pomocy.
Natomiast wykorzystanie w pracy będzie bardzo częste i myślę, że przekonamy się o tym już niedługo. Dlatego, że to wypływa, dopiero kiedy konkretna osoba już trochę pracuje. Przychodzi moment, kiedy powinna dostać pełną wypłatę i nagle okazuje się, że nie tylko jej nie dostaje, ale jeszcze musi zapłacić karę. Za to, że nie sprzątnęła swojego pokoju, że podczas rozmowy z szefem siedziała zamiast stać lub za inne wyimaginowane przewinienia.
Wiemy, że agencja, która wykorzystywała w ten sposób innych cudzoziemców, od pierwszego dnia wojny rekrutuje osoby z Ukrainy. Nie mogę mówić o szczegółach. Ale czekamy, aż policja ją zamknie.
Do jakich zajęć rekrutuje?
To agencja pracy, która podnajmuje osoby innym pracodawcom. I np. pracodawca płaci tyle, ile powinien, a agencja zatrzymuje dla siebie większość tych pieniędzy, które powinien dostać pracownik.
A pokrzywdzonym trudno będzie się poskarżyć, bo działają tutaj dwa czynniki hamujące. Jeden to taki, że kobiety ogólnie mniej się skarżą i więcej znoszą. I dotyczy to nie tylko Ukrainek, ale w ogóle kobiet z Europy Centralnej.
Jeżeli mamy grupę kobiet i mężczyzn tak samo wykorzystywanych, to kobiety będą cierpieć w milczeniu, a mężczyźni pójdą na policję czy po inną pomoc. A że tutaj mamy do czynienia głównie z kobietami, więc będzie większa bariera przed zgłaszaniem.
A drugi czynnik to taka norma ukryta, że Polska tyle zrobiła dla Ukrainy, przyjęła tę ogromną liczbę uchodźców, polski naród był tak gościnny, że nie wypada się na nich skarżyć.
I tutaj liczę na uczciwych Polaków, którzy nas powiadomią o sytuacjach wykorzystania. Bo my jako La Strada oczywiście chcemy się w to jak najbardziej zaangażować.
Czym jest ten handel ludźmi?
Definicja handlu ludźmi liczy sobie pół strony. Ale najprościej można powiedzieć, że handel ludźmi to czerpanie nienależnych zysków z aktywności osób, które się na to nie zgodziły. I w jakiś sposób zostały do tego skłonione.
Bardzo ważne jest, że zgoda ofiary na zamierzone wykorzystanie nie znosi handlu ludźmi. Czyli ofiara może akceptować tę sytuację, a mimo to nadal mamy do czynienia z handlem ludźmi.
Co on obejmuje? Jak działa?
Z handlem ludźmi jest trochę jak z normalnym handlem. To może być jedna osoba albo wielka korporacja. Jeżeli mówimy o grupach zorganizowanych, to one najpierw robią research, jakich osób potrzebują, a z drugiej strony szukają tych, które są już na rynku.
I mają dwie metody: na wędkarza i na rybaka. Wędkarz poszukuje w internecie albo w okolicy konkretnych osób, które da się wykorzystać, i buduje dla nich ofertę.
Natomiast rybak używa sieci i łowi szeroko: daje ogłoszenie w internecie i z tych wielu odpowiedzi, które dostanie, wybierze te osoby, które nadają się do tej formy wykorzystania. I które będą dla niego bezpieczne.
Czyli osoby niemające bliskich, którzy się o nich upomną, osoby, które były już kiedyś zastraszane i w związku z tym się zgodzą, osoby w sytuacji kryzysowej, które muszą zarobić jakiekolwiek pieniądze.
No, tutaj wszystkie czynniki pasują jak puzzle w układance.
I teraz: jak już rekruter wyłowi konkretną osobę, np. panią Oksanę, to przedstawia jej taką propozycję, która będzie jej pasowała. Jeżeli Oksana zna trochę angielski, to jakąś pracę z tym angielskim. Jeżeli umie gotować, to gdzieś w kuchni. Jeśli jest porządna i czysta, to sprzątanie. Czyli coś, co ona jest w stanie zaakceptować. A jednocześnie Oksana słyszy: "Musisz się zdecydować natychmiast". Albo: "Jest mało miejsc, więc nikomu nie mów. Nie radź się swojej koleżanki, bo ci podbierze to miejsce".
Czyli normalnie ci rekruterzy starają się odpowiedzieć na zapotrzebowanie. A w tej sytuacji nie muszą nawet sprawdzać, bo ono jest oczywiste dla wszystkich: bezpieczne miejsce, nocleg, praca. Oferta, jaką składają, może w jakiś sposób wskazywać na to, co się wydarzy. Bo oni też chcą być kryci i w razie problemów móc powiedzieć: "Przecież w ogłoszeniu było napisane, że z tańcem na rurze! To przecież wiedziała, o co chodzi".
Potrafią wybrać osoby, dla których lepsze warunki życia są warte jakiegoś kompromisu. Oni się często mylą, ale jednak starają się oszacować ryzyko. Wszyscy, którzy sobie wyobrażają, że handel ludźmi oznacza porwania, nie rozumieją tego, że to jest biznes i zmniejszenie ryzyka jest bardzo ważne dla sprawcy. Dlatego stara się wybrać osoby, które są podatne.
Trochę jak w przemocowym związku? Nie każda kobieta da się zmanipulować i postawić w roli ofiary?
Na miłość też pozyskują ofiarę. Zakochują się. Wchodzą w związki. Zdarzało się, że jeden rekruter prowadził w internecie kilka takich osób równocześnie. Na różnych etapach znajomości.
Czyli "zakochują się" to w cudzysłowie?
Tak, taki rekruter perfekcyjnie udaje. Odkąd czytałam akta sprawy, która nie dotyczyła akurat czystego handlu ludźmi, tylko kobiet biznesu, które przepisywały swoje firmy na takiego pana, sądzę, że nawet dojrzałych wykształconych ludzi da się urobić.
On bardzo dużo uwagi poświęcał, żeby się znaleźć w orbicie takich kobiet. I żeby odpowiedzieć na ich zapotrzebowanie. Bratnia dusza. Podobne zainteresowania. Zresztą, w czasie szkoleń robię takie ćwiczenie, w którym udowadniam, że zawodowiec jest w stanie uwieść każdą z nas.
Czyli najpierw delikatnie bada, co działa na daną osobę?
Jeśli masz konto na Instagramie czy Facebooku, to nie musi nawet być delikatny, bo tam ma wszystko podane jak na tacy. A jak już złowi ofiarę, to ona sama już nie będzie chciała z tego wyjść.
Bo jaka jest różnica? Chodzi o to, że początek bycia z uwodzicielem jest o wiele wspanialszy niż z bycia ze zwykłym chłopakiem czy mężczyzną, który jest zakochany. Bo uwodziciel rozgrywa to bardzo umiejętnie i kobieta czuje się przy nim naprawdę szczęśliwa. I później jest mu stosunkowo łatwo nakłonić tę osobę, żeby zrobiła to, czego on chce.
Na zasadzie szantażu emocjonalnego, że "jak mnie kochasz, to zrobisz to dla mnie"?
Gorzej. Że "mafia mnie zabije" itd. To są metody stare jak świat. I one nadal działają.
Natomiast w metodzie "na pracę" to wygląda trochę inaczej. Ale też sprawcy kreują takie przekonanie, że kiedyś pieniądze zostaną zapłacone, że kiedyś sytuacja będzie lepsza. A ofiara nawet nie zdaje sobie sprawy, że jest ofiarą handlu ludźmi, tylko myśli: "Mam pecha. Źle trafiłam. Jeszcze trochę wytrzymam i będzie lepiej".
A handlarze ludźmi już używają swoich typowych narzędzi, czyli przemocy psychicznej, fizycznej i dezinformacji, czyli kłamstwa. Oraz pozycji dominacji sprawcy. Która bierze się stąd, że sprawca jest lepiej posadowiony w tym kraju, jest np. bogatszy i bardziej wykształcony.
Często pojawia się też mechanizm długu, czyli: "Możesz odejść, ale jeszcze musisz nam oddać trochę pieniędzy, bo mieszkałaś u nas za darmo". Albo nakładanie kar z sufitu: "Możesz odejść, tylko musisz zwrócić te pieniądze, bo źle pracowałaś, a za to są kary." I nagle pani Oksana musi oddawać pieniądze, których nie pożyczała.
Myśmy się nawet spotkali z karą za patrzenie pracodawcy w oczy. Bo według niego to bezczelność.
W naszym kraju?
Tak. W naszym kraju spotkaliśmy też pana, który przepracował w miesiącu 350 godzin i dostał 600 zł wypłaty.
A jeśli pracodawcy są ci winni 4 tys. zł za dwa miesiące, to przecież nie uciekniesz. Bo wtedy już nigdy tych pieniędzy nie zobaczysz.
A, czyli jedna z pułapek umysłu, tzw. pułapka utopionych kosztów: skoro już czekałeś kilka miesięcy na wypłatę, to zaczekaj jeszcze jeden, bo przepadną ci pieniądze z tych poprzednich.
Dlatego mówię ludziom: jeśli chcesz pracować na czarno, to żądaj zapłaty co tydzień. Bo wtedy mniej stracisz, jeżeli się okaże, że nie płacą. Choć oczywiście w La Stradzie jesteśmy przeciwni pracy na czarno.
Wracając do mechanizmów wykorzystywanych przez sprawców: czasem sprawiają oni, że takie osoby pozostają w naszym kraju nielegalnie. Czyli obiecują im jakiś sposób zalegalizowania pobytu, pracownicy im podpisują różne zgody, a potem nie mają dostępu do swoich dokumentów. I w pewnym momencie budzą się i odkrywają, że są nielegalnie.
Co może zrobić ofiara handlu ludźmi?
Ofiara ma cztery strategie na przetrwanie. Może się godzić na wykorzystywanie. Może stawiać opór. Może uciec. Albo współpracować ze sprawcami. Mówi się, że 20-30 procent handlarzy ludźmi to byłe ofiary. Więc w zależności od tego, jaką strategię przyjmie ofiara, takie będą dla niej skutki w przyszłości.
Ale pamiętajmy, że każda ofiara handlu ludźmi podlega tzw. czarnej triadzie. Poczuciu winy, poczuciu stygmy i poczuciu wstydu. Dlatego nawet po uwolnieniu nie chce opowiadać swojej historii. I bardzo rzadko ma to dla niej pozytywne skutki oczyszczające.
Kiedyś myślałam, że ten wstyd jest charakterystyczny dla ofiar zmuszanych do seksbiznesu. Ale okazało się, że wszystkie ofiary go odczuwają i że bierze on się stąd, że pozwoliły komuś zapanować nad swoim życiem.
A poczucie winy?
Osoba, która wyjechała za granicę, to często osoba delegowana. Czyli rodzina w jakiś sposób się na to złożyła. Więc ofiara czuje: "Zawiodłem. Nie wykonałem planu. W dodatku opuściłem bliskich".
Właśnie, w ramach projektu "Galeria Anty Modern Slavery", współpracujemy z raperem Vieniem, czyli Piotrem Więcławskim przy utworze muzycznym, i w jego słowach to jest bardzo sugestywnie pokazane. Ponieważ bohaterem jest polski mężczyzna, który stał się ofiarą handlu ludźmi.
Zresztą pamiętajmy, że jeszcze 15 lat temu to głównie Polacy wyjeżdżali za granicę do pracy i niektórzy padali ofiarami handlarzy ludźmi. I im nadal pomagamy, tak samo jak cudzoziemcom w Polsce.
I ostatnie z triady: poczucie stygmatyzacji – że jesteś gorszy. W ramach przemocy psychicznej to na tym pracuje sprawca.
Czyli jeszcze pogłębia to przekonanie?
Nie, on je kreuje. Na zasadzie: "No to idź! Tylko gdzie ty pójdziesz?" albo "Kto ci uwierzy?". I rzeczywiście, niektórzy handlarze ludźmi sprawiają wrażenie godnych szacunku, wpływowych, wiarygodnych. Dwóch takich sprawców znalazłam na LinkedInie. Dobrze wykształceni, młodzi, pazerni menadżerowie. To nie były jakieś tam płotki.
Z drugiej strony, Mirosław K., znany warszawski sprawca, nie jest szczególnie wykształcony. Ale ma wybitne talenty. Wie, że kara za patrzenie w oczy jest naprawdę poniżająca i skuteczna. I wie, w jaki sposób zbudować tzw. figurę sprawcy.
Jak sprawca broni się później w sądzie? Niektórzy kreują się na szanowanych ludzi...
Na dobroczyńców wręcz! Bo dawali pracę. No i oczywiście zaprzeczają. To zależy, co adwokat wymyśli. Ale ja nie skupiam się za bardzo na sprawcach. Traktuję ich operacyjnie. Mój obraz sprawcy jest taki jak obraz tego prehistorycznego liścia na skamielinie. Ja widzę odbicie jego łapy na ofierze.
Ale ono pewnie jest trwałe i niektóre ofiary mierzą się z nim do końca życia.
Dlatego niektórzy chcieliby nazywać ofiary handlu ludźmi ocalonymi.
Od wybuchu wojny uciekło też do Polski 700 tys. dzieci z Ukrainy. Czy im też zagrażają handlarze ludźmi? Albo mogą je wykorzystać do szantażowania matek?
Możliwe. Ale myślę, że w Polsce nie dojdzie do takich sytuacji. To byłoby za grube. U nas nie możesz niepostrzeżenie uwięzić dziecka. Raczej liczę na to, że kobiety, które przyjechały dziećmi, są bardziej zdeterminowane i skłonne do walki. Bo trzeba walczyć o te dzieci.
Pracujemy teraz z młodą kobietą z Ukrainy, którą ktoś próbował ograniczyć w wolności. I burza, jaką rozpętała w mediach społecznościowych, była tak imponująca i skuteczna, że mogłabym tę dziewczynę zatrudnić w fundacji, gdyby była starsza.
A dzieci z domów dziecka? O które własny rodzic nie zadba?
Myślę, że cała Europa tak się przejmuje tymi dziećmi, że bardzo trudno byłoby je przejąć. Starałam się pomóc fundacji z Niemiec, która miała miejsce dla całego domu dziecka z Ukrainy, ale okazało się, że procedury i formalności są tak skomplikowane, że przez dłuższy czas się to nie udawało.
Z drugiej strony, nie zaprzeczam istnieniu podziemia pedofilnego. Ale La Strada się na tym nie skupia. Są inni ludzie i fundacje, które sygnały tego typu starają się wychwycić.
Bardziej martwimy się o nastolatki. Bo nimi się wszyscy aż tak nie przejmują. A są potencjalnym łupem dla handlarzy ludźmi, bardzo podatne na sugestie, nie chcą iść do placówek i trochę się ich tu kręci po Polsce. Bo osoba 17-letnia w Ukrainie może mieszkać ze swoim partnerem i nie podlega takiemu rygorowi jak w Polsce. Więc tutaj się buntuje.
Dzisiaj właśnie będziemy rozmawiać z takimi dwoma chłopakami. Nie chcą iść do placówek. A ich nie chce żadna rodzina. To sytuacja, w której ktoś im może coś zaoferować. Kradzież albo sprzedaż narkotyków. Pracę na czarno. Schronienie. A nastolatka łatwo namówić do czegoś, wręcz zmanipulować. Takie umiejętności posiada większość dorosłych ludzi, tylko ich nie używa w tym celu.
Do wybuchu wojny mieliśmy mało przypadków z Ukrainy, bo jak coś było nie tak, to te osoby na jakiś czas jechały do domu, tam się wzmacniały i dopiero wracały Polski. Mówiły sobie: "Za pierwszym razem mnie wykorzystali, zapłaciłem frycowe, no trudno. Ale teraz będę mądrzejszy, znajdę sobie lepszą pracę".
A teraz różnica jest taka, że trwa wojna i nie mają dokąd pojechać.
A czy w związku z tym, że ta wojna trwa już dwa miesiące, są już pierwsze przypadki ofiar handlu ludźmi ?
Tak, ale ta fala dopiero nadejdzie. I staramy się na to przygotować. Nasz numer został wydrukowany na milionie ulotek, więc ma go już niemal każda dorosła Ukrainka, która uciekła do Polski. Staramy się w miarę możliwości pomóc każdej potencjalnej ofierze. Bo wiemy, że wszystkie organizacje są przeciążone. I wiemy, że będzie jeszcze gorzej.
Współpracujemy ze służbami. Na liniach policyjnych czuwają ukraińscy policjanci. Poza tym nawet jeśli już teraz policja pracuje nad jakąś sprawą o handel ludźmi, to społeczeństwo o tym usłyszy dopiero za parę miesięcy.
Ale jakie to będą przypadki pani zdaniem?
Nielegalizowania pracy, pobierania żywności, oszukiwania na świadczeniach. Ktoś będzie komuś podsuwał: "Ty nie masz w Polsce konta, to wpisz moje. Jak przyjdą świadczenia na dzieci, ja ci wypłacę te pieniądze. Nie martw się, przecież się znamy".
To wszystko będzie narastać. Wiemy, że już się zdarza i kontrole tego nie wychwytują, bo są mało wnikliwe. A 700 zł na dziecko dla opiekuna tymczasowego to łakomy kąsek. Mimo że dziecko już wyjechało, jest gdzie indziej.
I pułapki: jeżeli mamy 10 osób z Ukrainy i jedna trochę mówi po polsku, to z nią będziemy wszystko ustalać. A może to właśnie ona stara się zarobić na pozostałych.
Co my możemy zrobić w tej sytuacji?
Uczulać. Trzymajcie się dwójkami, trójkami. Nie wsiadajcie do samochodów pojedynczo. Osobę, która oferuje ci pomoc (transport, mieszkanie, pracę), poproś o pokazanie dokumentu tożsamości. Zapytaj na jakich warunkach oferuje tę pomoc. Zapisuj numery telefonów osób, które ci pomagają. Mogą się przydać. W sytuacjach wątpliwych i podejrzanych zwróć się do policji i Straży Granicznej.
W razie poważnych problemów zadzwoń do Fundacji La Strada: +48 605 687 750.
To pięć zasad bezpieczeństwa, które są na naszych ulotkach.
Niby drobiazgi, a mogą uratować życie. Pewna rodzina została gdzieś zawieziona i napotkała duże problemy. Ale na szczęście miała telefon do siostry zakonnej, która rozdawała zupę. I to ona wysłała po nich misję ratunkową.
Co ciekawe, firmowała tę "pomoc" kobieta z Ukrainy. Mówiła, że to jej gospodarz, że za darmo. A jak przyszło co do czego, to kazali im płacić. A jak nie chcieli zapłacić, bo nie mieli pieniędzy, to im powiedziano, że nie mogą wyjść. Więc zadzwonili do tej siostry zakonnej i ona po nich po prostu kogoś wysłała – kto był gotów nawet zapłacić. Ale ten gospodarz już nie chciał pieniędzy.
Warto też pokazywać swoją czujność, pokazywać, że nasza znajoma w kryzysie ma czyjeś wsparcie. "Pani Oksano, zabieram panią tu i tu, tutaj ma pani adres, tu pani będzie". Jeśli nasza znajoma Oksana jedzie do kogoś, mamy do niej numer i mamy numer też do tej osoby, do której ona jedzie. "Bo ja tu jestem polską znajomą, chciałabym mieć też numer do pana. Bo gdybyście się jakoś nie rozumieli, to ja mogę załatwić tłumacza".
To jest ważne, bo wbrew pozorom nie tak łatwo się porozumieć.
Np. w nocy zadzwoniła do nas potwornie spanikowana kobieta. Okazało się, że nie zrozumiała, że zakwaterowanie, które jej zaoferowano, jest na wsi. Była druga w nocy, a ona krzyczała, bo się nie mogła z tym panem dogadać. On myślał, że ona jest zmęczona i uspokajał: "Zaraz będziemy w domu". I wszystko było w tym domu w porządku.
Ale pani z Ukrainy miała dziecko z astmą i musiała mieszkać blisko szpitala. I dopiero dzięki temu, że moja koleżanka z fundacji przetłumaczyła, kierowca zrozumiał, że nie może jej zabrać i zdecydował: "No to wracam na ten punkt i mój dom zaproponuję komuś innemu". Natomiast gdyby to telefoniczne połączenie zostało przerwane, to byśmy musiały powiadomić policję.
Jak jeszcze możemy pomóc?
Jeśli chodzi o wymierną pomoc, to oferujmy ją w takim zakresie, w jakim jesteśmy w stanie ją wykonać. Czyli np. "Mogę pójść z tobą do urzędu, ale nie mogę cię zabrać do domu. Dzisiaj mogę ci pomóc tylko w taki sposób, ale jeżeli będziesz miała poważne problemy, jeżeli ktoś będzie ci chciał zrobić krzywdę, to masz mój numer i zawsze możesz do mnie zadzwonić".
Szczególnie mówię tutaj o nieletnich, bo wiem, że oni starają się o uzyskanie numeru PESEL, ale są odsyłani i nikt nie zajmuje się tym, co się z nimi dalej dzieje. To samo z kobietami. Konkretnie mów, co możesz zrobić, a czego nie.
Ja jestem tego nauczona przez lata pomagania. Do nas dzwonią też polscy hostowie, stąd wiemy, że oni się przejmują bezpieczeństwem gości z Ukrainy. Bo to my tu na miejscu znamy sytuację, my wiemy, co może być bezpieczne, a co nie. Że jeżeli ktoś proponuje 20 euro za godzinę osobie, która nie mówi ani słowa po polsku i po angielsku, to znaczy, że coś jest nie tak. Bo to podejrzanie wygórowana i nieadekwatna stawka.
My też jesteśmy w stanie takiej osobie wytłumaczyć: "Wiem, że chciałabyś mieszkać w dużym mieście. Ale z Legionowa do Warszawy jeździ pociąg, a tam możesz mieć pracę". Możemy trochę urealnić.
Od 20 lat pracuje pani z osobami, które doświadczyły handlu ludźmi. Szkoli pani policjantów, prokuratorów, sędziów?
Kto poprosi, tego szkolę. Najczęściej współpracuję ze Strażą Graniczną.
Ostatnio szkoliłam różne grupy nieformalne, m.in. związane z granicą białoruską. O 12 lat szkolę też pracowników socjalnych dla ministerstwa rodziny. I to jest dobre szkolenie, bo aż trzydniowe, z dużą ilością ćwiczeń i warsztatów.
Grupa liczy dwadzieścia parę osób i na początku każdy mówi, że nigdy nie spotkał ofiary handlu ludźmi. To z moją koleżanką mówimy: Stop. Zaraz się z wami założymy, że zanim to trzydniowe szkolenie się skończy, to co najmniej dwoje-troje z was powie: "Pierwszego dnia się myliłem. Okazuje się, że spotkałem ofiarę handlu ludźmi, tylko o tym nie wiedziałem".
I tak też się dzieje za każdym razem. To bardzo charakterystyczne: szacuje się, że w Europie handel ludźmi przynosi zyski rzędu 2,5 miliarda euro rocznie, że w Polsce mamy między kilkanaście a 80 tys. ofiar handlu ludźmi, więc po prostu oni żyją wśród nas. Ale nie wiedząc, na czym polega ten proceder, nie jesteśmy w stanie ich rozpoznać.
Rozmawiała Anna Śmigulec, dziennikarka Wirtualnej Polski